Nie przyznam się nikomu, że zasnęłam, oczekując na wyniki kolejnych kategorii. Nie wyznam także, że mimo najszczerszych chęci nie udało mi się (jeszcze!) obejrzeć wszystkich oscarowych filmów, które chciałam zobaczyć (z drugiej strony - zostały mi tylko cztery, z czego na dwa idę prawdopodobnie w tym tygodniu). Nikt nie usłyszy, że w zasadzie to ostatnio działo się u mnie bardzo dużo i raczej wypadłam z tej oscarowej gorączki.
Za to wszyscy mogli usłyszeć mój pisk radości, gdy dowiedziałam się, że Spotlight wygrało w kategorii najlepszy film. I zobaczyć zniechęcone spojrzenie, gdy ujrzałam, że Oscar za pierwszoplanową rolę męską przypadł Leonardo di Caprio (który aktorem jest świetnym, ale akurat Zjawa była przykładem aktorstwa po prostu fizycznego, a nie świetnego). I krzyknąć na mnie, gdy znów (wyniki poznawałam niechronologicznie) ucieszyłam się - tym razem z Marka Rylance'a, który swoją doskonałą grą w Moście szpiegów wygrał sobie statuetkę.
Zapraszam na swoje subiektywne podsumowanie Oscarów, z króciutkim akcentem urodowym.
Zapraszam na swoje subiektywne podsumowanie Oscarów, z króciutkim akcentem urodowym.