Wiadomo, jak to bywa w czerwcu - natłok zadań, obowiązków, pęd, prawie wszystko na ostatnią chwilę - nagle pojawiają się nieprzewidywalne wcześniej terminy czy okoliczności. Tak dzieje się teraz również w moim życiu, co znajduje swoje odbicie w dobieranych przeze mnie lekturach - szukam książek, które poprawią mi humor, wywołają uśmiech i pozostawią we mnie ciepłe odczucia. Okazuje się, że dokładnie takim dziełem jest przesympatyczny Projekt Rosie Graeme Simsiona (wyd. Media Rodzina) - dlatego dzisiaj serdecznie do jego lektury namawiam. Szczególnie że jest to jedna z niewielu książek ostatnio przeze mnie czytanych, przy których śmiałam się aż do łez, i po lekturze której od razu zapragnęłam sięgnąć po część drugą.
Graeme Simsion, źródło: KLIK |
Zacznę ocenę od głównego bohatera: który jest nakreślony po prostu fenomenalnie. Z posłowia dowiadujemy się, że Simsion pracował nad książką (w pierwszej wersji: scenariuszem) przez sześć lat - i to dopracowanie bardzo dobrze całej opowieści zrobiło. Don jest co najmniej ekscentryczny - ma zaburzone odczuwanie emocji, przejawia pewne społeczne dysfunkcje, nie wie, jak się zachowywać, a swoje posiłki planuje według tygodniowego harmonogramu (w każdy wtorek sałatka z homara, w każdą środę... i tak dalej)
Jednocześnie jednak Don nie jest przekonany, że jest najbardziej cool człowiekiem na świecie - wprost przeciwnie, mężczyzna zdaje sobie sprawę ze swoich słabości czy niekompetencji np. w identyfikowaniu emocji u swoich rozmówców, i próbuje się stopniowo zmienić, gdy uważa, że jest to działanie pożądane. Autor idealnie dobrał do Dona specyficzny sposób wysławiania się (Istotnie!), pierwszoosobowa narracja również wzbudza u czytelnika ogromną sympatię. Szczególnie że Don, choć nieco ekscentryczny, nie jest całkowicie wyprany z emocji, i wbrew pozorom ma o otaczającym go świecie głębsze refleksje niż ktokolwiek z jego otoczenia. Plus jest niezwykle inteligentnym i spostrzegawczym człowiekiem, co też ma wpływ na poziom narracji.
Cudowna jest też postać Rosie - zwariowanej, nieco popieprzonej (jak to mówi sama o sobie), będącej na drugim biegunie polarnym niż wymarzony ideał Dona. Zamiana ról, czyli postawienie mężczyzny w sytuacji narratora (co jest nietypowe dla komedii romantycznych) sprawia, że po pewnym czasie sami zaczynamy widzieć w wybrance głównego bohatera, to co najwyraźniej zobaczył w niej sam Don. Z postaci drugoplanowych wyróżnia się także otwarte małżeństwo Gene'a i Claudii - pary psychologów, którzy najwyraźniej największy problem mają z... własnymi uczuciami.
Przyznaję, że humor Projektu Rosie jest bardzo specyficzny - i prawdopodobnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Mi jednak ten akurat rodzaj żartów podpasował wręcz wybitnie. Dawno aż tak bardzo nie śmiałam się przy żadnej książce - wreszcie dostałam żarty inteligentne, lekkie, i też niewchodzące zbyt często w cyniczną ironię. Jednocześnie jest jednak opowieść Simsiona sposobnością do poczynienia pewnych drobnych refleksji - co sprawia, że książka pozostawia w nas coś więcej niż tylko ogólne dobre wrażenie.
Na koniec napiszę jedno: Projekt Rosie jest po prostu świetny. Lekki, zabawny, przyjemny, taki, że od razu chce się do niego wracać, albo chwytać za następną część. Jestem zachwycona głównym bohaterem i jego perypetiami przedstawianymi w humorystycznej narracji. Idealna książka typu feel-good, na te momenty w życiu, kiedy dzieje się milion rzeczy naraz, a my chcemy tylko się zrelaksować i trochę pośmiać. Oby więcej takich książek w naszych biblioteczkach!
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję księgarni internetowej Woblink.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz