środa, 6 lipca 2016

FUTUROLOGIA STOSOWANA #7, czyli wcale nie taki zastój na rynku straszny, jak go malują





Nadeszły wakacje (czy Wy też nie możecie uwierzyć, że już lipiec?), a wraz z nimi dla wielu z nas czas wypoczynku. Błogość zapanowała jednak nie tylko w naszych głowach, ale również w głowach wydawców, którzy w tym miesiącu nieco rozluźniają swój harmonogram. Nieco pod tym względem nadrabiają filmy - ale i tak przyznać trzeba, że ogromu wydarzeń nie ma. I dobrze, bo  to oznacza, że mamy jeszcze więcej czasu na nadrabianie wszystkiego tego, co uzbierało się przez ostatni rok czy jego część (nie wiem, jak Wy, ale ja mam około miliona seriali, które po prostu muszę zobaczyć). Ale na razie: sprawdźmy, na co warto w lipcu zwrócić uwagę.



O kilku filmach, które miały premierę w ostatni piątek, już słyszałam - i, niestety, mimo wcześniejszych ogromnych chęci nie sądzę, bym nadal chciała się na nie wybrać. Tarzan: Legenda z Alexandrem Skarsgaardem, Christophem Waltzem, Samuelem L. Jacksonem i Margot Robbie nieco straszy efektami, BFG podobno nieco przynudza (a szkoda, bo do książki mam ogromny sentyment). I choć nie wykluczam obejrzenia tych filmów w przyszłości (cóż lepszego niż niedzielne bieganie po dżungli z półnagim mężczyzną?), to chwilowo skupiam się na innych premierach i na nadrabianiu zaległości właśnie.


W okolicach 8 lipca na pewno wybiorę się na Iluzję 2 - pierwsza część została przez krytykę wręcz zmiażdżona, ale to nie przeszkodziło mi genialnie się na niej w kinie bawić. I choć mam świadomość, że jest to raczej film rozrywkowy niż ambitny, to bardzo chętnie popodziwiam Marka Ruffalo, Michaela Caine'a i Daniela Radcliffe'a w jednym dziele (szczególnie że nie mam najmniejszego pojęcia, co twórcy zrobią w stosunku do zakończenia poprzedniej części).

O dwóch kolejnych premierach piszę głównie z recenzenckiego obowiązku - mówię oczywiście o filmach Ghostbusters. Pogromcy duchów (czyli o kobiecej wersji hitu sprzed paru dekad, premiera 15.07.) oraz Star Trek: W nieznane (premiera 22.07.). Nieco przyciągają mnie nazwiska stojące za tymi filmami (w pierwszym występują m.in. Melissa McCarthy na pierwszym planie i Andy Garcia w tle, a w drugim Zoe Saldana i Idris Elba), ale oba filmy kierowane są raczej do fanów niż do szerokiej publiczności. Prawdopodobnie jednak w ramach wakacyjnego nadrabiania zabiorę się za oryginalnych Pogromców duchów oraz za Dzień Niepodległości - ot, w ramach kompromisu. 


W lipcu pojawi się dość sporo filmów z dreszczykiem (nie horrorów, ale po prostu thrillerów czy filmów akcji). 15.07. będziemy mogli zobaczyć Tajemnice Manhattanu z Adrienem Brodym, którego trailer wygląda niezwykle obiecująco, 22.07. przyniesie nam pięknie przetłumaczone The Shallows (po polsku: 183 metry strachu) o spotkaniu Blake Lively z... rekinem (tak, wiem, że fabuła brzmi niezbyt mądrze, ale od Wieku Adaline uwielbiam tę aktorkę - tak bardzo, że nawet ostatnio zaczęłam dla niej oglądać idiotyczną, ale bardzo relaksującą Plotkarę), a 27.07. to dzień premiery wyczekiwanego przeze mnie Jasona Bourne'a, na którego najchętniej już zarezerwowałabym bilety. Szczególnie że tym razem u boku Damona zobaczymy genialną Alicię Vikander (znów powtórzę, że jej Oscar za Dziewczynę z portretu powinien być za rolę pierwszoplanową, a za rolę drugoplanową powinna dostać wyróżnienie za Ex-Machinę). 


Z różności: zastanawia mnie Genius (22.07.), rzecz biograficzną o wydawcy poszukującym talentów, z Colinem Firthem, Judem Law, Nicole Kidman i paroma innymi dużymi nazwiskami w obsadzie. A nuż trafi się perełka? Ubolewam nieco nad brakiem polskich filmów w zestawieniu - trudno za polski uznać podobno świetny, ale bardzo intelektualny (czytaj: trudno rozumialny) francuskojęzyczny Kosmos (premiera 1.07.), a Kamper (15.07.) oraz Kobiety bez wstydu (22.07.) niezbyt przykuwają moją uwagę. (No, ewentualnie te Kobiety..., ale raczej w kontekście konieczności ich omijania szerokim łukiem. Kurczę, mamy tak genialnych operatorów, muzyków, wielu świetnych aktorów i reżyserów - i naprawdę nie możemy zrobić porządnego filmu częściej niż raz na kwartał?)



W serialach mam więcej zaległości niż w jakiejkolwiek innej dziedzinie. Niektóre serie porzuciłam ze względu na brak czasu, obiecując sobie, że do nich wrócę (teraz na przykład nadrabiam genialne Elementary, potem będzie Blacklist, a potem zobaczymy - czekają na mnie Daredevil od połowy drugiego sezonu i czwarta seria House of Cards), inne porzuciłam, bo jakoś tak wyszło, a do jeszcze innych zabieram się od paru miesięcy czy nawet lat (Breaking Bad, Orange is the New Black). Wakacje pozwolą mi - miejmy nadzieję - nadrobić chociaż część. Szczególnie że jest cała masa serii, których nigdy nie widziałam nawet w trailerach, tylko o nich słyszałam/czytałam: Vinyl (Olivia Wilde!), Agent Carter (rany, jak ja uwielbiam Marvela... no, może oprócz Fazy 2, ale o tym będzie osobny tekst), Marco Polo, Koniec defilady (wiedzieliście, że Cumberbatch grał w serialu innym niż Sherlock?) i wreszcie, za rekomendacją zwierza popkulturalnego, Upstart Crow oraz The Living and the Dead.


Na pewno dość chętnie - w ramach odstresowywacza - zabiorę się za drugi sezon Miasteczka Wayward Pines (zaczął się co prawda 25.05., ale czas jest rzeczą względną, czyż nie?). Pierwsze to historia z bardzo ciekawym pomysłem, o której właściwie nie mogę nic powiedzieć, żeby nic nie zaspoilerować, więc odsyłam do źródeł - ja napiszę jedynie, że choć sama fabuła w ogólnym zarysie mi się podobała, o tyle niektóre jej rozwiązania były tak idiotyczne, że aż wybałuszałam oczy ze zdziwienia. Ale skoro ktoś ten serial przedłużył, to chyba musiał w nim zobaczyć pewien potencjał... Prawda? 


Z całkowitych nowości: The Kettering Incident z Elizabeth Debicki, australijski serial kryminalny (szkoda, że jedynie ośmioodcinkowy), na pewno zabierze mi kilka godzin z życia - Elizabeth to kolejna aktorka, za którą szaleję. Po jej występie w The Night Manager (choć przyznaję po czasie, że jej postać była nieco schematyczna), potwierdzonym nieco przeszarżowaną, ale jakże sympatyczną rolą z  The Man from U.N.C.L.E. mam zamiar obejrzeć wszystko, do czego kiedykolwiek przyłożyła rękę. Bardzo czekam też na pewien serial sierpniowy, ale o nim więcej napiszę następnym razem.

Cóż - muszę jeszcze nieco ponarzekać na wydawców, którzy robią sobie nieco wolnego (tak, wiem, że im też się należy) i przez których na rynku pojawi się bardzo mało wydawniczych nowości. Na szczęście, od niedawna na blogach i stronach związanych z literaturą ukazują się miliony zestawień typu 10 najlepszych książek 2016 roku (do tej pory) - wiemy więc, na co zwrócić uwagę przy nadrabianiu, i teraz właśnie mamy na to czas. Od razu przyznaję, że ja takiej listy nie robiłam i nie planuję - po prostu zdaję sobie sprawę z tego, jak wielu książek jeszcze NIE przeczytałam (co najśmieszniejsze - większość polecanych czeka na mnie już od co najmniej miesiąca). Z drugiej strony - już teraz planuję podsumowanie roczne, w którym wybiorę najlepsze książki. Ale o tym kiedy indziej.

W ramach nadrabiania Mroza sięgnęłam po trylogię z komisarzem Forstem. Pełna recenzja już w niedzielę, ale powiem szczerze, że paradoksalnie zaczynam trochę się nudzić tym, że podobają mi się absolutnie wszystkie książki autora (nawet jeśli widzę w nich wady).

Na pewno lipiec będzie dla mnie miesiącem nadrabiania kryminałów, zwłaszcza polskich - przede mną dużo Remigiusza Mroza (postanowiłam, że przeczytam w te wakacje wszystkie jego książki, i jak na razie mój wynik to 6/13, bardzo dobrze), Puzyńskiej, Grzegorzewskiej, Bondy (tzn. jej serii z Hubertem Meyerem, Lampiony pojawią się dopiero na jesieni, a poprzednie części sagi o Saszy Załuskiej już oczywiście przeczytane), ale także Camilli Lackberg czy Jo Nesbo. Raz jeszcze polecam więc swój cykl Kryminalny Weekend, który ukazuje się cotygodniowo, a w którym opisuję kolejne przeczytane przez siebie powieści z tego gatunku.

Oprócz kryminałów na Nerwie Słowa pojawią się recenzje m.in. Hotelu Złamanych Serc Deborah Moggach (bardzo sympatyczny) oraz Służących Kathryn Stockett (piękne). Przyznaję, że jestem zachwycona tym, jak dużo pięknych powieści ostatnio do mnie trafia, dlatego wiele recenzji jest niezwykle entuzjastycznych.


Z nowości: kilka ciekawych pozycji oferuje Wydawnictwo Znak. Kobiety w kąpieli Tie Ning (premiera 4.07.), czyli rodzinna opowieść o podobno niepowtarzalnym klimacie, napisana przez jedną z najważniejszych chińskich pisarek, klasyczna już Pani Dalloway Virginii Woolf (ale w jakim pięknym wydaniu! premiera 11.07.) oraz książki Pauli McLain, o których słyszałam wiele dobrego - Paryska żona (18.07.) i Okrążyć słońce (11.07.; technicznie jest to wydawnictwo Między Słowami, ale podlega ono właśnie Wydawnictwu Znak) z kolei zabiorą nas w piękne podróże pełne przygód do Francji i do Afryki, z wątkiem miłosnym w tle.



Dwie propozycje otrzymamy od Czarnej Owcy: książkę Simona Becketta Zimne ognie (3.08.) oraz Claire Dellanoy Strzeżcie się niezwykłych kobiet (6.07.). Brytyjczyka uwielbiam za serię książek o Davidzie Hunterze (recenzja czwartej jej części niedawno pojawiła się na Nerwie Słowa w ramach Kryminalnego Weekendu). Tym razem opowie nam on historię pewnej kobiety, która nieświadomie wiąże się z psychopatą. Książka Dellanoy to natomiast opowieść o kilku kobietach, dawniej przyjaciółkach, które po raz pierwszy spotykają się po wielu latach. Może być różnie, ale trzeba przyznać, że tytuł jest niezwykły.



Nie zawiodą także Marginesy - które powieścią Stasi i dziecko Davida Young pokażą nam, że dobry kryminał nie musi dziać się we współczesności, a książką Sidney Chambers. Cień śmierci zachęcą nas do poznania angielskiej prowincji, pięknego Cambridge i barwnego Londynu wprost tętniących jazzem i... zbrodnią. (Na podstawie cyklu książek nakręcony został serial, ale podobno dużo zostało w nim zmienione). Premiera obu już 6.07. (Swoją drogą, jestem zachwycona poziomem książek wydawanych przez Marginesy - ostatnio opisywałam genialną Fridę, już w piątek ukaże się natomiast recenzja Miejsca na ziemi - i już teraz mogę napisać, że ono również jest niesamowite. Ciekawe, czy kolejne publikacje też będą tak świetne). 

Cóż - właściwie to wszystko z lipcowych nowości. Rzeczy, które by mnie naprawdę zainteresowały, nie ma zbyt wiele - i może to dobrze, zważywszy właśnie na to, ile mam zaległości. A że lipiec ma być właśnie takim czasem bez spiny, to spokojnie zanurzę się w fotelu i wezmę się do nadrabiania, oczywiście wszystko na bieżąco relacjonując. Dajcie znać, w co Wy chcecie się zagłębić (może macie na oku jakieś nowości, których tu nie pokazałam, a które Was zainteresowały?), a ja życzę wszystkim udanego lenistwa. I zapraszam serdecznie na piątek na recenzję pięknej, choć smutnej książki, która ma szansę stać się jedną z najlepszych opowieści tego roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz