sobota, 2 stycznia 2016

FILM: Syndrom cioci Jadzi, czyli "Słaba płeć?" reż. Krzysztof Lange




Osoby, które wiedzą, czego chcą, są najprostsze w społecznej obsłudze. Podchodzi taki i mówi jasno: "Stara, zrób mi herbatę, pić mi się chce". Albo "Dziewczyno, pozmywaj, a ja rozleję wino". Ewentualnie: "Słuchaj, to Ty sobie spokojnie posiedź, a ja zrobię obiad, rozleję wino, dam herbatę i jeszcze Ci dam ciastko" (chociaż - niestety - to ostatnie zdarza się dość rzadko). I co? I nie ma problemu, jest tylko obustronne zrozumienie.

Gorzej jest, kiedy mamy kontakt  przysłowiową ciocią Jadzią. Ciocia Jadzia jest okej i często nawet chce dobrze, ale jak już ją się posadzi przy tym stole, to od razu się zaczyna. "Ciociu, herbaty?" "Herbaty? Hm... Ja nie wiem... A jaką masz? Earl grey? Hm... To może ja taką? A masz może rumiankową? Nie? Szkoda... A to ja bym chyba kawkę chciała. Ale taką małą, wiesz. I bez cukru. Znaczy trochę cukru, ale tylko trochę, tak nie za dużo. Bo ja nie mogę za dużo. Ale lubię. Ale dzisiaj się powstrzymam, bo dzisiaj..." i tak dalej, i tak dalej.











Syndrom cioci Jadzi (#ciociajadzia) przyjmuje Krzysztof Lange w filmie Słaba płeć? Ogląda się to i za bardzo nie wiadomo, czy to earl grey, czy kawa z odrobiną cukru. Szczególnie jeśli w pamięci ma się - tak jak ja - trailer, który w ciągu ostatniego miesiąca widziałam w kinie chyba osiem (!) razy, tak więc mogę już go cytować. Zapraszam do poznania wrażeń z mojego dysonansu poznawczego!

A tyle razy Ci mówiłem: nie pij z mojej filiżanki. A jeżeli nie umiesz zdecydować się na konkretny film, to go po prostu nie rób...









 Lange robi wszystko, by odnieść sukces. Daje nam ładną bohaterkę około trzydziestki (Olga Bołądź, która gra całkiem dobrze), która nie jest typową rachityczną i nijaką niunią, tylko su*ą, jak określa ją parę osób już na początku filmu (zresztą scenariusz został stworzony na podstawie książki Katarzyny Grygi pt. Suka między innymi przez samą autorkę), co objawia się w tym, że walczy o swoje, ma swoje zdanie i - momentami - za bardzo próbuje je wcielić w życie. Zosia (Bołądź) ma dobrą pracę w korporacji, żonatego kochanka i przyjaciółkę-współlokatorkę, właścicielkę blond loków i średnich rozmiarów Wyżła (tak, to ten Wyżeł, który pojawił się w trailerze).

A propos traileru: to chyba największy sukces ekipy. Sugeruje on bowiem czarną komedię z masterplanem zemsty na złym szefie, który bezpodstawnie Zosię wyrzuci z pracy. Wygląda to bardzo dobrze i zachęcająco, rzekłabym wręcz, że odkrywczo, z celnym spuentowaniem paru zjawisk. Problem zaczyna się, gdy, rozochoceni potoczystą wizją trailera, pójdziemy do kina - wówczas bowiem zaczynamy mieć wrażenie, że siedzimy na zupełnie innym filmie. Sceny dotyczące zemsty trwają gdzieś dziesięć, ewentualnie piętnaście minut, a większość najlepszych dowcipów zawarta została w trailerze właśnie.

No niby racja, ale skoro to komedia romantyczna, to cóż znaczyłaby kobieta bez mężczyzny, którego znajdzie i na sam koniec filmu z uśmiechem pocałuje?

Jeżeli jednak uda nam się przejść nad tym faktem do porządku dziennego i po prostu obejrzeć film, nasza teza o syndromie cioci Jadzi zacznie się potwierdzać. Mamy historię - która właściwie nie jest zła (przyznam też, że inteligencji ludzkiej nie obraża) i przy której nawet można parę razy się uśmiechnąć, albo i krótko zaśmiać. Główna bohaterka jest napisana wiarygodnie (niektórzy powiedzą teraz, że nie jest, i że nikt normalny tak się nie zachowuje - a ja przyklasnę i powiem, że normalny rzeczywiście, ale nie znam nikogo, kto byłby całkowicie normalny) i cieszy to, że wreszcie w głównej roli w polskiej komedii romantycznej nie występuje jakaś - jak to określiłam wyżej - rachityczna i nijaka niunia, tylko bohaterka, która ma swoją własną opinię (chociaż oczywiście ten fakt niezwykle burzy, przecież kobieta powinna siedzieć cicho i ładnie się uśmiechać, a nie mówić albo - o zgrozo! - myśleć). (Nie?)stety, nasza bohaterka kończy jak każda bohaterka komedii romantycznej - szczęśliwa w ramionach mężczyzny, bo przecież nieważne, czy i jakie kobieta ma sukcesy zawodowe i prywatne, jeżeli nie znajdzie sobie męża i nie urodzi dzieci, to jest nienormalna. Ale przyjmijmy, że przez większą część filmu wszystko zmierza w dobrym kierunku. Może za pięć, dziesięć lat kobieta będzie mogła nawet powiedzieć głośno, że znalezienie sobie w życiu faceta nie jest najważniejsze i zostanie wyśmiana tylko przez kilka osób, a nie przez całą salę. Ale metoda małych kroczków, w końcu nie będziemy naszego społeczeństwa rzucać od razu w takie przepaści.
 
Wątek Magdaleny Kumorek to chyba pierwsza okazja w polskiej kinematografii do przedstawienia kogoś na wózku inwalidzkim
 


Poza Zosią w filmie występują jeszcze Zła Przyjaciółka (Marieta Żukowska), Zły i Dwulicowy Szef (Piotr Głowacki), Bogaty Zagraniczny Inwestor (Piotr Adamczyk), Wkurzona i Wkurzająca Matka (Katarzyna Figura), Seksowny Stolarz (Marcin Korcz) i dwie postaci właściwie epizodyczne - Marian Dziędziel jako Pomocny Właściciel Kawiarni i Magdalena Kumorek jako Fajna Asystentka. Te kryptonimy opisują właściwie wszystko, co aktorzy mieli tutaj do zagrania, chociaż cieszą dwie rzeczy. Jedna, że po raz pierwszy widziałam w polskim filmie bohaterkę na wózku inwalidzkim (i to w dodatku nie bezbronną kobietę czekającą na pomoc, tylko normalną, pracującą babkę), co się bardzo chwali. Drugą natomiast kwestią jest gra Piotra Adamczyka - owszem, można go nie lubić, można mieć jego przesyt, ale nikt nie może powiedzieć, że źle gra. W Słabej płci? cieszy jego miłe spojrzenie i piękny, naturalny wręcz angielski akcent, który mile łechce uszy (to znaczy, o ile nie słucha się reszty aktorów zakłócającej aksamitne kwestie Adamczyka). 
Z matkami jest tak: żyć z nimi się nie da, ale bez nich chyba jeszcze gorzej...








Powiem też, że Katarzyna Figura jako matka Zosi wypada niezwykle przekonywająco - i zanim ktoś powie, że takich ludzi nie ma, ja powiem: owszem, są, i jest ich całkiem dużo. Malkontenci niepotrafiący cieszyć się życiem i zatruwający to życie innym, łącznie (albo i na czele) ze swoimi własnymi dziećmi. Figura jest tutaj idealna, choć na ekranie pojawia się na krótko - denerwująca kobieta, która nie może zaakceptować, że nie wszystko jest po jej myśli. I od razu wiadomo, po kim Zosia odziedziczyła charakterek. Pytanie tylko, dlaczego pojawia się sugestia, że mamusia jest, jaka jest, bo ojciec Zosi porzucił ją, gdy okazało się, że jest w ciąży. Ale cóż: małe kroczki. Małe kroczki.
W polskim kinie jest zadziwiający popyt na rachityczne blond niunie o ptasim móżdżku. Chyba napiszę o tym pracę magisterską.



Marieta Żukowska, najlepsza przyjaciółka Zosi, spełnia tutaj rolę obowiązkowej blond niuni, która do kosza wyrzuci piętnasto- czy dwudziestoletnią przyjaźń, bo gdzieś obok przez chwilę zakręcił się jakiś facet. Nie dość, że nielojalna, to jeszcze głupia, i absolutnie niezdolna do samodzielnego kombinowania, idąca w ślad za tym, kto ją zechce. Niestety, ta akurat postać jest jedną z najsłabszych i najmniej przekonywujących. Ot, trzpiotka, i to tak głupia (chłopak z szóstej klasy? serio?), że aż się wierzyć nie chce.

Marcin Korcz jako obiekt uczuć głównej bohaterki (którego, oczywiście, na samym początku ona nie chce i tak naprawdę to ona z nim nie będzie ani nic, bo ona jest niezależna i w ogóle) wypada nie okropnie, ale przeciętnie (choć przynajmniej nie jest całkowitym idiotą jak główny bohater w Dzień dobry, kocham Cię, o którym pisałam ostatnio), choć to też wina scenariusza. Piotr Głowacki, czyli Szef Głównej Bohaterki, cierpi na tę samą przypadłość, z tym że on akurat rżnie takiego głupa, że aż to momentami odstręcza. Marian Dziędziel z kolei występuje tu w roli, w której - mam wrażenie - widziałam go już milion razy, czyli dobrotliwego dziadka-mentora. To wszystko już było.

Ale że niby ja coś miałam grać? Już teraz? Tak... od razu?



Ani zdjęcia, ani muzyka, choć niezaprzeczalnie całkiem dobre, nie powalają. Puenta scenariusza jest przewidywalna od pierwszego kadru. Nieco może odświeża wątek Magdy Kumorek, a dla każdego, kto lubi zwierzęta, dodatkową atrakcją będzie Wyżeł (choć dla scenariusza, żeby pokazać tę "wrażliwą i ciepłą stronę głównej bohaterki" moim zdaniem nie jest to potrzebne), który zdaje się mieć w większości momentów całkiem dobrą zabawę z grania w filmie. 








Najogólniej rzecz ujmując: Słaba płeć? to rzecz przeciętna. Nie obraża ona inteligencji widza, ale nie można od niej oczekiwać jakiegoś wyrafinowanego psychologizmu czy nietypowego poprowadzenia akcji. Dobre na bardzo zły dzień, gdy chce się spać na kanapie, ale pragnie się, aby coś sobie cicho leciało w tle. Albo jeżeli naprawdę bardzo chce się iść do kina, ale już nie ma się na co (choć teraz w repertuarze bardzo ciekawie wyglądają Sekret w ich oczach, Fala oraz The Big Short, na które mam nadzieję wybrać się w najbliższym czasie, a styczeń w ogóle obfitować będzie w niezwykle ciekawe premiery filmowe, co sukcesywnie będę opisywać). Ale jeżeli chcemy obejrzeć fajny film, taki i do pośmiania, i do pozastanawiania, to Słaba płeć? niestety zupełnie nie jest filmem dla nas. 

P.S. Swoją drogą ciekawa jestem, czy polscy twórcy któregoś dnia - oprócz genialnych zdjęć, filmów ambitnych i całkiem, całkiem thrillerów nauczą się robić komedie romantyczne. Jak na razie jedyna dobra polska komedia romantyczna to Nigdy w życiu!, które nakręcono... w 2004 roku.
Panie Lange, coś takiego się nie zdarza. Powtarzam: nie zdarza się. Sorry.




















P.S. 2 Dla tych, którzy się zastanawiają: jeżeli kobiecie jest zimno, bo godzinę albo dwie szła bez kaptura w deszczu, to owszem, rozbiera się po przyjściu do domu, po czym... z powrotem się ubiera, tylko że tym razem w ciuchy suche. Ewentualnie zawija w koc albo cztery. Albo jedno i drugie. Nigdy, po prostu nigdy nie ma miejsca sytuacja tak subtelnie pokazana przez reżysera (bo to taki młodzieżowy film i w ogóle), że ktoś przemoczony będzie siedział półnagi na kanapie ze swoją równie półnagą koleżanką. Nie i już. Chyba że mówimy o tym rodzaju filmów, które puszcza się po 23...

P.S. 3 W najbliższym czasie będzie trochę więcej o serialach, bo od wtorkowej choroby wróciła mi na nie tak zwana Faza, a dzięki Zwierzowi Popkulturalnemu (http://zpopk.pl/#axzz3w61t0Plm) i własnym poszukiwaniom udało mi się odkryć kilka naprawdę świetnych, którymi chciałabym się podzielić. Mam też z okazji Świąt nową dostawę książek, dlatego o nich też trochę więcej się pojawi. Zapraszam!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz