Zaczyna się zwyczajnie, czyli od morderstwa. A potem – napięcie już tylko rośnie. Oto bowiem Sara Weronika Sokolska, zwana w skrócie Saniką, wkracza w nasze życie i sieje w nim zamęt jako bohaterka powieści Magdaleny Kubasiewicz wydawnictwa Genius Creations. Ów stan nie pozwala nam robić nic innego prócz czytania Spalić wiedźmę, a kiedy orientujemy się, że jest już trzecia nad ranem, przewracamy ostatnią kartkę (ewentualnie e-kartkę – co kto lubi) i idziemy spać z poczuciem dobrze spędzonych paru godzin.
Ale zacznijmy od początku.
Dzisiaj w ramach materiału ilustracyjnego trochę zdjęć związanych z Krakowem. Źródło: KLIK |
Spalić wiedźmę zaczyna się mocno, jak mroczny kryminał, a w miarę posuwania się akcji stylistyka idzie bardziej w kierunku bardzo dobrej, niewtórnej fantastyki. Owszem, całość opiera się na magii, dziwacznych stworach, demonach, pradawnych mocach i ratowaniu świata, ale mamy tu też telewizory, samochody, dziennikarzy, polityczne niesnaski, świetne postacie i dużo humoru. A wszystko pisane bardzo dobrym, przemyślanym językiem, którego próbki(to znaczy: swoje ulubione fragmenty) cytuję w tej oto recenzji.
Krakowski rynek. Źródło: KLIK |
Sanika to Pierwsza Czarownica Polanii – monarchii, której stolicą jest Kraków, a władcą król Julian. Nie wiadomo, skąd Sara się wzięła ani kto ją szkolił; kobieta nie cieszy się poparciem ani sympatią swoich kolegów i koleżanek po fachu, ale wiadomo, że jest jedną z najpotężniejszych czarownic w kraju. (A przy okazji prawdopodobnie ma najbardziej cięte riposty ze wszystkich jego mieszkańców). Jest pewna swoich umiejętności – aż do czasu, gdy Kraków doświadcza serii magicznych, niszczycielskich ataków. Sara w obronie swojego miasta staje do walki z niezwykle potężną, pradawną siłą.
Pan Twardowski wierzchem jadący. Źródło: KLIK |
Zacznę od samej Sary, bo też wokół niej kręci się cała opowieść. I dobrze, bo Pierwsza jest postacią z charakterologicznym pazurem, o której miło (no dobra, nieco perwersyjnie miło) jest czytać. Bo i sama Sara miła w żadnym razie nie jest – zamiast tego inteligentnie odpiera wszelkie ataki słowne, krzyczy i wyzywa swojego króla (który jednocześnie jest jej pracodawcą) i jednocześnie robi wszystko to, co potrzebne, by ochronić Kraków, bez wdawania się w zawiłości polityki i nieważne konwenanse. Sara nie jest bez skazy - wystarczy wgłębić się w jej przeszłość – ale od razu pała się do niej sympatią. A przynajmniej – chęcią poznania jej dalszych losów. A przy okazji gorączkowo kibicuje się jej poczynaniom, niejednokrotnie podśmiechując się pod nosem.
Nóż z Sukiennic. Źródło: KLIK |
Powszechnie wiadomo było, że pan Tomasz siostry nie miłował zbyt gorąco, w towarzystwie nazywając ją latawicą, zaś prywatnie bardziej dosadnie – kurwą.
Skończyły się ładne zdjęcia Krakowa, więc teraz zdjęcia ładnych aktorek, które mogłyby zagrać Sanikę w adaptacji filmowej. Źródło: KLIK |
Niezwykle sprawny jest język, którym posługuje się autorka. I choć w ostatnich scenach podąża ona już w kierunku fantastyki w każdym tego słowa znaczeniu (łącznie z określeniami typu nocny król i epicką, choć nieco kameralną bitwą o przyszłość świata), o tyle na początku silnie widoczne są tutaj także elementy żywcem wzięte z mrocznego kryminału, które stopniowo w fantastykę przechodzą. Zdania są krótkie, sprawne i przede wszystkim – poczytne, a to w powieści nastawionej na akcję najważniejsze. Od pierwszej strony widać, że to będzie dobra książka rozrywkowa, i ten wysoki poziom utrzymany jest do samego końca. Zauważyć chcę też – z tych bardziej formalnych aspektów – przypisy, które na myśl przywodzą mi, z moich niedawnych lektur, Jonathana Strange'a i pana Norrella (KLIK), czyli są zrobione tak, jakbyśmy czytali książkę popularnonaukową danego uniwersum. Mała rzecz, a tak bardzo cieszy możliwość dowiedzenia się, czym różni się czarodziejka od czarownicy. Niezwykle podobało mi się też wplecenie w fabułę różnych krakowskich legend, które nieco zmodyfikowało moje spojrzenie na to miasto oraz na takie ikony polskiej popkultury, jak choćby Smok Wawelski.
Anne Hathaway. Źródło: KLIK |
Dzięki temu wszystkiemu książkę czyta się łatwo i przyjemnie... no właśnie, mi czytało się chyba nawet zbyt łatwo. Bo choć Sara już się w moim literackim sercu zadomowiła na dobre, to muszę przyznać, że Spalić wiedźmę jest książką jednoznacznie rozrywkową, skupiającą się na akcji, przez co czyta się ją bardzo, bardzo szybko, raczej nie wgłębiając się w moralne dylematy bohaterów. I choć oczywiście jest to typowe dla powieści rozrywkowej, i nie mam zamiaru tego traktować jako poważnego zarzutu, o tyle niezwykle chciałabym trochę dłużej pośmiać się i poprzejmować losami Saniki i jej znajomych. Ale cóż – najwyraźniej muszę cierpliwie poczekać na kolejną część.
Lena Headey. Źródło: KLIK |
Ogólnie rzecz ujmując: jest Spalić wiedźmę tworem niezwykle sprawnym. Jest tu humor, jest fabuła, jest świetna postać pierwszoplanowa i są dobrze skonstruowane postacie drugoplanowe. Cieszy język, cieszy sposób kreowania uniwersum, cieszą wplecione w fabułę legendy. Jednocześnie jednak książka Magdaleny Kubasiewicz jest powieścią jednoznacznie przeznaczoną dla celów rozrywkowych – i jako taką należy ją oceniać. A w tym znaczeniu jest historią niezwykle dobrze opowiedzianą, zajmującą i intrygującą. Dlatego z utęsknieniem czekam na kolejną część, bo mam nadzieję, że dane mi będzie już niedługo poznać kolejne perypetie Saniki.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki Spalić wiedźmę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Genius Creations.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz