Wracam po parodniowej nieobecności, pokornie przepraszając za wszelkie opóźnienia. Dzisiaj prezentuję lutowe nowości, na które rzeczywiście warto czekać - filmy, książki, płyty, seriale oraz tradycyjnie przegląd premier wrocławskich teatrów - w ramach cyklu Futurologia Stosowana. Zapraszam!
FILM
Ostatnio cierpię wielce przez brak czasu na cokolwiek - w tym również brak czasu na chodzenie do kina. Nie obejrzałam jeszcze wszystkich filmów zaplanowanych na styczeń, a tu przyszedł luty, który ciekawych premier ma tyle, że praktycznie całe dnie mogłabym przeznaczać tylko na oglądanie. I nie wiem, czy dałabym radę wszystko przerobić.
Pojawią się trzy filmy nominowane do Oscarów (których rozdanie, przypominam, 28.02.) - Spotlight (5.02.), Brooklyn (19.02.) oraz Pokój (26.02.). Ten pierwszy to rzecz o molestowaniu przez księży w Kościele katolickim - zobaczę na pewno, bo i temat ważny, i słyszałam nieoficjalne opinie, że świetny. Brooklyn natomiast opowiada o młodej irlandzkiej emigrantce przybywającej do Stanów (hm, ciekawe, jaki będzie finał...) według scenariusza Nicka Hornby'ego. Pokój to historia więzionych matki i dziecka - i choć nie jest (na szczęście!) oparty na faktach, przechodzą mnie ciarki, gdy o nim myślę. Świetny jest też sam zwiastun - na pewno zobaczę, choć nie wiem, czy dam radę pójść do kina.
Gdyby jednak któryś z tych filmów nie przypadł mi do gustu (tak, Brooklyn, na Ciebie patrzę), mam pewniak, którym na pewno będę zachwycona - nowy film braci Coen, Ave, Cezar! (19.02.). Dwa słowa: bracia Coen. I jeszcze jedno: obsada, w której pojawią się między innymi Josh Brolin, George Clooney, Scarlett Johansson, Frances McDormand i Ralph Fiennes. Ach, cóż to będzie za aktorska uczta!
Jeżeli mowa o innych filmach głównego nurtu wartych uwagi, to mam dwóch faworytów. Po pierwsze: Deadpool (12.02.), czyli historia, jak z agenta sił specjalnych zamienić się w herosa. Po drugie: Ojcowie i córki, czyli duet Amandy Seyfried i Russella Crowe z wtrętem autorstwa Diane Kruger na temat relacji ojca z córką. Reżyseria: Gabriele Muccino, który stworzył między innymi Siedem dusz, jeden z najpiękniejszych dla mnie filmów o miłości.
Jeżeli jednak ktoś ma dość kina amerykańskiego (jak ja coraz częściej ostatnimi czasy), w lutym nie będzie musiał siedzieć w domu, bo okazuje się, że ten miesiąc również obfitować będzie zarówno w niemainstreamowe dzieła zagraniczne, jak i w - chyba - całkiem dobre polskie produkcje (proszę, niech tak się stanie, proszę, proszę, proszę! Nie może być tak, że tylko Excentrycy... i Moje córki krowy na początku roku trzymają poziom). Bardzo intryguje mnie Śpiewający obrusik (5.02.) - projekt studentów Wydziału Aktorskiego w Łódzkiej Filmówce składający się z czterech niezależnych nowel (wiecie, jestem taka alternatywna #hipsterstyle). Polska kinematografia w lutym zafunduje nam również Na granicy (19.02.), inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami historię ojca i dwóch synów, którzy w Bieszczadach spotykają tajemniczego nieznajomego. W obsadzie: jeden amant i trzej główni zakapiorzy polskiego kina, czyli Marcin Dorociński (ciekawe, czy ktoś w końcu dobrze nagra jego głos i będę w stanie go zrozumieć), Andrzej Grabowski, Andrzej Chyra i genialny Janusz Chabior (Służby specjalne były świetne). Z komedii: Planeta singli (5.02.), czyli Maciej Stuhr, Agnieszka Więdłocha i całe mnóstwo aktorów, których zobaczymy we wszystkich innych polskich komediach romantycznych. Ale dla Stuhra przecierpię wiele, nawet typową obsadę.
W lutym warto znaleźć sobie jakieś kino studyjne, do którego będzie można pójść raz albo kilka - we Wrocławiu polecam Kino Nowe Horyzonty oraz Dolnośląskie Centrum Filmowe. Największe oblężenie będzie zapewne w okolicach 12 lutego, kiedy to na ekrany wchodzą dwa ciekawie się zapowiadające filmy: Eisenstein w Meksyku oraz Barany. Islandzka opowieść. Eisenstein... (kręcony co prawda głównie po angielsku) opowiada o wybitnym filmowcu, który kolejny film postanawia nakręcić w Meksyku, wykorzystując do tego pieniądze... komunistycznego agenta. Zwiastun wygląda intrygująco, szczególnie wszystkie sceny z plastikowymi kościotrupami (#takatajemnica), a do tego rozbrzmiewa świetna muzyka. Dwa dni przed Walentynkami będziemy mogli pójść także na Barany. Islandzką opowieść - historię dwóch skłóconych od czterdziestu lat braci, którzy muszą zakończyć spór, aby uratować swoje zwierzęta. Zwiastun wygląda odlotowo, ze śliczną muzyką, czarnym humorem i wreszcie językiem innym niż angielski (i nie zrozumcie mnie źle, nie jestem do angielskiego uprzedzona, ale po prostu cały czas oglądam anglojęzyczne produkcje plus troszkę polskich i chciałabym czegoś innego).
Dziewiętnasty lutego przyniesie nam drugi w tym miesiącu islandzki film - Fusi, rzecz o wrażliwym czterdziestolatku wciąż mieszkającym z mamusią, który pewnego dnia zmuszony zostaje do wybrania się na kurs tańca. Nieco cięższym filmem do przełknięcia będzie natomiast Lobster (26.02.) - film, który ma w obsadzie niezwykle znanych aktorów (Colin Farrell, Rachel Weisz, John C. Reilly, Ben Whishaw, Lea Seydoux) i jest co prawda anglojęzyczny, ale opowiada historię, której jeszcze nie było. Historię przyszłości, w której samotni ludzie są aresztowani i przenoszeni do Hotelu, w którym mają 45 dni na znalezienie partnera. Mam dziwne wrażenie, że tym razem nawet Colin Farrell mnie nie zniechęci.
Podsumowanie zegarowe, czyli jak bardzo czekam na wszystkie wymienione wyżej dzieła, w skali od 1 do 5 (5 to wyczekuję z utęsknieniem i się jaram jak heretyk w XVI wieku, 4 to naprawdę czekam i bardzo chętnie pójdę, 3 - bardzo chętnie pójdę, 2 - w sumie może być ciekawe, 1 - pójdę, jeśli będę miała jeszcze czas. Filmów, na które nie czekam, bo to np. jakiś horror albo coś, co sądzę, że będzie beznadziejne, w ogóle nie ujmuję w zestawieniu).
Spotlight
Brooklyn
Pokój
Ave, Cezar!
Deadpool
Ojcowie i córki
Śpiewający obrusik
Na granicy
Planeta singli
Eisenstein w Meksyku
Barany. Islandzka opowieść
Fusi
Lobster
KSIĄŻKI
Będzie w tym miesiącu kilka głośnych czytelniczych premier, m.in. Znaku, Wydawnictwa Albatros czy . Ciekawe pozycje - chyba również dla laików - przedstawią Wydawnictwo Naukowe PWN oraz Karakter, ale sądzę, że najbardziej popkulturowy hit będzie sprawką Wydawnictwa Dolnośląskiego. Oprócz tego No to zaczynamy!
Znak ostatnio szaleje z nowościami, i dobrze, bo będzie co czytać (choć teraz też nie narzekam, bo - dzięki różnym wrocławskim Tanim Książkom i innym promocjom - w moim pokoju piętrzą się trzy ogromne stosy dzieł). Najciekawsza dla mnie nowość wyjdzie 8 lutego - Mały przyjaciel Donny Tartt. Od autorki, o której pisałam już wcześniej, dostaniemy tym razem rzecz trochę baśniową, trochę przygodową, a trochę tragiczną, o dziewczynce, która postanawia znaleźć mordercę swojego brata. Po Donnie można się spokojnie spodziewać wysokiego poziomu, tak więc kupujmy w ciemno!
17.02. z kolei przyniesie nam kolejną powieść Harlana Cobena, autora niezwykle płodnego - Nieznajomy (Wydawnictwo Albatros) to jego dwudziesta siódma (!!!) powieść. I wiecie co? To jedna z tych książek, w których nie mam zamiaru wcześniej czytać, o czym jest, a i tak ją przeczytam, żeby się wciągnąć i pośmiać, bo w tym Coben jest bardzo dobry. Nawet mimo tego, że kilku ostatnich jego powieści nie poświęciłam nawet minuty - po maniakalnym przeczytaniu chyba dwudziestu pod rząd miałam już trochę dosyć.
Z powieści z dreszczykiem i jednocześnie hitów popkulturowych muszę, po prostu muszę, wyróżnić najnowszą książkę Stephenie Meyer Życie i śmierć (premiera: dzisiaj, 3 lutego, Wydawnictwo Dolnośląskie). Książka ta powstała z okazji jubileuszowej, 10. rocznicy wydania Zmierzchu, i ma być odwrotną wersją historii z oryginalnej sagi, której zresztą pierwsza część jest zawarta w tym samym tomie (tylko z drugiej strony). Jeżeli znacie jakąś fankę serii, to jest to całkiem dobry pomysł na prezent. Z dzisiejszej perspektywy piszę oczywiście o tej książce z ogromnym przymrużeniem oka, ale pamiętam, że jak miałam te 11 czy 12 lat i czytałam ją po raz pierwszy, to całkiem mi się podobała, takie wciągające coś na niedzielę, i sądzę, że dzisiaj też komuś młodemu - jeżeli jakimś cudem uchował się, nie słysząc o serii - też może się spodobać.
Z literatury ambitniejszej niż twórczość Meyer (o co chyba nietrudno): Krzysztof Varga, mój ukochany felietonista, z tekstami którego można się co tydzień zapoznawać w Dużym Formacie (dodatek do czwartkowej Gazety Wyborczej), wydaje właśnie zbiór swoich najlepszych polemik z dzisiejszą kulturą, zatytułowany Setka (bo i artykułów jest właśnie sto; nakładem wydawnictwa Wielka Litera). Mam wrażenie, że będzie to cudowne, i chyba już jutro pójdę do księgarni, bo przy felietonach autora zawsze łapie mnie złośliwy chichot (szczególnie polecam jeden z ostatnich, o opiniach ludzi na lubimyczytac.pl - chociaż w sumie to z nim szału nie ma).
Do księgarń w lutym trafią także Dzienniki Astrid Lindgren, autorka m.in. Pippi Langstrump i Dzieci z Bullerbyn (Nasza Księgarnia, 10.02.). Ostatnio doszłam do wniosku, że bardzo dużą zaletą posiadania dzieci jest to, że bezkarnie można im kupować piękne książeczki z historiami i wierszami, i że można im je czytać. Refleksja ta wywołała we mnie chęć powrotu do dziecięcych lektur, dlatego sądzę, że ciekawie będzie zobaczyć, co autorka jednych z najciekawszych powieści dla dzieci myślała i jak żyła. Intrygującą propozycję przedstawi również wydawnictwo Karakter, które 24.02. opublikuje Architekturę nowoczesną. Wykłady Franka Lloyda Wrighta, jednego z najważniejszych architektów XX wieku. Pod sam koniec miesiąca zaś (29.02.) będziemy mogli poczytać na temat geniuszu i geniuszów w książce Genialni. W pogoni za tajemnicą geniuszu Erica Weinera (Wydawnictwo PWN). Oczywiście, wszystkie trzy pozycje to książki, które służą raczej do przekazania jakichś konkretnych informacji, a nie do celów rozrywkowych, ale mam takie dziwne wrażenie, że będzie mi się je dobrze czytać. To znaczy, o ile w końcu do nich dotrę, bo nieprzeczytane stosy wyglądają coraz groźniej.
Donna Tartt Mały przyjaciel (Znak literanova)
Harlan Coben Nieznajomy (Albatros)
Krzysztof Varga Setka (Wielka Litera)
Astrid Lindgren Dzienniki (Nasza Księgarnia)
Frank Lloyd Wright Architektura nowoczesna. Wykłady (Karakter)
Eric Weiner Genialni. W pogoni za tajemnicą geniuszu (PWN)
MUZYKA
W tym miesiącu zdarzy się coś niesamowitego, cudownego i pięknego, co wcale nie będzie estetyczne ani przyjemne. Mianowicie płytę wyda jedna z najlepszych polskich wokalistek, Maria Peszek. Płyta nazywać się będzie Karabin i mówić będzie o wojnie, pacyfizmie i nienawiści. I co prawda będziemy mogli jej w całości posłuchać dopiero pod koniec miesiąca, bo 26 lutego, ale już na nią czekam i się nią podniecam. Maria Peszek bowiem jest genialna, a jej ostatnią płytę Jezus Maria Peszek przesłuchałam chyba ze sto razy (i to nawet mimo tego, że nie zgadzam się z niektórymi jej tekstami). Artystka hipnotyzuje, a swoim przesłaniem naprawdę skłania do refleksji. Polecam każdemu, kto chce przy muzyce trochę pomyśleć, a nie tylko słuchać.
A propo muzyki do myślenia: swoje nowe płyty wydali niedawno Magda Umer (Duety - Tak młodo jak teraz) oraz Janusz Radek&The Ants (Popołudniowe przejażdżki). I coś mi się zdaje, że będą one bardzo dobrą propozycją na lutowe długie wieczory przy kominku i lampce wina. Albo dwóch. No, ewentualnie pięciu. Ale pięciu to z kimś, bo samemu to już nie wypada w takich ilościach.
Z głównego nurtu: już w piątek (5.02.) premiera najnowszego albumu Eltona Johna, Wonderful Crazy Night. Artysta dla mnie zawsze był synonimem jakiegoś takiego odlotu, dziwnego połączenia lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych ze świetną grą fortepianu i ciekawym wokalem. Jako że niebawem sama wracam do grania (hurra!), staram się teraz wsłuchiwać w muzykę twórców ten instrument wykorzystującym, dlatego Eltona Johna na pewno przesłucham. I po tytułowym utworze wnioskuję, że nie uczynię tego tylko jeden raz. Nie wierzycie? Na górze akapitu link, sami przesłuchajcie i oceńcie.
A tym, którzy nie mają czasu na wgłębianie się w czterdziestominutowe dzieła, polecam Studio Accantus - grupę pasjonatów, którzy kochają muzykę. Na swoim kanale na YouTubie co środę publikują filmik z nową piosenką, i są po prostu genialni. Znam ich chyba od roku czy nawet dłużej, ale ostatnio słucham ich cały czas. I z utęsknieniem czekam na jakiś koncert we Wrocławiu. Na razie natomiast: piosenka, która zachwyciła mnie zarówno genialnym wokalem Sylwii Banasik (0:20!!!), jak i niezwykle pozytywnym nastawieniem artystów do życia. Polecam!
Maria Peszek Karabin
Maria Peszek Karabin
Magda Umer Duety - Tak młodo jak teraz
Janusz Radek&The Ants Popołudniowe przejażdżki
Elton John Wonderful Crazy Night
TEATR I OPERA
W tym miesiącu w najważniejszych teatrach raczej brak całkowitych nowości - ale to dobrze, bo dzięki temu jestem w stanie nadrobić zaległości. Jedynie w Operze Wrocławskiej odbędzie się premiera - baletu Rodiona Szczedrina Anna Karenina. Średnio lubię w Operze balety, bo muzyka do nich puszczana jest z CD, ale zachęca mnie nazwisko rosyjskiego kompozytora.
W Teatrze Polskim w lutym brak nowości, ale udało mi się od kolegi odkupić dwa bilety na Małe zbrodnie małżeńskie, więc recenzja na pewno się pojawi. Ta sama sytuacja jest z Teatrem Capitol - i bardzo dobrze, bo może wreszcie uda mi się nadrobić zaległości (wiecie, że w Capitolu nigdy jeszcze nie byłam?). Na początku przyszłego miesiąca wybieram się na Nine i się niesamowicie z tego powodu cieszę. Jeszcze tylko Mistrz i Małgorzata, Trzech muszkieterów, Joplin i jeszcze... A zresztą, wszystko po kolei. We Wrocławskim Teatrze Współczesnym również nie będzie premier - i nic dziwnego, bo najnowsze wystawiane dzieło, czyli Silesia, Silentia jeszcze nie ostygło.
SERIALE
Z lutowych serialowych nowości sensu stricto moją uwagę przykuwa Vinyl, czyli opowieść o amerykańskim biznesie muzycznym na początku lat 70. Stworzony przez Martina Scorsese, Micka Jaggear i Terence'a Wintera, w obsadzie m.in. Olivia Wilde. Świat beztroskiego producenta muzycznego zaczyna się zmieniać, gdy musi zawalczyć o swoją wytwórnię i uchronić ją przed przejęciem. Zapowiada się ciekawie - a z takimi twórcami można mieć pewność, że serial będzie bardzo dobry choćby pod względem muzycznym.
Nie mogłam się powstrzymać, bo ta interpretacja Sylwii Banasik ze Studia Accantus - które Smasha chyba wyjątkowo uwielbia - jest po prostu przepiękna. Słucham jej już chyba czterdziesty raz z rzędu i nie zamierzam przestać.
W lutym na pewno sięgnę też po Galavanta, serial komediowo-muzyczny, wyśmiewający musicalowe standardy. Obejrzałam na razie trzy odcinki (co nie było trudne, gdyż trwają po 20 minut) i jestem zachwycona specyficznym humorem i wpadającymi w ucho piosenkami. Mam też wrażenie, że dzięki wyżej wspomnianemu Studiu Accantus wrócę w końcu także do Smasha, jednego z najsympatyczniejszych seriali, jakie widziałam - również muzycznego, opowiadającego historię tworzenia pewnego musicalu. Obejrzałam cały pierwszy sezon (aż piętnaście odcinków, każdy po 40 minut, hurra!) i przez tydzień podśpiewywałam codziennie piosenki z niego pochodzące, teraz więc czas na sezon drugi - niestety, ostatni.
Na szczęście wrócił też mój kochany Grimm, który owszem, ma swoje mankamenty, a jednocześnie tak strasznie chcę wiedzieć, co stanie się z Nickiem, Monroe, Juliette i paroma innymi osobami. Polecam każdemu, kto lubi różnego rodzaju potworki. W lutym - jako że będę mieć dużo wolnego - muszę też w końcu obejrzeć do końca trzeci sezon Domku z kart, bo czwarty zostanie opublikowany już czwartego marca. Ach, jakiż to genialny serial jest... Kto jeszcze nie widział, niech biegnie. Tak, teraz.
P. S. Doszłam też do wniosku, że jednak sześć wpisów tygodniowo to za dużo. Na co dzień jeszcze daję radę, ale gdy pojawiają się okoliczności typu egzaminy czy wyjazdy, to nie ma to po prostu sensu - dlatego liczbę wpisów redukuję na razie do pięciu. A potem zobaczymy.
P.S. 2 Już jutro w ramach Czytającego Czwartku Idź, postaw wartownika Harper Lee, które mnie zaciekawiło, ale z drugiej strony... Ale o tym jutro.
P.S. 3 Jeżeli uważasz, że nie napisałam o jakimś ważnym dziele, które swoją premierę będzie miało w lutym, albo chciałbyś, żebym opisała jakieś inne, albo w ogóle chciałbyś się podzielić jakimiś przemyśleniami, to zapraszam do komentowania;-)
P.S. 4 Z tym postem miałam takie trudności techniczne, że chyba trzy godziny siedziałam nad samym jego formatowaniem. Jeżeli jakieś kłopoty wystąpią podczas lektury - bardzo przepraszam.
"Pokój" niestety częściowo jest oparty na faktach, nawet jeśli oficjalnie tak nie podano. Kilka(-naście?) lat temu popapraniec zamknął tak w swojej piwnicy kobietę, to było w Niemczech czy Austrii. W wiadomościach swego czasu trąbili na całym świecie, twórcy filmu raczej na pewno znali historię.
OdpowiedzUsuń