czwartek, 9 czerwca 2016

KRYMINALNY WEEKEND #0: Magdalena Knedler "Nic oprócz strachu" (wyd. Czwarta Strona)






Z jakiegoś bliżej nieznanego mi powodu przez ostatnie pół roku nieco odwróciłam się od kryminałów. Spostrzegłam to dopiero niedawno, i momentalnie postanowiłam zacząć nadrabiać braki. Tym razem trafiło na książkę, którą ze dwa miesiące temu widziałam po prostu WSZĘDZIE, i na którą od tego czasu złapałam przysłowiowy apetyt, a która - choć z drobnymi wadami - okazała się naprawdę świetną powieścią. Panie i Panowie, przed Wami Nic oprócz strachu Magdaleny Knedler!



Książka Knedler na pierwszy rzut oka wygląda jak typowy kryminał - i rzeczywiście, jej gatunkowa przynależność bynajmniej nie jest trudna do określenia. Główną bohaterką jest komisarz Anna Lindholm, do niedawna szczęśliwa żona i odnosząca sukcesy policjantka, której całkiem spory rozgłos oraz satysfakcję przyniosło niedawne rozwiązanie sprawy brutalnego mordercy. I wszystko byłoby cudownie, gdyby w niedługi czas po wymierzeniu sprawiedliwości Anna i jej mąż Vidar nie ulegli wypadkowi umyślnie spowodowanemu przez... no właśnie, przez kogo? Po pewnym czasie wraz z kolejnymi problemami natury osobistej pojawiają się też wątpliwości, czy zatrzymanie mordercy było słuszne - bo oto ktoś w kraju znowu zaczyna zabijać kobiety, posługując się modus operandi mężczyzny za kratkami.

Dlaczego Nic oprócz strachu jest takie wyjątkowe? Między innymi dlatego, że posiada niesamowite jak na kryminał zestawienie cech. Z jednej strony bowiem wiadomo, co się wydarzy, praktycznie od momentu wprowadzenia danego wątku (jedyne pytanie, jakie się pojawia, to dlaczego dokładnie ktoś coś zrobił, ale co do tożsamości sprawcy czy sprawców praktycznie nie ma wątpliwości), ale z drugiej... wciąż się książkę czyta, mając z tego dodatkowo przeogromną radochę. (Tak dużą, że od razu po ukończeniu lektury kupiłam wcześniej wydaną książkę autorki pod obiecującym tytułem Pan Darcy nie żyje; na szczęście Nic oprócz strachu to dopiero pierwsza część trylogii, więc mam na co czekać).



Radość ta pochodzi chyba głównie z warstwy obyczajowej książki (ale też z faktu jej połączenia z wątkiem właśnie kryminalnym), która jest tutaj skonstruowana po prostu świetnie. Wewnętrzne dramaty Anny są wiarygodne, opisane w bardzo prawdziwy sposób, monologami, które wewnętrznie w cięższych chwilach przeżywa chyba większość kobiet. Anna - co zaznaczę, bo nie jest oczywiste, o czym szerzej napiszę w pewnej recenzji już w sobotę - ma wyrazisty charakter, co nie znaczy, że jest on jednoznaczny czy, co gorsze, jednostajny. Komisarz Lindholm ma bowiem momenty dobre i te idące bardziej w stronę załamania, w jej głowie na zmianę panują porządek i chaos, czasem wykazuje się niesamowitą percepcją szczegółów, a czasem nie zauważa najprostszych rzeczy; czasem postępuje logicznie, a czasem - choć rzadko - miota się jakby w amoku. Słowem: jak każdy normalny człowiek.

Na szczęście Anna nie jest jedyną dobrze skonstruowaną bohaterką. Vidar, Ingvar, siostra Anny, jej dalsza rodzina, przecudowna Lempi (chyba moja ulubiona bohaterka), nawet świadkowie, których komisarz spotyka podczas śledztwa (cudowna scena z dyrektorem opery) - wszyscy oni mają charakter, i nie ma sposobu, aby ich ze sobą jakkolwiek pomylić (nawet jeśli niektóre imiona w pierwszym momencie wydają nam się dziwne). Za to pani Knedler należą się brawa: bo oto mamy w kryminale bohaterów, którzy nas obchodzą, i o których pamiętamy jeszcze przez długi czas po zakończeniu lektury - piszę ten tekst tydzień po zakończeniu lektury, i jestem w stanie przedstawić motywacje i wątki praktycznie wszystkich postaci. Zrobić coś takiego w kryminale: sztuka.


Świetny jest też u autorki rozmach terytorialny książki, tak rzadko spotykany w polskich kryminałach. Akcja zabiera nas z chłodnej, i - wydawałoby się - spokojnej Szwecji i słynnego Ystad do wietrznego i przepełnionego wspomnieniami Helu, a potem do pięknej, przepełnionej mrocznymi tajemnicami Wenecji. I chyba nikogo nie zaskoczę, mówiąc, że po lekturze tej książki nagle zapragnęłam obejrzeć i dogłębnie zanalizować obie wersje Wallandera, i że wszystkie poprzednie rekomendacje odeszły przez tę książkę w zapomnienie.

Jednym zdaniem: Nic oprócz strachu jest książką świetną. Nie jest to na pewno najlepszy kryminał, jaki kiedykolwiek przeczytałam (szczególnie że zakończenia naprawdę łatwo się domyślić), natomiast jest to powieść, przy której można się bardzo dobrze bawić, i którą - co najważniejsze - chce się czytać, chce się skończyć, dla której chce się rzucić wszystkie swoje obowiązki w kąt. A chyba to w literaturze rozrywkowej jest najważniejsze. Dlatego z czystym sumieniem polecam.

P.S. Już niebawem na Nerwie Słowa recenzja poprzedniej książki Magdaleny Knedler. A w sobotę - kryminał egzotyczny, który komuś nie za bardzo wyszedł, i zamiast którego lepiej przeczytać książkę Knedler.

2 komentarze:

  1. Piękne słowa, zgadzam się z Tobą i choć nie jestem znawczynią kryminałów (ba! Wcale ich nie znam, ponieważ przeczytałam ich w życiu może z 10 :) to książka Magdaleny Knedler okazała się pozytywnym zaskoczeniem. Nie bez znaczenia była własnie kreacja postaci i taki specyficzny, kobiecy szlif ;)
    Ps. Poprzednia książka autorki to "Pan Darcy nie żyje" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, rzeczywiście za bardzo mnie poniosło z tym tytułem;-) (Chociaż w sumie "Pan Darcy musi umrzeć" też dobrze by tę książkę zapowiadało). Cieszę się, że Ci się podobało, a do lektury kryminałów zachęcam;-)

    OdpowiedzUsuń