poniedziałek, 18 kwietnia 2016

KSIĄŻKA: Solidna mała petarda, czyli Remigiusz Mróz "Rewizja" (wyd. Czwarta Strona)





Istnieją tacy autorzy, których książki kupimy zawsze w dzień premiery. Zawsze. Nieważne, co by się nie działo u nas i czego oni by w swej literackiej fantazji nie wymyślili. A jeśli akurat tak się zdarzy, że dany autor wypuszcza właśnie kolejną część naszej absolutnie ulubionej sagi, tym bardziej pobiegniemy do księgarni w podskokach. Jak można się domyślać - ja zrobiłam tak 30.03. (w dzień premiery), by jak najszybciej dorwać najnowszą powieść o Joannie Chyłce, czyli Rewizję Remigiusza Mroza. Poprzednie części cyklu pochłaniałam w całości, tę również miałam przeczytaną po paru godzinach. I choć nikt nie wmówi mi, że książka ta nie jest bardzo dobra, to dalej będę obstawać przy tezie, że zwolnienie akcji (tzn. w porównaniu do poprzednich części) nieco serię odarło z jej najlepszych elementów, które wcześniej decydowały o jej genialności. Ale od początku.


Joanna Chyłka, przebojowa była prawniczka najlepszej warszawskiej kancelarii prawnej, po swoim ostatnim wybiegu udziela porad prawnych w centrum handlowym. A że przypadki chodzą po ludziach, to przypadkiem udaje jej się natrafić na sprawę, która przyciągnie uwagę mediów na następne kilka miesięcy. Żona i córka robotnika o romskim pochodzeniu zostały zgwałcone i brutalnie zamordowane, ubezpieczyciel natomiast odmawia wypłacenia niezwykle wysokiego ubezpieczenia. Prokuratura stawia Romowi zarzuty, Chyłka zaczyna gromadzić dowody, a po drugiej stronie barykady (tzn. w reprezentacji ubezpieczyciela) staje Zordon wraz ze swoim nowym patronem. 

Cóż - znów trzeba pochwalić mrozowską konstrukcję bohaterów. Chyłka dalej jest Chyłką, ma wyrąbane na dobre maniery, konwenanse i inne bzdety, zależy jej na wygranej sprawie, a nie na delikatnej dyplomacji. Rewizja odrobinę rozwija jej wątek rodzinny, a także - ujmę bardzo eufeministycznie, żeby nie psuć zabawy tym, którzy jeszcze nie czytali - podejmuje tematykę uzależnienia (SPOILER: innymi słowy, Chyłka tankuje jak archetypiczny pan Miecio spod sklepu - KONIEC). Znamienita prawniczka łączy w sobie elementy starej, dobrej Chyłki, a jednocześnie jest modelowym przykładem stanu pt. niewiemocochodzi, czyli takiego, w którym niby nie jest nam źle, bo wszystko jakoś tam się układa, ale i tak czujemy wewnętrzną pustkę i ogólnie nie wiemy, co się z nami dzieje. Po Rewizji dalej utrzymuję: Joanna jest jedną z najlepiej nakreślonych kobiecych postaci w polskiej literaturze współczesnej. I choć trzeci tom nieco zmienia jej postrzeganie, powoduje to pewne jej odświeżenie.



Świetną literacko przemianę w stosunku do poprzednich części przechodzi też Konrad - mężczyzna, który na początku trylogii (która, mam nadzieję, niebawem zmieni się już w całą sagę) zdawał się nieco idealistą, nieco romantykiem i nieco zagubionym w prawniczym świecie byłym studentem, teraz przeistacza się w rasowego wygę. I choć dalej czuje pewne opory moralne i nie jest mu do końca wygodnie z własnymi działaniami, jego wybory wcale nie są już takie oczywiste (kasa czy zgoda z własnym sumieniem?). Zordon stara się utrzymać swoją pozycję w firmie - ale dalej jest emocjonalnie związany z Chyłką, i choć psychicznie nie umie jej pomóc (co jest zasługą również jej emocjonalnego rozgoryczenia i braku delikatności w kontaktach personalnych), od pomocy przy sprawie nie może się uchylić. (Hehe, żarcik.) Ciekawi mnie jego postać - rozdarta między komfortami życia związanymi z zarabianiem co miesiąc dużej sumy oraz robieniem tego, co uważa za słuszne.

Rewizja oprócz zaoferowania nam pewnej zmiany wyobrażeń o bohaterach serwuje nam również okazję do przemianowania swoich poglądów (albo ich nomen omen rewizji) na temat społeczności romskiej/cygańskiej w Polsce, bo to o niej właśnie w dużej mierze traktuje książka. Mróz pisze o tych osobach z bardzo dużym wyczuciem, pokazując ich egzotykę oraz bogactwo kulturowe, jednocześnie nie wpadając w naiwny moralitet pod tytułem kochajmy wszystkich Cyganów/Romów, bo oni są świetni, a my jesteśmy źli. I przyznaję to autorowi z czystym sumieniem, jednocześnie będąc świadomą wychodzącego ze mnie rasizmu - odmawiam bowiem zrozumienia tradycji, która nie pozwala na sprzątanie toalet albo zajmowanie się czyimś zdrowiem, bo jest to nieczyste i złe, a dopuszcza chodzenie po wrocławskich restauracjach i pakowanie się brudnymi paluchami do czyjegoś jedzenia, wciskanie ludziom na siłę róż na rogu Oławskiej i Świdnickiej oraz wróżenie z kart i pieniędzy (w Twoim życiu są dwaj mężczyźni - blondyn oraz brunet!) i rzucanie klątwy, gdy ktoś chce odejść. 



Najbardziej widoczną zmianą w stosunku do poprzednich części jest w Rewizji rozdzielenie dwójki głównych bohaterów. Dynamiczny duet - wybuchowa Chyłka i od czasu do czasu uroczo idealistyczny Oryński - traci na swojej petardowatości, jednocześnie zyskując na swojej konstrukcji. Przyznaję, że trochę brakowało mi dialogów toczonych przy kawale mięcha i łososiu w Hard Rock Cafe albo Chyłki wyśmiewającej się ze swojego podopiecznego, choć po pewnym czasie doszłam do wniosku, że takie odzwyczajenie czytelnika może autorowi wyjść jedynie na dobre (jednocześnie pod nosem klnąc, że w ogóle wpadł on na taki pomysł).

Jeżeli chodzi o intrygę: oczywiście jest, i jest bardzo dobra. Znów wielowątkowa, z pewnym bardzo nieoczekiwanym powrotem, z bocznymi odnogami, ludźmi, którzy są niby dobrzy, a jednak mają sporo na sumieniu, i tymi, którzy za dobrzy się nie wydają, a mimo to czasem udaje im się postąpić właściwie. Z napięciem i dobrym dawkowaniem emocji, i jeszcze z wrocławskim akcentem (!). Jedyny minus: dziwna dla mnie jest konstrukcja zakończenia. Intryga niby rozwija się przez całą książkę, cały czas dopisywane są nowe wątki, ale najważniejsze pytanie wciąż pozostaje bez odpowiedzi... i nagle, na ostatnich trzech stronach, rozwiązuje się to, co było przedmiotem śledztwa policji i Chyłki. I niby to nie jest nic złego, bo bardzo dobrze ukazuje specyfikę zainteresowań prawników - czyli nie tego, co naprawdę się stało, tylko tego, jak dowody i zeznania obciążają klienta i jak go przed tym obciążeniem uratować - ale w pewien sposób mi nie pasowała (może dlatego, że po prostu spodziewałam się czegoś innego?). Warto tutaj też po raz kolejny zauważyć, że Mróz rzeczywiście zna się na tym, o czym pisze (ludziom nie przyznaje się tytułu doktora nauk prawnych bez powodu), co sprawia, że jego książka jest idealnym wprowadzeniem do prawa karnego, które czeka mnie już za rok (więc czuję się rozgrzeszona, gdy, zamiast się uczyć, czytam jego książki).



Bardzo urzekła mnie też rzecz niby mała, ale tak naprawdę ważna (albo raczej: taka, którą mało autorów potrafi zrobić zgrabnie), czyli odniesienia do kultury, albo raczej: różne opinie bohaterów i ich myśli właśnie o kulturze, takie bardzo w stylu Harlana Cobena. Niezwykle denerwuje mnie u różnych pisarzy, gdy akcja dzieje się normalnie, i ktoś nagle zaczyna mówić, że Alice Munro jest pretensjonalna (halo, panie Miłoszewski, nie tędy droga! i to już nawet pomijając niezwykły klimat dzieł tej autorki), bo zawsze wygląda mi to na sztuczne popisywanie się swoim oczytaniem. U Mroza natomiast z pasją chłonęłam wszystkie smaczki i nierzadko cięte słowa na temat różnych współczesnych artystów - wydawały się po prostu idealnie na miejscu i urzeczywistniały jeszcze bardziej historię przedstawioną w książce. Bardzo duży plus.

Słowem podsumowania: Rewizja to bardzo, bardzo dobra książka. Przyznam, że wydała mi się nieco mniej genialna niż obie poprzednie, chociażby przez to dziwnie ujęte zakończenie albo przez rozdzielenie Chyłki i Zordona, i przez to pozbawienie się sposobności do uczynienia historii odjechaną i gwałtowną. Doceniam jednak piękny język, ogromną znajomość tematu, świetne odniesienia kulturowe oraz pogłębioną konstrukcję postaci - i przyznaję, że 600 stron pochłonęłam w jeden wieczór. (No dobrze, popołudnie i wieczór). Kolejną część również kupię, i po nią też wybiorę się o 9 rano w dzień premiery, żeby jak najszybciej móc ją przeczytać. Ale najpierw wrócę do Kasacji i Zaginięcia i się nimi poupajam. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz