sobota, 30 lipca 2016

SŁOWNY GALIMATIAS #6, czyli owocny lipiec



Przyszedł ten czas - skończył się lipiec. (No, prawie, bo technicznie zostało mu jeszcze półtora dnia). Raczej więc: lipiec kończy się. (Że tak odwołam się do okropnego pierwszego zdania z bardzo dobrej książki Magdaleny Knedler, którą recenzowałam w tym miesiącu, link poniżej). Dzisiaj więc tradycyjnie go podsumujemy (a na Kryminalny Weekend zapraszam już za tydzień). Uwielbiam te Słowne Galimatiasy, bo dzięki nim widzę, co rzeczywiście zrobiłam w sferze blogowo-literacko-czytelniczej, moje zdobycze książkowe nabierają wyraźniejszych kształtów, i muszę też zastanowić się, które książki tego miesiąca były dla mnie najlepsze (co w tym miesiącu okazało się wyjątkowo trudne!). Zaczynajmy!



W tym miesiącu przeczytałam 15 książek - recenzji czterech z nich jeszcze nie opublikowałam, bo myślę, że muszą poczekać na dogodny moment. (I też trochę boję się, że będę miała mniej czasu na bloga, gdy pojadę na wakacje, więc niektóre recenzje trzymam w zanadrzu, żeby w razie czego nimi się poratować - ot, takie sekrety z życia blogera.) Ze względu na swoisty sezon ogórkowy w wydawnictwach (któremu zresztą się nie dziwię, jeśli wydaje się naprawdę dużo świetnych książek w ciągu całego roku, to można sobie trochę w wakacje odpocząć, czyż nie?) miałam okazję do wyczytywania książek zalegających na moich półkach, takich, które od dawna chciałam przeczytać, ale na które nigdy nie mogłam znaleźć czasu. Często były to też lektury typowo wakacyjne, lekkie, przyjemne i sympatyczne, nie zawsze zaliczające się do literatury wybitnej. I dobrze, bo na takie książki też jest w życiu czas (i humor!). 

  • Służące Kathryn Stockett - o niebo lepsze od filmu, już niebawem na Nerwie Słowa.
  • Frida Barbary Mujicy - KLIK.
  • Szeptucha Katarzyny Bereniki Miszczuk - niezwykle oryginalny romans w słowiańskim klimacie, już niebawem na Nerwie Słowa.
  • Hotel Złamanych Serc Deborah Moggach - KLIK.
  • Miejsce na ziemi Umi Sinhy - KLIK.
  • Księżniczka z lodu Camilli Lackberg - KLIK.
  • Listy niezapomniane t. II pod redakcją Shauna Ushera - KLIK.
  • Pan Darcy nie żyje Magdaleny Knedler - KLIK.
  • Tulipanowa gorączka Deborah Moggach - KLIK.
  • Księga wieszczb Eriki Swyler - KLIK.
  • Love, Rosie Cecelii Ahern - bardzo słynny i nieco przereklamowany romans (choć przyznaję, że czyta się szybko i sympatycznie, a o to chyba chodzi w romansie), już niebawem na Nerwie Słowa.
  • Królowie Dary Kena Liu - KLIK.
  • Dziennik Bridget Jones Helen Fielding - jeżeli jeszcze nie czytaliście tego klasyka, to to nadróbcie, bo te perypetie samotnej trzydziestolatki, choć niby proste, tworzą taką historię miłosną, przy której można się pośmiać i wzruszyć, i po której jednocześnie coś w głowie zostaje (w przeciwieństwie do wyżej wymienionego Love, Rosie).
  • Mędrzec kaźni Tomasza Kowalskiego - KLIK.
  • Tylko martwi nie kłamią Katarzyny Bondy - już niebawem na Nerwie Słowa w ramach Kryminalnego Weekendu i nie, to nie będzie pochlebna recenzja mimo mojej ogromnej sympatii i wręcz zakochania w Autorce. (Choć przyznaję, że tym bardziej czekam na jesienne Lampiony).





Nie powiem nic nowego - po wykonaniu prywatnego lipcowego podsumowania nieco się załamałam. Kupiłam i dostałam w tym miesiącu kolejne 23 książki, i teraz znowu - jak na blogerkę książkową przystało - muszę narzekać, że ojej, nie mogłam się powstrzymać, a przecież powinnam była to uczynić (co zresztą jest prawdą). Na swoje usprawiedliwienie mam jednak, że przez większość miesiąca zachowałam książkową wstrzemięźliwość, przychodziły do mnie tylko egzemplarze recenzenckie (--- sztuk), które czytam i opisuję na bieżąco, trzy książki dostałam jako prezent (co ciekawe, za wszystkie zapłacono mniej niż 50 złotych), bodaj trzy kupiłam na bardzo ciekawych wyprzedażach w Netto (po 10 złotych za sztukę), z zamiarem puszczenia ich dalej w świat (same kryminały), i trzy kolejne (za jedyne, uwaga, w sumie 28 złotych) w tanich książkach na wrocławskim Rynku (Dedalus zrobił mi ogromną niespodziankę, znienacka przypominając mi jedną z najcudowniejszych książek mojego okresu podstawówkowo-gimnazjalnego). A potem przyszło to cudownie okropne 7,99 za książkę w Biedronce* i moja dobra passa się skończyła. Nie chcę teraz obiecywać sobie, że Nigdy już nie postawię nogi w księgarni albo Najpierw wyczytam wszystkie książki, które mam u siebie, a dopiero potem będę kolejne kupować i dostawać, bo jest to bez sensu (szczególnie że, nie oszukujmy się, książki w blogosferze nie żyją długo), ale postaram się już w sierpniu nieco przyhamować i z tych ponad dwudziestu zejść do np. piętnastu. Ale na razie popatrzcie, co udało mi się upolować, i ze mną ponapawajcie się tymi pięknymi widokami;-) 

* - ta kryptoreklama Biedronki, tak samo kolejne wzmianki o tanich książkach, nie są (niestety) sponsorowane (mail kontaktowy znajdą Państwo w ramce po prawej stronie na górze strony...;-)). Swoją drogą, to 7,99 trochę mnie dobija - z jednej strony dlatego, że jednak autorzy, wydawnictwa, korektorzy, redaktorzy itd. poświęcili często ogrom pracy, żeby daną książkę wydać (jak zaraz zobaczycie, trafiło mi się kilka książek pewnego noblisty czy naprawdę dobrze zapowiadających się kryminałów/thrillerów i fantastyki, a więc to nie jest tak, że w koszach możemy znaleźć tylko durne i źle napisane romansidła z dolnej półki), a przecież rzeczy jak transport książek, ich ogólna dystrybucja czy chociażby wyłożenie do tych koszy w samych sklepach przez pracowników też kosztują. Z drugiej strony natomiast trochę boli mnie to, że np. w swojej osiedlowej Biedronce jestem jedną z niewielu osób, która podchodzi do tych książek i stoi tam przez dziesięć albo i więcej minut, zastanawiając się, którą wybrać, podczas gdy przez praktycznie całą resztę dział książkowy jest całkowicie ignorowany (co jednak znaczy, że więcej zostaje dla mnie, z czego się z kolei bardzo cieszę). Miłe jest jednak, że takie 7,99 to naprawdę nie jest duża kwota, więc za bardzo nie ma się wyrzutów sumienia, bo przecież to tylko niecałe osiem złotych, a naprawdę można trafić na różne perełki. [Ten wywód dotyczy także innych książek, w cenach np. 8,70 zł czy 10 zł za sztukę].

Jeżeli klikniesz na zdjęcie, to się ono powiększy;-) (Dotyczy to też zdjęć kolejnych)

Na tym zdjęciu są tylko egzemplarze recenzenckie. W kolejności od góry [jeżeli recenzja już się pojawiła, kliknijcie na słowo KLIK, który Was do niej przeniesie, i który chyba skutecznie zastępuje wszystkie inne słowa. Możecie się też domyślić, że książki, które jeszcze zrecenzowane nie zostały, omówione zostaną już niedługo]:
  • Miejsce na ziemi Umi Sinha - egzemplarz od Wydawnictwa Marginesy, KLIK
  • Mędrzec kaźni Tomasza Kowalskiego - egzemplarz od Wydawnictwa MG, KLIK
  • Tulipanowa gorączka Deborah Moggach - egzemplarz od Domu Wydawniczego REBIS, KLIK
  • Królowie Dary Kena Liu - egzemplarz od Wydawnictwa Sine Qua Non, KLIK 
  • Cień eunucha Jaume Cabre - egzemplarz od Księgarni Platon24; jestem już po 100 stronach (na 500) i wiem, że recenzja będzie bardzo pochlebna, choć jest to powieść trudna, której prawdopodobnie nie rozumiem tak, jak pisarz by sobie tego życzył, ze względu na zbyt małą erudycję. Co nie przeszkadza mi uważać jej za genialną. Już niebawem na Nerwie Słowa.
  • Maleńka Dorrit Charles Dickens - egzemplarz od Wydawnictwa MG, już niebawem na Nerwie Słowa.
  • Ruth Elizabeth Gaskell - egzemplarz od Wydawnictwa MG, już niebawem na Nerwie Słowa. Nie piszę na razie nic więcej ani o niej, ani o powyższej, bo jeszcze do nich porządnie nie zaglądnęłam (przez lipiec odpoczywałam od klasyki), ale mam przeczucie, że obie te historie mi się spodobają - pierwsza dzięki stylowi Dickensa, druga dzięki tytułowej postaci silnej kobiety.



Zdjęcie drugie to różne różności, czyli książki nabyte przy okazji, specjalnie i jeden egzemplarz recenzencki. Przy tych książkach piszę ich ceny, jako prztyczek w nos każdemu, kto mówi, że Ojej, ojej, nie kupuję książek, bo są taaaaaaakie drogie (o czym zresztą - i o metodach kupowania tanich książek, a przynajmniej: tańszych niż w cenie okładkowej - będzie jeden z kolejnych tekstów). Po kolei:
  • Tylko martwi nie kłamią oraz Florystka Katarzyny Bondy - druga i trzecia część cyklu o Hubercie Meyerze (podobno, na szczęście, lepsze od pierwszej). Pierwsza z nich została przeczytana tylko raz przez jednego z domowników i przez słabe wykonanie okładki wygląda na zmaltretowaną, ale cóż zrobić. Kupione po 10 złotych za sztukę na promocji w Netto.
  • Wielki skok Daniela Silvy - (też z promocji w Netto) thriller szpiegowski ze sztuką w tle, przynajmniej tak wynika z okładki. Kupiona bez większych nadziei, raczej jako czytadło, ale chętnie się przyjemnie zaskoczę.
  • Love, Rosie Cecilii Ahern - już ten słynny i lubiany romans przeczytałam (zbieram się do filmu) i mam wrażenie, że jest odrobinę przereklamowany, co dokładniej uzasadnię w recenzji, jednak miło mi się go czytało. A za 8,70 (Świat Książki, zamówiłam przez internet z darmową dostawą do sklepu) to nie szkoda.
  • W pogoni za rozumem. Dziennik Bridget Jones Helen Fielding - druga część przygód najsłynniejszej trzydziestolatki dorwana w jednym z wrocławskich dyskontów pod wpływem absolutnego zauroczenia częścią pierwszą (choć przyznaję, że nie była to na początku miłość łatwa). Już zaczęłam czytać i mam wrażenie, że jest utrzymana w tym samym tonie (hurra!), poza tym to jest świetne wydanie, którego grzbiet w ogóle się nie zagina (dzięki czemu książka ta nie będzie wyglądać na tak zmaltretowaną jak np. Tylko martwi nie kłamią).
  • Tajemne Bractwo Pana Benedykta i Dylemat Więźnia oraz Tajemne Bractwo Pana Benedykta i Niebezpieczna Podróż Trentona Lee Stewarta, czyli powrót do jednej z najlepszych książek mojego dzieciństwa (którą, niestety, jedynie wypożyczałam ze szkolnej biblioteki), z pięknymi okładkami i, mam nadzieję, równie genialną treścią. 8 złotych za sztukę we wrocławskim Dedalusie.
  • Mechaniczny Iana Tregillisa - egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Sine Qua Non, czyli bardzo dobrze się zapowiadająca opowieść fantasy z wariantami alternatywnej historii w tle. Jeżeli pod względem poziomu będzie choć trochę przypominać inne beletrystyczne propozycje Wydawnictwa, to znów będę nim zachwycona, i dobrze.




Książki z trzeciego zdjęcia zostały przeze mnie kupione w dwóch różnych Biedronkach, każda po szalone 7,99. Jako że promocja odbyła się w tym tygodniu (i chyba trwa jeszcze przez kolejny, ale nie wiem, ile egzemplarzy jeszcze zostało), nie miałam czasu, by nawet pomyśleć o pisaniu ich recenzji, przy każdej więc napisałam kilka podstawowych informacji. Są to od góry:
  • Kapłanka w bieli Trudi Canavan - przeczytałam kiedyś Trylogię Czarnego Maga tej autorki i byłam z tej lektury bardzo zadowolona, a o tej akurat książce słyszałam same dobre opinie. Plus ostatnio - mam wrażenie - panuje moda na fantasy bezmagiczne, takie, w których straszniejsze od majestatycznych kul ognia ciskanych przez magów w ferworze bitew są same wojny czy polityczne intrygi, i trochę mi brakuje takiego old-schoolu.
  • Kraina wódki oraz Obfite piersi, pełne biodra Mo Yana - chiński laureat Nagrody Nobla. Przeczytałam kilka pierwszych stron i zapowiada się literatura z najwyższej półki (wiecie, Nobel o czymś świadczy). Za - powtarzam - 7,99 za sztukę.
  • Głowa Niobe oraz Wszyscy ludzie przez cały czas Marty Guzowskiej - nazwisko polskiej autorki słyszę od dawna w zestawieniu z pochlebnymi opiniami, i zamierzam sama się przekonać, czy inni mają rację. Zakup uzasadniony, bo w moim domu wszyscy uwielbiają kryminały, które po przeczytaniu (wiadomo, większość kryminałów czyta się tylko raz) wyruszają w wędrówkę (czasem zdarza się nawet 8 czy 9 osób), którą kończą w bibliotece publicznej.
  • 44 Scotland Street. Miłość buja nad Szkocją Alexandra McCall Smitha - ostatnio czytam dużo romansów, ogólnie potrzebuję takich odprężających i miłych lektur, a ta właśnie taka się wydaje. (W głowie powtarzam sobie: No co, najwyżej obrzucę ją wyzwiskami w recenzji i wyrzuty znikają).
  • Był sobie szpieg Keitha Thomsona - wspominałam, że uwielbiamy kryminały i thrillery? I wystarczy.
  • Studio Saint-Exupery Ani Szado - wbrew pozorom autorka nie jest Polką, i tak, to jest jej prawdziwe nazwisko. Rzecz o kulisach powstania Małego księcia od Wydawnictwa Marginesy - jeżeli jest szansa, że coś choć w najmniejszym stopniu dorówna Fridzie (jeżeli chodzi o całokształt, bo opowieść o malarce biografią nie jest), to trzeba to sprawdzić.


 
A wszystkie książki (oprócz, z wiadomych względów, e-booków, które omawiam w kolejnym segmencie, oraz Miejsca na ziemi, które już pożyczyłam, by inni mogli się nim cieszyć) razem wyglądają tak:









Moja e-biblioteczka wzbogaciła się w lipcu o trzy nowe tytuły: 


  • Middlesex Jeffrey Eugenides - podobno genialna (acz brutalna i dość tragiczna) saga rodzinna jednego z najważniejszych amerykańskich pisarzy. Jeszcze nie dotknęłam, ale już się szykuję.
  • Zupełnie niespodziewane zniknięcie Atticusa Craftsmana Mamen Sanchez - tutaj urzekła mnie okładka, humorystyczny opis fabuły i głównych bohaterów, i wydawnictwo, które znam z takich właśnie lekkich i sympatycznych historii, i na którym nigdy się nie zawiodłam.
  • Księga wieszczb Erika Swyler - KLIK, czyli opowieść rodzinna, klątwa, trochę magii i wpleciona w tło historia cyrku. Nie jest to arcydzieło, ale książka bardzo dobra na urlop i oderwanie się od problemów. A ten, kto przetłumaczył The Book of Speculation na Księgę wieszczb, jest moim absolutnym geniuszem tłumaczenia. Egzemplarz recenzencki od Księgarni Internetowej Woblink.com.
Tutaj powinno znaleźć się tylko kilka najlepszych przeczytanych i opisanych w danym miesiącu książek, jednak w lipcu zdecydowałam się przyznać kilka nominacji honorowych, a dopiero potem powiedzieć, kto rzeczywiście wygrywa w zestawieniu.




Honorowo wymieniam więc następujące lektury: bardzo wciągająca Ekspozycja Remigiusza Mroza (przeczytałam w tym miesiącu tyle złych kryminałów, że zastanawiam się, czy by się nie przerzucić tylko na Mroza właśnie, bo on zawsze jest co najmniej bardzo dobry, nawet jeśli nie podobają mi się szczegóły, jak z Rewizją), zbiór zredagowany przez Shauna Ushera, czyli Listy niezapomniane t. II (choć autorowi oddaję naprawdę świetne zredagowanie notek biograficzno-kontekstowych, a za sam pomysł mu się kłaniam, to jednak nie mogę nie przyznać, że to nie on wykonał zasadniczą część pracy przy tej książce), a także Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu. Królowie Dary Kena Liu, czyli naprawdę świetne i monumentalne fantasy, do którego jednak miałam kilka uwag dotyczących wątków kobiecych (co nie zmienia faktu, że czytało się genialnie). W tym miesiącu napisałam też recenzję Simona Becketta Wołanie grobu, czyli godnej kontynuacji przygód doktora Davida Huntera. Z książek, których recenzji jeszcze nie opublikowałam, na pewno polecę też Dziennik Bridget Jones Helen Fielding (dzisiaj to już klasyk, który przedstawia perypetie samotnej trzydziestolatki, i jest jednym z niewielu romansów, które zostawiają w nas po lekturze coś więcej niż zwykłe Meh), Służące Kathryn Stockett (o niebo głębsze niż film na ich podstawie) oraz Szeptuchę Katarzyny Bereniki Miszczuk (niezwykle oryginalny romans w słowiańskim klimacie). Wszystkie te książki można czytać w ciemno, i na pewno się nimi nie zawiedziemy.

Lektury, które wygrały lipcowy plebiscyt, to:




Powiem szczerze: o ile Fridę napotkałam już w kwietniu (pierwotnie książkę tę pożyczyłam od koleżanki), i wiedziałam, że mogę się po niej spodziewać arcydzielnej lektury, o tyle Mędrzec kaźni był dla mnie ogromnym (i pozytywnym!) zaskoczeniem - spodziewałam się rzeczy całkiem dobrej, a dostałam coś zawierającego iskierkę geniuszu. Bo jak inaczej nazwać historię rozmowy dwóch osób, która ciekawi, potem zaskakuje, fascynuje, a na końcu absolutnie przeraża? Coś świetnego, i kolejne potwierdzenie, że Polacy piszą prozę na światowym poziomie. Choć, niestety, książka ta ma dość słaby marketing, a dodatkowo przez niezbyt estetyczną i zachęcającą okładkę prawdopodobnie niebawem całkowicie zniknie z list sprzedaży. Jeżeli będziecie gdzieś w księgarni - kupujcie.

Dwie pozostałe książki to cudeńka od Wydawnictwa Marginesy - Frida Barbary Mujicy to historia bodaj najsłynniejszej w dziejach malarki opowiedziana genialnym językiem i z niesamowitą wiarygodnością (obserwujemy Fridę z perspektywy jej młodszej siostry Cristiny), bez durnego hollywoodzkiego zadęcia. Miejsce na ziemi z kolei to hindusko-angielska historia tragedii rodzinnych i opowieść, od której nie można się oderwać, której tajemnicę chce się rozwikłać, i która zostaje długo w sercu i w pamięci (minął miesiąc od lektury, a ja dalej jestem w stanie wymienić imiona wszystkich bohaterów i streścić ich wątki). Wielkie brawa dla Marginesów, i czekam na więcej. 


To już koniec podsumowania (działo się wiele więcej, ale w życiu prywatnym, nie na blogu). Idę czytać, bo mam przepyszne lektury zaplanowane i na sierpień (ich przedsmak widzieliście na zdjęciach w zdobyczach i egzemplarzach recenzenckich), i na wrzesień, i chyba jeszcze na później. A wszystkich zapraszam we wtorek na wpis o Cieniu eunucha Jaume Cabrego. Do napisania!

P.S. Nie wiem, czy zauważyliście, ale ostatnio wrzucam recenzje trzy razy w ciągu tygodnia (wtorek, czwartek, w sobotę Kryminalny Weekend) i... bardzo mi z tym dobrze (wcześniej funkcjonowałam w systemie co drugi dzień, czyli cztery wpisy w jednym tygodniu i trzy w kolejnym). Mam bowiem więcej czasu, żeby dopieścić każdy wpis, żeby porządnie przemyśleć kolejność, w jakiej będą się pojawiały, i żeby zrobić kilka korekt (bo skoro tak narzekam na korekty - albo ich brak - w wydawnictwach, to sama również powinnam się do nich przykładać). I taki system chyba dobrze będzie sprawdzał się w czasie, gdy na mojej głowie spoczywać będzie więcej obowiązków.

P.S. 2 Dajcie znać w komentarzach, co czytaliście w tym miesiącu, co chcecie przeczytać, jakie są Wasze zdobycze książkowe, bo nie dość, że uwielbiam pisać swoje podsumowania, to kocham również czytać je u innych. Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz