czwartek, 28 stycznia 2016

KSIĄŻKA: Flaki z przedstawieniem, czyli "Próba" Eleanor Catton (Wydawnictwo Literackie)


Dziś Czytający Czwartek, czyli z czym męczyłam się przez ostatni tydzień. Męczyłam się jest użyte nieprzypadkowo, bo też Próba Eleanor Catton z jednej strony jest dziełem godnym uwagi, a z drugiej... po prostu nużącym w odbiorze.


Ale od początku.

Żeby nie było: uwielbiam ambitną literaturę. Owszem, można całe życie czytać podrzędne kryminały albo harlequiny (i i tak jest to o wiele lepszy poziom niż gdy nie czyta się w ogóle), natomiast ja lubię od czasu do czasu przeczytać coś, co da mi jakiś powód do myślenia zaraz po tym, jak tę książkę skończę. Co zazwyczaj dzieje się szybko, bo dobrze napisaną i wciągającą literaturę jestem w stanie czytać w tempie Usaina Bolta bijącego swój kolejny rekord. Tak przeczytałam Mistrza i Małgorzatę Michaiła Bułhakowa (chyba najlepszą książkę, jaką w życiu czytałam), tak przeczytałam Lolitę Vladimira Nabokova, Paragraf 22 Hellera, Proces, Rok 1984, Śniadanie u Tiffany'ego, Sto lat samotności i wiele, wiele innych książek, które bezsprzecznie do literatury ambitnej i genialnej należą. Dobrą powieść współczesną również  da się w ten sposób czytać - za przykład podam Mężczyznę, który tańczył tango Arturo Perez-Reverte albo, z polskich, Kieszonkowy atlas kobiet Sylwi Chutnik.


Wszystkie te wyżej wymienione książki nie dość, że mają jakiś przekaz, historię do opowiedzenia, jakąś główną i wyraźną myśl, a przy tym czyta się je lekko i sprawnie, jednocześnie zwracając także uwagę na  piękny styl. I to jest moim zdaniem wyznacznik Wielkiej Literatury - dobrze skonstruowana historia, łatwość lektury i techniczne umiejętności autora kreujące jego własny, niepowtarzalny styl. Dopiero wtedy dzieło może być uznane za Wielkie. Przy czym oczywiście w specyficznych gatunkach, jak np. w kryminale, nie wszystkie te elementy muszą być jakoś niesamowicie uwidocznione (tzn. nie będę od kryminału wymagać dostarczenia mi refleksji egzystencjalnych), ale na pewno w jakiś zmodyfikowany sposób muszą być zawarte. Jednak przy dziełach, które do Wielkiej Literatury aspirują, bo z założenia poruszają ważny temat i próbują eksperymentować na wielu płaszczyznach, każdy powyżej opisany element musi być w nich uwzględniony, by móc zaliczyć je do czegoś, co warto polecić innym.





Historia - jest. Dwie szkoły, skandal obyczajowy w jednej z nich związany z molestowaniem uczennicy przez nauczyciela. Koleżanki z klasy dziewczyny z zapartym tchem śledzą rozwój wydarzeń, sumiennie plotkując i obgadując wszystko, co wiąże się ze sprawą, w czym popierane są przez swoją nauczycielkę saksofonu. Jednocześnie w drugiej szkole grupa studentów pierwszego roku ma wystawić spektakl dyplomowy - uczniowie postanawiają jego fabułę oprzeć na rzeczonym skandalu. Występuje tutaj kilku różnych bohaterów, każdy ma swój wątek, z ukrytymi motywacjami i pragnieniami. Wszystko jest bardzo poszatkowane, fragmentaryzowane w krótkie impresje. Nie wszystko powiedziane jest expressis verbis, niektórych rzeczy i momentów trzeba się domyślić (co momentami rzeczywiście zmusza do wysiłku, ale właściwie to dobrze jest czasami pogłówkować).

Używany język to nie zwykłe potocyzmy, a raczej wysmakowany eksperyment literacki. Postacie toczą monologi brzmiące jak sceniczne, dialogi są równie nienaturalne, i taki chyba był zamysł Autorki - delikatna sztuczność jako sugestia, że całe życie jest sztuką, i że sztuka wystawiana pod koniec to tak naprawdę życie, a nie jakiś spektakl. Może nie każdemu język przypadnie do gustu, ale na pewno trzeba przyznać, że jest to ciekawy pomysł.




Problem zaczyna się natomiast, gdy zaczniemy analizować sprawność czytania, która jest naprawdę bardzo mała. Próba mianowicie męczy i nuży, i to nawet, gdy całkiem zaciekawią nas losy bohaterów czy też forma, która użyta została do ich opowiedzenia. Dzieło Eleanor Catton nie jest książką długą - jednak czyta się ją długo, bo po prostu nie chce się do niej wracać ze względu na jej zbyt duże przeintelektualizowanie. Autorka chciała zrobić eksperyment - okej, doceniam. Szkoda tylko, że zapomniała, by swoją historią i językiem jednak czytelnika chociaż trochę zaintrygować i nakłonić go do powrotu do książki po jej odłożeniu (bo np. musiał iść spać czy coś takiego, wiadomo, jak to dzisiaj jest z wygospodarowywaniem czasu na lekturę). I niestety tę nieintrygowatość widać i czuć na każdym kroku - gdzie problemy bohaterów zdają się mdłe (chociaż w prawdziwym życiu nikt by tak o nich nie powiedział), a ich sposób mówienia wywołuje natychmiastową niechęć do jakiegokolwiek teatru.

Jednocześnie zaznaczę, że Eleanor nie skreślam ze swojej listy autorów, których karierę śledzę - wiem, że jej książka Wszystko, co lśni, która zdobyła Nagrodę Bookera (Eleanor jest najmłodszą laureatką tej nagrody i autorką, która napisała najdłuższą zwycięską powieść) wiele osób szczerze zachwyciła. Próbę jednak - debiut Eleanor - niekoniecznie zaliczyć chciałabym do pozycji, do których jeszcze kiedyś wrócę, myślami lub dialogiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz