23 listopada, godzina 19 - ciemno,
mokro, zimno. Ale nie w Sali koncertowej Radia RAM, w której tego dnia odbył
się spektakl "Dużo kobiet, bo aż trzy". A w obsadzie? Artur Andrus,
Maria Czubaszek, Magda Umer i Hanna Śleszyńska. I o ile już samo zestawienie
takich nazwisk może przyprawić o zawrót kiszek i skręt głowy, o tyle tym, co
naprawdę wywołało dreszcz pozytywnych emocji, było - rzecz jasna - samo
widowisko.
Grande valse frotѐe
Na scenie artyści pojawiali się w
różnej kolejności i w różnych konfiguracjach. Artur Andrus - choć również
śpiewał, i to jak! (spragnionych dalszych wrażeń zachęcam do odszukania utworu Cyniczne Córy Zurychu), pełnił funkcję
konferansjera rozmawiającego z kobietami, z których każda prezentowała swoje -
najróżniejsze - przemyślenia, co pewien czas pokazując również akcent (lub
nawet cały program) muzyczny.
W moim życiu były trzy kobiety...
Jak to można się domyślić, obok
muzyki nie zabrakło i humoru. Humoru najwyższej próby, który z jednej strony rozrywa
brzuch i przeponę, a z drugiej wywołuje w człowieku chęć powrotu do domu i
przeczytania naraz najbardziej ambitnych książek, jakie się posiada, by chociaż
odrobinę zbliżyć się do poziomu artystów. Przyznaję, że ze dwa albo nawet i
trzy razy popłakałam się ze śmiechu, szczególnie podczas występu Hanny
Śleszyńskiej, która na żywo brzmi niesamowicie - aktorka operuje głosem w
najróżniejszych skalach i tonacjach, w jednej chwili stając się krwiożerczą
naczelniczką więzienia, by w drugiej zostać wrażliwą kobietą z ziemi
wzdychającą do lotnika. A jej impresja Ewy Demarczyk... Ach, cóż to były za
wrażenia! (Wpis na Bucket List: pójść na koncert Śleszyńskiej, i to jak
najszybciej).
...opiekunki pięknych piosenek
Magda Umer z kolei zaprezentowała
repertuar bardziej nostalgiczny, refleksyjny, idealny na listopadowy wieczór.
Podczas jej występów łezka w oku również się pojawiła, tym razem jednak z
zupełnie innych powodów niż u Śleszyńskiej. Utwory między innymi Agnieszki
Osieckiej nawet po wielu latach są aktualne, a w takim wykonaniu jeszcze
bardziej chwytają za serce.
...mówiące optymistycznie o miłości
Nie wolno również zapomnieć o
Marii Czubaszek, która po prostu... była sobą. I to właśnie sprawiało, że praktycznie
za każdym razem, gdy otwierała usta, z sali dobiegała salwa śmiechu. (Tak,
tutaj zdarzył się ten trzeci płacz). Cięty dowcip, celne puenty, wielki dystans
do życia i do tego mina niewiniątka łączą się w ucieleśnienie (często czarnego)
inteligentnego dowcipu.
...i wspierane przez mężczyzn
Spektakl nie udałby się bez
genialnych muzyków, z których na pierwszy plan wysunął się wybitny pianista
Wojciech Kaleta. Jego solówki na fortepianie powodowały przysłowiowe opadnięcie szczęki, a w połączeniu z
kontrabasem dostarczały niesamowitych wrażeń.
Mężczyzna na lotni to człowiek samotny...
...dobrze więc, że artyści
dzisiejszego widowiska pozostali na ziemi, by czarować widzów swoimi
umiejętnościami. Albowiem robią to doskonale, inspirując, wywołując refleksję,
ale również powodując wręcz spazmatyczny śmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz