poniedziałek, 16 maja 2016

KSIĄŻKA: Współczesna "Iliada", czyli David Gemmell "Troja. Tarcza Gromu" (Dom Wydawniczy REBIS)




Nie tak dawno po raz pierwszy wybrałam się w intrygującą podróż do starożytnej Grecji. Przemierzałam pełną niebezpieczeństw Wielką Zieleń, podziwiałam herosów w jednym sandale oraz Brzydkiego Króla toczącego niesamowite opowieści przy ognisku, zastanawiałam się nad pałacowymi intrygami i kibicowałam kobietom dołączającym się do intensywnej walki o władzę. Dzisiaj dane mi było tę wędrówkę ponowić - wystarczyło zagłębić się w drugi tom trylogii Davida Gemmella, czyli Troja. Tarcza Gromu (Dom Wydawniczy REBIS). I tak, jak do pierwszej części musiałam się najpierw przekonać (KLIK), tak część drugą zaczęłam i skończyłam z uśmiechem i pragnieniem jak najszybszego przeczytania części trzeciej. Dlaczego?




W Troi. Tarczy Gromu poznajemy dalsze losy bohaterów i miejsc z pierwszej części. Całość zaczyna się od ślubu Hektora z Andromachą, z której to okazji w Troi organizowane są igrzyska. Na uroczystość tę do miasta przybywają zarówno przyjaciele miasta, jak i jego wrogowie, czekający tylko na dogodną okazję, by zmienić coś w trojańskiej strukturze władzy. Do miasta, jak w części poprzedniej (co tworzy bardzo ładną klamrę spinającą) przybywa trójka nowych bohaterów - Piria, uciekinierka z Tery, rozsądny mykeński wojownik Kalliades i jego najlepszy przyjaciel, lekkoduszny Banokles - których losy połączą ich z postaciami znanymi nam z poprzedniej części trylogii.

Gemmell jednak, na szczęście, nie trzyma się kurczowo poprzednio zarysowanych przez siebie ram, i wprowadza nas w dalsze zakamarki trojańskiego uniwersum, przybierając przy tym ton, wydawałoby się, którejś z odyseuszowskich opowieści. Niezwykle dobra jest przy tym autorska konstrukcja postaci. Oczywiście, bohaterowie pierwszo- i drugoplanowi dalej nas zaciekawiają, dalej im całym sercem kibicujemy (szczególnie temu jednemu wątkowi miłosnemu!), ale niezwykłe jest wprowadzanie i przedstawianie bohaterów trzecio- czy nawet dalszoplanowych. Bowiem nawet jeżeli na pierwszy rzut oka wydają się kreśleni nieco grubą kreską, po chwili okazuje się, że pewna subtelność dotycząca ich życia czy charakteru zupełnie zmienia nam ich obraz (najbardziej zauważyłam to pod sam koniec książki, u Pauzaniasza, ale dotyczy to wszystkich postaci u Gemmella się pojawiających).


W recenzji poprzedniej części napisałam, że proza Gemmella bardziej niż heroic fantasy przypomina political fiction - jak najbardziej to zdanie podtrzymuję. Tym razem jednak zwrócę uwagę jeszcze na coś innego, do czego natchnął mnie okładkowy blurb: podczas lektury ma się poczucie pt. Przecież to tak właśnie musiało być, jak miło, że lektura tej książki uczy faktów historycznych! Nie dopuszcza się możliwości, że coś wydarzyło się inaczej, albo że w ogóle się nie wydarzyło - Gemmell pisze na to zbyt realistycznie, musiał więc korzystać z pewnych, sprawdzonych, przebadanych źródeł historycznych, czyż nie? I dopiero pod koniec zaczynamy mieć wątpliwości, czy na pewno to wszystko potoczyło się właśnie w ten sposób. (Choć ja dalej przychylam się do stanowiska, że dopóki ktoś mi nie udowodni, że było inaczej, będę głosić i wyznawać gemmellowską wizję trojańskiego świata).

I choć książka traci nieco tempa pod koniec, i choć autor niezwykle mnie zdenerwował tym, jak potraktował niektóre postacie, wiem jedno: trzecią część też przeczytam, z jeszcze większym entuzjazmem. Bo Tarcza Gromu to naprawdę świetny kawałek prozy, o którym nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że mi się spodoba, i do którego podchodziłam ostrożnie ze względu na pewne niedostatki części pierwszej - a tu proszę, powieść mnie i wciągnęła, i ucieszyła, i denerwowała, i powodowała u mnie w odpowiednich momentach napięcie (Wróci na czas czy nie? Wróci?). Czekam więc na część ostatnią - a na razie, dla pocieszenia, popodziwiam okładkę, która znów jest po prostu epicka. Polecam!


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Domowi Wydawniczemu REBIS.
https://www.rebis.com.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz