wtorek, 14 czerwca 2016

KSIĄŻKA: Bardzo krwisty kryminał, czyli Simon Beckett "Szepty zmarłych" (Wydawnictwo AMBER)




Nie tak dawno przeczytałam drugą część sagi o Davidzie Hunterze autorstwa Simona Becketta (KLIK) i od razu po lekturze stwierdziłam, że oto odkryłam (a raczej: oto zostałam na nie dość stanowczo nakierowana) swoje nowe kryminalne objawienie. Rozpoczęłam więc lekturę kolejnych tomów, na początek tomu trzeciego, czyli Szeptów zmarłych. I choć mój zachwyt nie jest tak bezbrzeżny, jak poprzednio, muszę przyznać, że lektura ta dalej stoi na bardzo wysokim poziomie, i że czyta się ją po prostu świetnie.



Jak można się domyślić: Hunter, dawniej lekarz internista, teraz antropolog sądowy, przeżył wydarzenia z ostatniej części. Przeżył - choć na pewno je przypłacił, nie tylko urazami fizycznymi. Mężczyzna po wypadku wyjechał do Stanów, do Ośrodka Badań Antropologicznych, w którym kształcił się na początku swojej kariery, a którego działalność skupia się... na badaniu (rzecz jasna, w plenerze) rozkładających się zwłok (stąd też jego potoczna nazwa Trupia Farma). Spokojne badania naukowe lekarza zakłóca prośba jego wieloletniego mentora i przyjaciela o zainteresowanie się sprawą makabrycznego morderstwa.

Trzeba Beckettowi przyznać jedno: naprawdę świetnie stopniuje napięcie, a w nieprzewidywanych zakończeniach jest mistrzem. Mgliście przewidziałam tylko jeden element, natomiast nie miałam pojęcia, kto jest mordercą, praktycznie aż do ostatniej strony. I oczywiście, znów sama sobie się dziwiłam, że dałam się autorowi omotać i w każdy jego zabieg (który po chwili okazywał się pułapką) się po prostu wplątywałam (choć Zapisane w kościach w tym względzie akurat przewyższają chyba większość kryminałów, jakie kiedykolwiek przeczytałam, i bardzo trudno będzie tą drugą część sagi dogonić). Beckett jednocześnie nie idzie w wysłużone klisze i nie prowadzi swoich wątków najbardziej oczywistą drogą (bo czy naprawdę ładna agentka i główny bohater muszą od razu tworzyć wieloletni związek? Czy takie zabiegi - na szczęście u Becketta nieobecne - rzeczywiście podnoszą wyniki sprzedaży, czy są kwestią jakiejś kompensacji?), za co chwała mu i cześć.


Beckettowskie kreacje bohaterów w ogóle cieszą czytelnicze zmysły - dostajemy postacie pełnokrwiste, z rysem charakterologicznym, z określonymi motywacjami (choć i tak chwilowo moją mistrzynią w tej warstwie kryminałów pozostaje Magdalena Knedler - KLIK). W tej części Huntera - chyba przez jego tragizm - zaczyna lubić się jeszcze bardziej niż wcześniej, i jeszcze bardziej się mu kibicuje, by znalazł mordercę. I o ile nie jest trudno rozstać się ze scenerią przez Becketta tworzoną (wspomnienie genialnie klaustrofobicznych Hebrydów jest dalej we mnie silne; poza tym taki amerykański epizod dla Brytyjczyka jest miłą odmianą, ale na dłuższą metę się nie sprawdza), o tyle lektura o losach Huntera sprawia, że od razu po zamknięciu książki mamy ochotę na więcej. (Na szczęście kolejna część, Wołanie grobu, już na mnie czeka na wakacyjnym stosie, więc mój kac poczytelniczy już niebawem zostanie zaspokojony).

Jednym zdaniem: kto czytał, temu dobrze. Kto nie przeczytał, a ma ochotę na naprawdę mocny kryminał zawierający bardzo fizjologiczne opisy, świetną fabułę i bardzo dużo zaskoczenia - niech jak najszybciej nadrobi. Naprawdę warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz