O poprzednich częściach bardzo dobrej trylogii Troja już na Nerwie Słowa pisałam (KLIK) i (KLIK). Pierwszą częścią nie byłam zachwycona przez jej dość nudny początek, jednak od razu po jej zakończeniu zapragnęłam poznać dalsze losy bohaterów - druga część podobała mi się bardziej. Ostatnio przyszedł czas na zwieńczenie sagi - i muszę przyznać, że nawet mimo kilku drobnych wad jest to bardzo godne podsumowanie całej trylogii. I choć recenzja dzisiaj jest dość krótka, bo doskwiera gorąco, i niezwykle trudno opisuje się książki pochodzące z jednej sagi, to podkreślam, że moje zadowolenie z przeczytania tych trzech tomów jest naprawdę bardzo duże.
Tym razem zastajemy Troję w obliczu regularnej wojny i oblężenia. Bohaterowie po obu stronach układają plany obrony i ataku, apodyktyczni przywódcy chcą wprowadzić w życie swoje własne wizje tego, jak ma wyglądać współczesny im świat, a zwykli ludzie próbują w tym wszystkim jakoś się odnaleźć, broniąc tego, co jest dla nich ważne. A tymczasem wszystko to, co bohaterowie znali do tej pory, zaczyna się rozpadać.
Powtórzę raz jeszcze to, co pisałam wcześniej: największy sukces Gemmella (czy raczej: Gemmellów, bo współautorką ostatniego tomu jest Stella Gemmel) to przedstawienie historii w taki sposób, żeby wydawało nam się, że przecież tak rzeczywiście było. I choć czytaliśmy fragmenty Iliady na najgorszych lekcjach polskiego w życiu (ahoj, liceum!), i wiemy, jak to wszystko się skończy, to z jednej strony jesteśmy bardzo zaskakiwani niekiedy całkiem drobnymi elementami (np. opisem pojedynku Hektora i Achillesa), a z drugiej powtarzamy sobie Hm, niezła ta powieść historyczna. Bohaterowie i ich motywacje wydają się aż prawdziwi i przede wszystkim angażują. Nawet ci, których spotykamy tylko przez kilka stron (Gemmel chyba nie lubi trzecioplanowych bohaterów) mają jakąś historię, i zdaje się, że o każdym z nich można by napisać osobną opowieść.
Z drobnych rzeczy: mam wrażenie, że Gemmelowi minimalnie lepiej wychodzą opisy obyczajowe aniżeli militarystyczne, i przez to chyba jednak pozostanę przy bardzo dużej sympatii do drugiej części. Nie mogę jednak odmówić mu utrzymania się w przyjętej przez siebie konwencji opowieści o bohaterach, herosach i honorze, o czasach, w których męstwo i lojalność były najwyższymi wartościami (choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że jest to jedynie pewna artystyczna wizja, a jak było naprawdę, to zupełnie inna kwestia). Przyznaję też, że niektóre momenty - bitwy o Troję czy starcia Helikaon vs. Wielka Fala - są opisane po prostu epicko, i że na długo pozostaną w mojej pamięci. Ogromny plus daję autorom (autorowi?) za końcówkę: słodko-gorzką, ładną, ale nieprzesłodzoną, i jeszcze z pięknym odwołaniem kulturowym.
Cała trylogia nie jest majstersztykiem konstrukcji, nie obwołam jej też najlepszą serią, jaką czytałam w życiu (nie wtedy, gdy pamiętam Harry'ego Pottera). Jednak mimo kilku drobnych wad powieści Gemmella to naprawdę świetne książki, które mogą zabrać nam z życia długie godziny, sprawić, że będziemy kibicować ich bohaterom z całego serca i wywołać w nas całe spektrum emocji - od rozbawienia czy dobrodusznego roztkliwienia (Odyseusz jako najzdolniejszy bajarz świata jest moim idolem) przez napięcie, aż do autentycznego wzruszenia. A walor historyczny książek sprawia, że aż chce się poznać tę epokę jeszcze bardziej, czyli czyni o wiele więcej, niż większość lekcji w szkole czy na studiach. Polecam wszystkim tym, którzy chcą wybrać się w podróż do innego (a może wcale nie tak odmiennego?) świata i przeżyć coś, co wspominać będą z uśmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz