Czasem trudno jest wziąć się do roboty. Bo tak miło się leży, bo tak cudownie się przytula, bo tak wspaniale jest obejrzeć jeszcze jeden odcinek serialu, leżąc pod ciepłym kocem. Jednak Złowroga Praca czeka i co jakiś szept sączy do ucha wredne słowa przypominające o swojej obecności (na przykład wielce subtelne Matura! Matura! Matuuuurraaa!!!!). Wtedy w duszę wkrada się ferment - a czy wystarczy mi czasu? A czy na pewno będzie dobrze? A czy...?
Niesamowicie chciałabym powiedzieć, że wyjściem z takiej sytuacji jest jeszcze głębsze schowanie się pod koc, i że kiedy to uczynimy, robota sama wstanie, zrobi się, a potem posłusznie spakuje do torby/skrzynki mailowej. Tylko że, niestety, z moich uważnych obserwacji wynika, że to wcale tak nie działa, i że jedynym sposobem na wyrwanie się z odmętów Nicnierobienia jest - kto by pomyślał - Zrobienie Czegoś. Tylko czego?
Na początek proponuję podnieść się z kanapy/podłogi/sprzed komputera. Kanapa jest miła i cudowna, owszem, ale leżenie na niej nie da wiele. (Chyba że leżymy z kimś, wtedy konsekwencje mogą być różne, khem.) Krok drugi: włączenie muzyki. Bo odpowiednia muzyka jest w stanie zdziałać cuda, w tym również zachęcić nas nawet do najbardziej niewdzięcznej pracy. Ale co włączyć? Oczywiście - któryś z utworów z poniższego zestawienia. Zestawienia dzieł, które (p)obudzą każdego!
1. Shake Me Like A Monkey Dave Matthews Band
Najlepszy utwór na szare, deszczowe poranki. Ta perkusja, ta sekcja dęta i ten cudowny - i, jakby nie patrzeć, dość świntuszący - tekst. Im głośniej puszczony (na słuchawkach, oczywiście, żeby nie pobudzić sąsiadów), tym większy efekt. Sprawdzone. A dla Dave'a z zespołem wyrazy ogromnego szacunku. I marzenie, żeby kiedyś pójść na ich koncert. Ale to kiedyś, a na razie zostaje kupowanie ich wszystkich nowych płyt.
2. Angel of Small Death&The Codeine Scene Hozier
Możliwe, że mój sentyment do tego artysty bierze się z pięknych wspomnień, które mam z jego piosenkami. Przyznać muszę jednocześnie, że po prawie miesiącu wysłuchiwania na każdym kroku jego Take Me To Church miałam tego utworu trochę dosyć - na szczęście na swojej debiutanckiej płycie Hozier umieścił mnóstwo innych, genialnych piosenek. Każdy znajdzie tam coś dla siebie - ale zgodzić się trzeba, że The Angel... jest jednym z najbardziej energetycznych utworów (mimo że jego początek wcale na to nie wskazuje) z całego albumu. Cóż, wygląda na to, że na jego koncert też kiedyś trzeba się będzie wybrać.3. Takadum Old Me, Myself&I
Zespół znany z polskiego Mam Talent - trio tworzące wszystkie dźwięki przysłowiową mordą. Jeden sopran, jeden głos męski o ogromnej skali i jeden męski beatboxer (taka żywa perkusja, jeszcze bardziej spektakularna). Uroku wszystkim utworom dodaje onomatopeiczność tekstów - zamiast normalnych słów artyści posługują się wyrazami dźwiękonaśladowczymi. Warto, bo od razu po włączeniu na twarzy pojawia się uśmiech. Od ucha do ucha.Ostrzeżenie! Od razu po włączeniu płyty z całego domu rozlega się wspólny ryk domowników: Takadądądą! Dądądą! Dąąąądąąąą! A czasem nawet dołączają się sąsiedzi. Wtedy zalecam zatyczki do uszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz