piątek, 8 lipca 2016

KSIĄŻKA: Zagubione dusze, czyli Umi Sinha "Miejsce na ziemi" (Wydawnictwo Marginesy)








Trudno pisze się recenzje książek dotykające nas swoją treścią, atmosferą, przekazywanym ładunkiem emocjonalnym, uważane przez nas za po prostu genialne. Bo jak dokładnie opowiedzieć o tym, co czuliśmy podczas czytania mistrzowsko skonstruowanej opowieści, jeśli najbardziej prawidłowym rozwiązaniem zdawałoby się po prostu powiedzenie Sam/Sama to przeczytaj, a zrozumiesz? Recenzja Miejsca na ziemi Umi Sinhy od Wydawnictwa Marginesy będzie dla mnie właśnie taką trudno piszącą się recenzją - bo mam wrażenie, że po genialnej Fridzie (KLIK) natrafiłam na kolejną opowieść, o której nie dam rady zapomnieć, nieco baśniową, trochę egzotyczną, ale przede wszystkim - tragiczną i przy tym piękną.


Miejsce na ziemi to saga rodzinna, opowiadana z perspektywy trzech spokrewnionych ze sobą osób. Jej początek otwiera krótki epizod z życia dwunastoletniej Lili Langdon, który rozegrał się na przyjęciu z okazji urodzin jej ojca. Matka Lili wręcza mężczyźnie ręcznie tkany obrus (dziewczynka nie może dostrzec, co dokładnie przedstawiają misterne hafty), po którego odsłonięciu goście uciekają w popłochu, a ojciec zamyka się w gabinecie, w którym popełnia samobójstwo. Wtedy rozpoczyna się narracja właściwa - obejmująca lata okrutnego panowania brytyjskiego na indyjskich ziemiach aż do okresu po pierwszej wojnie światowej, toczona przez babkę Lili, jej ojca oraz samą Lilę. 

W miarę czytania kolejnych stron poznajemy coraz większe części historii rodziny. Początkowo niejasna, powoli zaczyna przypominać układankę, w której wszystkie elementy stają się dla nas coraz bardziej logiczne. Jednocześnie czujemy, że tajemnice poprzednich pokoleń, choć przemilczane, w tragiczny sposób odbijają się na kolejnych generacjach, które żyją w poczuciu winy odbierającym im radość i beztroskę. Z narratorów jedynie Cecily jest pełną radości, optymistyczną i niezwykle niewinną młodą dziewczyną - jej dziewczęcy brak zmartwień jednak nie potrwa długo. Bestialskie wydarzenia, z którymi los Cecily będzie związany, w pewien sposób naznaczą całą rodzinę cierpieniem. W tym kontekście przypomina się Dygot Jakuba Małeckiego albo Osobliwe przypadki Avy Lavender Leslye Walton - w których, tak jak i w Miejscu na ziemi, zarówno pierwszemu pokoleniu, jak i kolejnym, nie jest dane żyć, nie będąc dotykanym kolejnymi tragediami. I choć każdy z bohaterów ma wady i wcale nie jest moralnie nieskazitelny, nie można nad ich losem pochylić się bez żalu. Dla mnie najbardziej przejmujące były wątki dwóch osób - Arthura, wiele lat żyjącego z myślami, że nie dał rady (obronić, uratować, spełnić obowiązku), i Miny, milczącego świadka kolejnych perypetii oddalonej od niej rodziny, która nie może właściwie nic z nimi zrobić - a gdy dostanie szansę, by coś rzeczywiście zmienić, przez długi czas nie starczy jej na to odwagi ani umiejętności.


Sinha idealnie dokłada kolejne klocki do budowli, którą jest jej powieść - pokazując egzotyczną atmosferę Indii (przy opisach dzieciństwa Henry'ego wręcz czuje się ten kraj tak, jakby się w nim było), odmalowując realia opisywanych czasów wraz z ich konfliktami klasowymi i rasowymi, a także genialnie konstruując postaci. Bohaterowie autorki są niezwykle wiarygodni - tak bardzo, że mam wrażenie, jakbym czytała zbeletryzowaną biografię, a nie opowieść całkowicie fikcyjną (choć zawierającą oczywiście prawdziwe wydarzenia historyczne w tle). Egzotyką, klimatem, skrywanymi tajemnicami Sinha porywa nas od pierwszej strony - i nie pozwala o książce zapomnieć jeszcze długo po tym, jak poznamy rozwiązanie. Chyba jak nigdy wcześniej cieszę się, że autorka pozostawiła otwarte zakończenie - które daje nadzieję na to, że pasmo nieszczęść mimo wszystko zostanie jeszcze przerwane.

Muszę jeszcze pochylić się nad samym wydaniem, które godnie reprezentuje zawartą w książce treść. Pierwszy raz widzę zupełnie nową książkę, która ma okładkę jakby lekko przybrudzoną, spłowiałą, poszarzałą, w zgaszonej tonacji - i jestem tym pomysłem (oraz jego wykonaniem) zachwycona. Dzięki niej Miejsce na ziemi przypomina nieco książkę, którą kiedyś widzieliśmy w domu, ale nie śmieliśmy do niej zajrzeć, i którą znajdujemy po wielu latach na strychu, by odkryć jej tajemnice. Wielkie ukłony także dla tłumacza i redakcji, którzy sprawili, że w polskim przekładzie książka ta brzmi żywo i prawdziwie.

Tę recenzję pisze mi się trudno - wiem, że nie jestem w stanie oddać nią nawet połowy uczuć, które teraz, po lekturze, w sobie noszę. Miejsce na ziemi to książka piękna, choć smutna, pełna tęsknoty, bólu, ale także nadziei. Można zwrócić w niej uwagę na jeden wybrany wątek - miłości, rodziny, tragedii, uprzedzeń, zagubienia, szaleństwa - można też do niej wracać, odkrywając w niej za każdym razem coś nowego. Sinha w swoim debiucie wykorzystała wieloletnie doświadczenie jako wykładowca pisania, serwując nam idealną konstrukcję i technikę, w treści zaś mistrzowsko pokazała swoją ogromną wrażliwość. Jestem zachwycona.



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.


3 komentarze:

  1. Widać, że bohaterowie są dobrze opisani i czytelnik mimowolnie przeżywa ich decyzje. Chętnie przeczytam. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, naprawdę warta każdej sekundy nad nią spędzonej. A im dalej po lekturze, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to właśnie może być Książka Roku:-)

      Usuń
  2. Rewelacyjna książka, trudna, wymagająca, ale trafia w najgłębsze zakamarki duszy czytelnika.

    OdpowiedzUsuń