Frida Kahlo jest już dziś symbolem - Meksyku, sztuki, kobiet, osobistych tragedii i niepoddawaniu się ich ciężarowi. Hollywoodzki film z 2002 roku, choć pod względem kinematograficznym bardzo udany (ach, ta atmosfera!), nie oddawał Fridzie sprawiedliwości, po pierwsze zbytnio ją idealizując, a po drugie wiele wątków z jej życia po prostu pomijając (bo który Amerykanin chciałby wiedzieć, że artystka miała komunistyczne poglądy? Toż to wstyd i hańba!). Tym większa jest więc moja radość, że natrafiłam w swoich literackich poszukiwaniach na książkę Frida Barbary Mujicy - powieść (luźno opartą na faktach z biografii artystki) o jednej z najważniejszych malarek wszech czasów. Do tego powieść piękną, napisaną z rozmachem i niezwykłym wyczuciem.
Opowieść o Fridzie przedstawiana jest z perspektywy jej młodszej siostry Cristiny, którą z czasem artystka zaczęła nazywać bliźniaczką. Cicha, niepozorna, prawie zawsze stała w cieniu Fridy, jednocześnie w pewien sposób uzależniając od niej swoje własne życie, obserwując ją, podziwiając, niekiedy też jej zazdroszcząc czy się irytując. Cristina towarzyszy siostrze od najmłodszych lat, będąc świadkiem jej sukcesów, niepowodzeń, miłości, złamanego serca, chorób, złości, euforii i wielu innych zdarzeń, stanów i uczuć. Cristina mówi o życiu swoim i o życiu Fridy, powoli prowadząc nas od dzieciństwa aż do starości - swojej i artystki. Książka Mujicy, ale również życie osób z otoczenia Fridy, toczą się wokół jednej osi, którą jest sama malarka, wyznaczająca im wszystkim rytm, harmonię i poszczególne dźwięki. Jednocześnie jednak opowieść pisarki to też historia o samym Meksyku, o uczuciach, o bólu, samotności, kobiecości, potrzebie akceptacji i miłości.
Wspaniałe są postaci tworzone (opisywane?) przez Mujicę - pełne wad i słabości, i przez to niezwykle wiarygodne. Frida, dość arogancka komunistka, chcąca, by wszystko kręciło się wokół niej, wariująca, gdy nie poświęca się jej wystarczająco dużo uwagi, w pewien sposób mszcząca się na krzywdzących ją osobach, potrzebująca ciepła i opieki, a jednocześnie wrażliwa i przebojowa, dowcipna i zdecydowana. Cristina - nieumiejąca wejść na pierwszy plan, nierzadko sfrustrowana swoją niższą pozycją, ale jednocześnie kochająca swoją siostrę i potrafiąca się dla niej poświęcić. I choć z początku to Frida wydaje się bardziej interesującą osobą z tej dwójki (zresztą zgodnie z tym, co od początku mówi jej siostra), po pewnym czasie okazuje się, że mimo wszystko Cristina wcale nie jest cichym elementem otoczenia, tylko kobietą, w której drzemie ogromna siła - mimo że ona sama również przez większość czasu nie zdaje sobie z tego sprawy. Skomplikowana relacja między obiema siostrami mogłaby zostać ugładzona lub jednoznacznie źle oceniona, ale Mujica nie serwuje nam moralizatorskiego wywodu, nie krytykuje - po prostu opowiada pewną historię. Historię, która porywa i nie daje się od siebie oderwać tak długo, aż nie dojdziemy do końca - i jeszcze dłużej, gdy zostawia nas z pytaniami o charakter Fridy, jej ból i jakim cudem udawało jej się go znosić.
Pisarce udało się osiągnąć też pewną niesamowitą rzecz: tworząc własną opowieść, jedynie ogólnie opartą na faktach z biografii obu sióstr (do czego sama się przyznaje w końcomowie), ulepiła taką historię, której (domniemanej?) nieprawdziwości za nic nie jesteśmy w stanie zaakceptować. Przecież zmyśleniem nie może być coś, co tak pięknie i przede wszystkim dogłębnie pokazuje charakter Fridy, otaczających ją osób, ale też realia panujące w słonecznym Meksyku czy trudny związek artystki z Diego de Riverą. Brak tutaj ślepej hollywoodzkiej idealizacji - dostajemy za to portret Fridy i jej najbliższych tak wiarygodnie namalowany, że aż w naszej świadomości prawdziwy.
Kilka słów o samym wydaniu: wydawnictwo Marginesy słynie z bardzo estetycznie publikowanych książek, i tym razem również nie zawodzi, sprawiając, że Frida idealna jest na przykład na prezent - dla każdego, kto kocha sztukę, niepowtarzalną atmosferę słonecznego i nieco baśniowego Meksyku albo po prostu piękne i zajmujące opowieści. Okładka książki stanowi jeden z niewielu przypadków, gdy występuje idealna harmonia między nią a przekazywaną czytelnikowi treścią. Bardzo atrakcyjne są też papier (tak, wiem, że to głupio brzmi, ale naprawdę ma podczas lektury ogromne znaczenie) oraz czarnobiałe, bardzo klimatyczne zdjęcia związane z życiorysem Fridy (ależ ona miała przepiękne stroje!). Książkowa Cristina opowiada pięknym, ale mówionym, niezwykle naturalnym językiem, dzięki zastosowaniu którego czujemy, że siedzimy tuż obok niej i słuchamy jej opowieści. (Mujica chyba powinna zabrać się za pisanie scenariuszy filmowych, osiągnęłaby pewnie po chwili taką naturalność, jaka rzadko kiedy się u scenarzystów zdarza.) Nie znam hiszpańskiego i nie umiem ocenić zbieżności z tłumaczeniem, ale wyobrażam sobie, że ta swoboda wypowiedzi jest na pewno również zasługą tłumaczki - dla niej też ogromne brawa.
Nie wiem, jak naprawdę wyglądało życie Fridy - dzisiaj tego nie wie już nikt. Jednak postanawiam, że uwierzę Mujicy (jakże mogłabym postanowić inaczej?) - nie tylko w kwestii biografii artystki, ale przede wszystkim w sprawie targających nią uczuć i namiętności, marzeń i stosunków z najbliższymi. Obrazy kreowane przez Mujicę na stałe zapisały się w mojej świadomości i chyba już zawsze będą wyznaczać pewien sposób myślenia o Fridzie. Sama książka natomiast trafia na półkę z innymi arcydziełami - bo tym mianem trzeba ją obwołać. Jestem absolutnie zachwycona i ma przeczucie, że Frida od dzisiaj trafiać będzie na wszystkie moje listy najlepszych książek/książek życia/najlepszych książek przeczytanych w 2016 roku i wiele innych. Jeżeli jeszcze nie czytaliście - nadróbcie jak najszybciej, bo nie ma na co czekać.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję księgarni Megaksiążki.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz