Na niektóre książki trafiamy z polecenia, na inne, bo akurat pojawiły się w zasięgu naszego wzroku w bibliotece lub w księgarni, natomiast jeszcze inne czytamy, bo inna książka autora czy autorki wcześniej przypadła nam do gustu i chcemy sprawdzić, czy pozostałe jego/jej dzieła też są takie dobre. Tak więc po lekturze naprawdę dobrego Nic oprócz strachu (KLIK), do którego czuję coraz większą sympatię wraz z upływem czasu, sięgnęłam po inną książkę Magdaleny Knedler zatytułowaną Pan Darcy nie żyje. (Wbrew temu, co przez nieuwagę napisałam w poprzedniej recenzji, NIE jest to Pan Darcy musi umrzeć, choć sama Autorka zgodziła się ze mną, że taki tytuł również nie byłby zły). I choć jest to właściwie zupełnie inny rodzaj książki niż pierwsza część trylogii z komisarz Lindholm, to również po nią można sięgnąć bez obaw i ze świadomością, że dzięki niej będziemy się naprawdę dobrze bawić.
Recenzję dzisiaj ilustruję zdjęciami z różnych adaptacji Dumy i uprzedzenia. Bo naprawdę są gorsze rzeczy w życiu niż oglądanie brytyjskich filmów z dobrymi (i przystojnymi!) aktorami. |
Brytyjski plan filmowy, kolejna adaptacja kultowej Dumy i uprzedzenia. Miało być pięknie, miał być kolejny hit, miały być zachwyty, nagrody i duże pieniądze. Przynajmniej do momentu, w którym nielubiany właściwie przez nikogo z ekipy filmowej aktor odtwarzający rolę pana Darcy'ego nie zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Policja rozpoczyna śledztwo, a członkowie ekipy w popłochu knują kolejne intrygi mające zapobiec wydostaniu się na światło dzienne wstydliwych wydarzeń z ich życia. Właściwie każdy jest podejrzany, a atmosfera dodatkowo się zagęszcza, gdy okazuje się, że spokojny dworek wcale nie jest bezpieczny.
Pierwsza świetna rzecz w Pan Darcy nie żyje to jego atmosfera. Opowieść rozgrywa się w Wielkiej Brytanii, przez pierwszą część książki na planie filmowym, w części drugiej w Londynie, i jest po prostu... idealnie wręcz brytyjska. Do tego stopnia, że kilkukrotnie, wyłapując jakieś nawiązanie do polskiej kultury, myślałam O, ta brytyjska autorka na pewno ma jakiegoś znajomego Polaka/Polkę!, po czym orientowałam się, że autorka Brytyjką nie jest, i że tak genialna atmosfera nie wzięła się najprawdopodobniej z jej korzeni, tylko z obserwacji (co jest przecież o wiele większą sztuką). Umieszczenie części akcji w brytyjskim dworku/zamku dodatkowo cudownie koresponduje z tłem historycznym powieści (tzn. ekranizacją powieści Jane Austen), sprawiając, że również w opisywanej współczesności możemy poczuć elementy rodem z XIX wieku.
Knedler bardzo dobrze radzi sobie z opisywanymi bohaterami - każdy z nich ma jakąś tajemnicę, skrywaną przeszłość, nieprzerobione traumy z dawnych czasów, i te właśnie przez całą powieść stopniowo odkrywamy, z satysfakcją dopasowując do siebie kolejne elementy układanki, a raczej: układanek. I choć moje serce wciąż pozostaje przy komisarz Lindholm i spotykanych przez nią osobach (kurczę, dalej pamiętam epizod z dyrektorem opery i charakteryzatorką w tejże, jakież to musi być wyraziste, że jestem w stanie sobie to przypomnieć praktycznie po półtora miesiąca), to przyznaję, że bohaterów Pan Darcy nie żyje bardzo polubiłam. Jest to o tyle interesujące, że każdy z nich ma charakterystyczne dla siebie wady, żaden nie stanowi ideału (często wprost przeciwnie), i że nierzadko relacje między nimi podszyte są złośliwością, napięciem i aż skrzą się od wzajemnej antypatii. Co oczywiście nie przeszkadzało mi każdemu z całego serca kibicować w jego poczynaniach. Ani podejrzewać o morderstwo każdej postaci, która przewinęła się na planie, bo w końcu prawie każdy miał sposobność i - prawdopodobnie - również motyw. Domysły te dodatkowo podsycają różne sugestie autorki, niedokończone zdania, urwane w połowie szepty po kątach, które jeszcze bardziej wciągają nas w nasze osobiste śledztwo i umiejętnie wodzą nas za nos.
Podoba mi się język autorki - momentami poetycki (ach, ta pierwsza scena!), ale przede wszystkim poczytny, lekki, pełen humoru i mrugnięć do czytelnika. I bardzo, bardzo wciągający. Czepić się mogę natomiast korekty (czytałam wersję e-bookową, i dość sporo razy zdarzyło mi się przystawać i zastanawiać się, co tutaj miało być, bo akurat nie było przecinka i zmieniał się cały sens zdania, co odbiera część przyjemności z lektury i takiego czytelniczego flow) oraz pierwszego zdania (Bruk zbliżał się.), do którego absolutnie nie jestem w stanie się przekonać. Mam też niejasne wrażenie, że jeden czy dwa wątki zostały niepociągnięte dalej, gdy można było z nich jeszcze coś wykrzesać (jak z pianistą z planu, którego dalsze losy bardzo chętnie bym poznała). Mieszane uczucia wywołało we mnie zakończenie - z jednej bardzo się z niego cieszyłam, z drugiej pomyślałam przez chwilę, że może jest odrobinę przesłodzone (z drugiej strony - dlaczego nie chcemy przyjąć, że bohaterom literackim też coś od czasu do czasu może się udać?).
Pan Darcy nie żyje to druga książka Magdaleny Knedler, którą przeczytałam (i pierwsza, którą autorka wydała). O ile poprzednio urzekły mnie różnorodna sceneria i niezwykle wyraziści bohaterowie, a narzekałam nieco na przewidywalność wątku kryminalnego, o tyle tutaj bardzo mi się wątek kryminalno-tajemniczo-przeszłościowy podobał (szczególnie że praktycznie przez całą książkę nie miałam najmniejszego pojęcia, co właściwie się stało), lecz bohaterów obdarzyłam nieco mniejszą sympatią. Ale nawet mimo tego faktu i kilku drobnych wad wymienionych powyżej przyznaję, że debiut autorki jest bardzo dobrą powieścią, ze świetnie nakreślonym klimatem, wartką akcją, humorem, mnóstwem tajemnic, sympatycznymi bohaterami i wieloma zagadkami do rozwikłania. Brawa za wszystkie te cechy i za oryginalność, i lojalnie ostrzegam: NIE bierzcie się za tę powieść, gdy musicie zaraz iść spać, bo prawdopodobnie nie dacie rady jej odłożyć, zanim jej nie skończycie.
P.S. Jeżeli jakimś cudem nie czytaliście Dumy i uprzedzenia albo nie macie pojęcia, kto to jest Colin Firth, nie bójcie się - możecie Pana Darcy'ego... czytać bez obaw. I z taką samą satysfakcją jak ktoś, kto taką wiedzę przed lekturą posiadał.
P.S. 2 Obrazek na okładce jest cudowny, idealnie swoim nastrojem/stylistyką i treścią pokazuje to, o co w powieści chodzi.
P.S. 3 Matthew Macfadyen był świetnym panem Darcym, i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz