poniedziałek, 3 kwietnia 2017

KSIĄŻKA: Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz "Najlepiej w życiu ma twój kot. Listy" (wyd. Znak)






Nerw Słowa powstał po to, bym mogła dzielić się z innymi dobrą literaturą (i czasami przestrzegać przed złą). Nie zawsze to wychodziło, nie zawsze o tym pamiętałam, nie zawsze też był na to w moim życiu czas. Najlepiej w życiu ma twój kot. Listy, czyli niepublikowana dotąd korespondencja Wisławy Szymborskiej i jej wielkiej miłości, Kornela Filipowicza, to taka książka, dla której zaczyna się pisać blog o literaturze - dzieło wspaniałe, piękne, z jednej strony mówiące o zwyczajnym, codziennym życiu, a z drugiej o wielkim uczuciu dwójki literatów miłujących słowo. Jeżeli jeszcze po Listy nie sięgnęliście (wokół tej książki zrobiło się bardzo duże zamieszanie marketingowe na koniec zeszłego - 2016 - roku, i dobrze, bo o genialnej literaturze trzeba mówić, pisać i ogólnie ją udostępniać), to jak najszybciej to nadróbcie. Bo możliwe, że ta książka będzie jedną z najlepszych czy najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek przeczytacie.


Myślę, że dwóch głównych postaci nie trzeba przedstawiać. Istotniejszy jednak od samej biografii jest chyba fakt, że oboje byli miłośnikami słowa i jego mistrzami, inteligencją, ludźmi żyjącymi z literatury, wśród literatury i dzięki literaturze. Jednocześnie jednak nie możemy wpaść w pułapkę zaczarowania naszego wyobrażenia - i musimy pamiętać, że zarówno Szymborska, jak i Filipowicz, byli przy tym zwykłymi ludźmi (w znaczeniu: tęskniącymi, jedzącymi kolacje, czasem pijącymi alkohol, palącymi papierosy itd.). Dzięki temu ich korespondencja składa się z charakterystycznego pomieszania dwóch rodzajów elementów: tych znanych każdemu z codziennego życia (ktoś przyszedł, ktoś jest chory, do kogoś zadzwoniłem, od kogoś pieniądze odebrałem, czy wysłać Ci sweter?) i tych pochodzących ze świata artystyczno-literackiego. (Który, warto zauważyć, oni sami traktują po prostu jako część świata, a nie nic nadzwyczajnego).

Fakt bycia być może jednymi z najważniejszych postaci literackiego świata nierozerwalnie łączy się z poziomem literackim prawie wszystkich listów, które pełne są aluzji kulturalnych i kulturowych, wcielania się w fikcyjne postaci, różnych zręcznych żarcików słownych i słowno-obrazkowych. Ta lekkość posługiwania się językiem jest zachwycająca - i niejednokrotnie wzbudza wybuchy śmiechu (zwłaszcza w sytuacjach, w których np. Szymborska pisze jako zakochana w Filipowiczu służąca). Jednocześnie w tej korespondencji zawarte są ogromne pokłady czułości dwóch osób, które pięknie dobrały się w życiu - które się rozumieją, które lubią spędzać ze sobą czas, które za sobą tęsknią i które po prostu się kochają. Obserwowanie tak dojrzałej miłości - oboje, gdy się spotkali, byli już po rozwodach - potrafi pozytywnie wzruszyć.



Każdy list jest pieczołowicie opatrzony datą (o sposobie wydania książki jeszcze za chwilę). I przyznaję, że - dość paradoksalnie - po pewnym czasie, gdy nieco się z bohaterami zżyłam (i odczarowałam sobie obraz Szymborskiej jako bardzo sympatycznej i niesamowicie utalentowanej starszej pani z Noblem), zaczęłam... cieszyć się, gdy tych listów było w danym roku mniej. (Bo to znaczyło, że para spędzała czas ze sobą, a nie w oddaleniu od siebie. Nie jak w roku, w którym Szymborska przez blisko pół roku była w sanatorium, a Filipowicz, oddalony od niej, też chorował, i w którym - co widać w listach - z każdym dniem coraz bardziej ze sobą tęsknili). Zwłaszcza że - co często jako dość młoda osoba musiałam sobie wciąż na nowo uświadamiać - w latach 60. czy 70. nawet zwykła rozmowa telefoniczna stanowiła całe przedsięwzięcie, nawet bez gwarancji, że uda się cokolwiek wyraźnie od drugiej strony usłyszeć.

W kontekście odmienności epokowych warto zauważyć też ustrój, w którym korespondowali literaci, a raczej fakt, że cenzura była wówczas rzeczą powszechną. Ani Szymborska, ani Filipowicz nie mogli więc pisać o pewnych sprawach otwarcie (choć w ich początkowych listach dość często jeszcze zdarza się zaznaczenie, że w tym miejscu list został ocenzurowany). Inteligentnym ludziom jednak nawet cenzor niestraszny - i trzeba przyznać, że w pewnych momentach parze udaje się czynić bardzo delikatne aluzje do sytuacji politycznej, których cenzorzy po prostu nie wyłapali. I z którymi ja w sumie też miałabym problem, gdyby nie przypisy. 




No właśnie: jeden z moich ulubionych elementów książki. Korespondencja Szymborskiej i Filipowicza to nie tylko zbiór listów, które ktoś odnalazł, uporządkował i przepisał w edytorze tekstu, ale też ogrom pracy redaktorskiej. Praktycznie każdy list opatrzony jest pod koniec krótką notatką objaśniającą skróty użyte w tekście, nazwiska, wydarzenia, wspomniane filmy czy książki. I choć może się wydawać to z opisu nudne czy nawet niepotrzebne, ja po lekturze mówię, że przypisy te genialnie rozjaśniają cały kontekst korespondencji. Zwłaszcza że są po prostu świetnie, jasno i logicznie sformułowane - cały zespół nad nimi pracujący powinien dostać owację na stojąco (albo ewentualnie podwyżkę). Całe wydanie w ogóle jest bardzo dopracowane i pięknie skomponowane (ach, te kolaże i wyklejanki Szymborskiej!) - Najlepiej w życiu ma Twój kot dzięki temu świetnie nadaje się na prezent. 

Apeluję: przeczytajcie. Bo dla takiej literatury się czyta, dla takiej się pisze, dla takiej się sięga po coraz to nowe dzieła. Prawdopodobnie będzie to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytam w 2017 roku. I jakoś wcale nie jest mi z tego powodu smutno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz