Nie będę kłamać - chaos na uczelni i ogólnożyciowy sprawił, że przez ostatnie dwa tygodnie na Nerwie Słowa pojawiły się jedynie trzy posty. Przez dogrywanie miliarda różnych zajęć, treningów, dojazdów, nauki oraz kameralnych imprez nie byłam w stanie nawet za bardzo porządnie usiąść i czegoś napisać mimo ogromnych chęci ku temu. Z drugiej strony - plany z poprzedniego Dwutygodnika (KLIK) zrealizowałam w o wiele większym stopniu, niż w głębi duszy miałam na to nadzieję. Ale od początku.
Przez ostatnie dwa tygodnie moje czytelnicze plany nieco rozjechały się z rzeczywistością - niektóre przesyłki nie przyszły, a inne zrobiły to odrobinę za późno. Nie mówiąc już o tym, że po prostu miałam przez większość czasu ochotę na czytanie czegoś zupełnie innego, niż powinnam, i dlatego np. praktycznie w jedną dobę pochłonęłam cudowny Osobliwy dom Pani Peregrine Ransoma Riggsa (recenzja już w środę) i przeczytałam większość Śladów Jakuba Małeckiego, które planowałam na końcówkę października. Przez najbliższe dwa tygodnie mam nadzieję skończyć Ślady, sięgnąć po odrzuconego Herberta, którego pokazywałam ostatnio, i dokończyć kolejne dwie zaczęte książki, czyli:
Barcelona. Stolica Polski Ewy Wysockiej - książka reportersko-historyczna, pisana z ogromną pasją, wyczuciem i po prostu niesamowicie interesująca. Od niedawna jestem zafascynowana Hiszpanią i wszystkim, co się z tym krajem wiąże, a Barcelona to moje marzenie od dawna. Nie mam jeszcze całościowej opinii, ale już mogę napisać, że, jak to w przypadku Wydawnictwa Marginesy bywa, jest bardzo dobrze.
W piątek pisałam o genialnej Ofierze bez twarzy Stefana Ahnhema (KLIK) - byłam tym kryminałem po prostu zachwycona i polecam go każdemu, kto znajdzie się w moim zasięgu, i ma więcej niż osiemnaście lat. Nic dziwnego więc, że jak najszybciej pragnę sięgnąć po część drugą. Po ponad stu stronach wiem, że tutaj też będzie bardzo dobrze. Bardzo, bardzo, bardzo dobrze.
Remigiusz Mróz wydaje nową książkę, czyli Nerw Słowa idzie do księgarni:-). A tak na poważnie: przeczytałam tego autora osiem książek (na czternaście, które do tej pory wydał), i praktycznie wszystkimi byłam zachwycona, nie widzę więc powodu, dlaczego z kolejną miałoby być inaczej. Premiera 28.10. A jeżeli dalej nie będziemy mieli dość, to po kolejnych dwóch tygodniach Mróz wydaje... następną powieść. I choć pachnie to nieogarnięciem wydawców, mnie jedynie cieszy. A zanim nastaną koniec października i początek listopada, młody prawnik prawdopodobnie kolejny raz zawita na Nerw Słowa.
Stwierdzam stanowczo: ostatnie plany obejrzenia pięciu filmów i dwóch seriali również okazały się ponad moje siły. Niemniej jednak na bieżąco oglądam Belfra z Maciejem Stuhrem (każda niedziela na Canal+), a w kinie piałam z zachwytu nad genialną Ostatnią rodziną. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze moje wrażenia podsumować w osobnym tekście, ale na razie przegląd filmów i seriali, po które chciałabym sięgnąć przez najbliższe dwa tygodnie (tzn. oprócz Osobliwego domu Pani Peregrine, na który mam jeszcze większą ochotę po przeczytaniu książki Riggsa).
The Accountant, czyli po naszemu Księgowy, który ma polską premierę 28 października. Nie darzę co prawda Bena Afflecka jakąś wielką sympatią (Batman v. Superman. Świt sprawiedliwości dalej jest dla mnie traumą, w Suicide Squad również nie miał zbyt dobrze napisanej roli), ale mam ogromną słabość do Anny Kendrick, a po Whiplashu obejrzę wszystko, co będzie w jakikolwiek sposób łączyć się z J.K. Simmonsem. Szczególnie rzecz o niedostosowanym społecznie matematyku, którego życie nagle wiąże go z przestępstwami na ogromną skalę.
Tak, mam zamiar wziąć się za Crisis in Six Scenes, czyli serial jednego z moich ulubionych reżyserów (dalej wspominam przecudowne Cafe Society z tego roku z jego genialnym zakończeniem). Dla mnie wystarczą dwa słowa: Woody Allen. No, i może wiedza, że jest to serial Amazonu, który dał nam m.in. niezwykle sympatyczne Mozart in the Jungle (KLIK).
Orphan Black przez długi czas było moim Wielkim Wartownikiem: cały czas o nim słyszałam, czytałam, dziwiłam się, że zdobyło aż tyle nagród (w pewnym momencie było właściwie wszędzie), i... ani razu po nie nie sięgnęłam. Ostatnio jednak poczułam ducha serialowej przygody (wiecie, jesień to dużo nowych premier) i stwierdziłam, że tak dalej być nie może. I dobrze, bo natrafiłam dzięki temu na jeden z najlepiej granych współczesnych seriali. W którym zresztą kilka(naście? dziesiąt?) ról granych jest przez tą samą aktorkę. Czego... zupełnie nie czuć. Nawet w jednym momencie, bo Tatiana Maslany każdą postać gra tak inaczej, że nie da rady ich ze sobą pomylić. Tak powinni uczyć grać na wszystkim Akademiach Teatralnych. Po prostu łał. Na razie wyprodukowano czterdzieści odcinków (cztery serie po dziesięć), niebawem będzie piąta. Przez najbliższe dwa tygodnie chcę dokończyć pierwszy sezon. I przy okazji polecić to wszystkim, których znajdę, bo po prostu warto;-)
Na tym kończę swoje najbliższe plany, zgodnie z zasadą, że mniej czasem znaczy więcej. W momencie, w którym na głowie mam też inne zobowiązania, nie ma co się spinać i za wszelką cenę oglądać czy czytać rzeczy, na które po prostu nie mam czasu, skoro mogę zrobić to wolniej (w końcu nie uciekną) i czerpać z tego większą przyjemność.
Jeżeli chodzi o plan blogowy na najbliższy tydzień: w okolicach czwartku pojawi się recenzja cudownego Osobliwego domu Pani Peregrine (może do tego czasu zdążę też wybrać się na nie do kina?), w weekend natomiast zrobię Kryminalny Weekend, chyba z jednym z moich ulubionych pisarzy. Ale wszystko w swoim czasie;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz