poniedziałek, 28 grudnia 2015

KSIĄŻKA: "Szczygieł" Donna Tartt wyd. Znak Literanova





Bardzo lubię czytać książki, które ktoś mi poleca. Jakoś wiem wtedy, że skoro przynajmniej jednej osobie się książka podobała, to może nie jest ona beznadziejna i rzeczywiście warto po nią sięgnąć. Stąd, jak sądzę, bierze się też moje upodobanie do czytania wszelkich książek, które dostały ważne w branży nagrody - Pulitzera, Bookera, Nike, Nobla i inne. Dlatego właśnie, gdy tylko zobaczyłam Szczygła w księgarni (w której spośród innych książek wyróżniał się swoją cegłowatą objętością), zaczęłam go chcieć. (Z niektórymi książkami tak jest, że się ich nie kupuje od razu, tylko przechodzi się przez swoisty proces chcenia). W końcu książkę kupiłam - w ebooku, żeby móc ukradkiem podczytywać na zajęciach - i przeczytałam. I - powiem szczerze - nie żałuję, bo Szczygieł jest jedną z najlepszych książek tego roku, choć ma oczywiście swoje wady. Dlaczego tak uważam? Zapraszam do recenzji!

Historia zaczyna się, gdy główny bohater, Theodore Decker, traci matkę w zamachu bombowym. Chłopiec wygrzebuje się z ruin muzeum, w irracjonalnym odruchu zabierając ze sobą ulubiony obraz matki - Szczygła Carela Fabritiusa. Staje się to początkiem podróży Theo przez bogate dzielnice Nowego Jorku, pustynne przedmieścia Las Vegas, antykwariaty, a także mroczny Amsterdam. Podróży długiej i obfitującej w wydarzenia, którą - mimo ogromnej jak na dzisiejsze standardy objętości książki - śledzić będziemy chętnie, oddając się uczuciom jej towarzyszącym. 

Bo przyznać trzeba, że pani Donnie Tartt w Szczygle udaje się trudna sztuka wypośrodkowania między emocjami, rysem psychologicznym bohaterów a konkretną historią z dobrą fabułą. Postacie są wiarygodne, ale żadna z nich nie jest wizualizacją stereotypu, żaden z nich nie jest też charakterem płaskim i przewidywalnym. Ważne jest tutaj też to, o czym wielu autorów zapomina - a mianowicie JAK to wszystko jest opisane. Pani Donna serwuje nam literackie wysmakowanie, z niezwykle bogatym wachlarzem słów (chociaż tutaj prawdopodobnie brawa należą się również tłumaczowi Jerzemu Kozłowskiemu), których próżno szukać w dzisiejszej literaturze popularnej.

Cieszy również, że Tartt zna się na tym, co opisuje - o ile szczegółów związanych z renowacji drewna, choć bardzo ciekawych, nie byłam w stanie skonfrontować z własną wiedzą na ten temat (ponieważ takowej nie posiadam), o tyle wszelkie informacje na temat sztuki spotkały się z moim radosnym potakiwaniem i entuzjazmem, że wiem, kim był Willem Claesz Heda i paru innych egzotycznie brzmiących artystów.

Jednym z ciekawszych zabiegów jest również rozciągnięcie przez autorkę historii na wiele lat - sprawia to, że czytelnik niejako "dojrzewa" wraz z głównym bohaterem, wraz z nim wędrując przez meandry samotności, tęsknoty, narkotyków i alkoholu. Jest nastrój, jest klimat, i na pewno o Szczygle jako całokształcie książki nie da rady szybko zapomnieć. 




Przyznam jednak, że choć byłam wielce zadowolona z lektury, nie uważam, że jest to historia wybitna - na pewno daleko mi od biegania po empikach i namawiania nieznajomych ludzi, żeby Szczygła kupili (choć w sumie z innymi książkami też mi się jeszcze coś takiego nie zdarzyło, ale wiele razy miałam chęci, tylko żadnego empiku pod nosem).

Dopuszczam możliwość, że dzieje się tak ze względu na to, iż Szczygieł jest po prostu bardzo długi, więc w wirze życia codziennego można się na nim po prostu zaciąć, bo przecież trzeba zrobić obiad, posprzątać, przygotować Święta i tak dalej, co może ostudzić nasz zapał. Inną jednak kwestią jest coś, czego wydawcy nie wybaczę: niedopracowanie ebooka. Rozumiem, że w papierowej wersji książki mogą pojawić się błędy, bo ktoś czegoś nie zauważył, okej. Rozumiem, że ludzie mają swoje sprawy i w ogóle. Ale kurczę - przy dzisiejszej autokorekcie, zaawansowanych systemach wyłapywania błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, przy całym oprogramowaniu dostępnym nawet dla przeciętnego człowieka, który pracuje na domowym komputerze, profesjonalne wydawnictwo naprawdę nie jest w stanie znaleźć tych ośmiu czy dziewięciu miejsc, w których wartka akcja zakłócona zostaje przez brak dwóch literek w słowie? Nie wierzę, naprawdę nie wierzę.

Ogólnie jednak rzecz ujmując: naprawdę warto kupić, szczególnie jeśli ma się do dyspozycji długie, jesienno-zimowe wieczory. Historia jest opowiedziana bardzo pięknie i bardzo sprawnie, do tego w taki sposób, że nad każdym z bohaterów można osobno przemyśliwać i dochodzić do naprawdę ciekawych wniosków. Polecam. Osobiście w najbliższym czasie na pewno kupię poprzednie książki pani Donny Tartt, które niedawno zostały wydane w Polsce. A gdy wyda nowe dzieło, będę pierwsza w księgarni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz