czwartek, 10 sierpnia 2017

SŁOWNY GALIMATIAS #15. Rozleniwienie vs. nadrabianie zaległości + 14 mini-recenzji książek na wakacje



Dzisiejszy Słowny Galimatias - czyli nerwosłowowe podsumowanie miesiąca - będzie odrobinę nietypowe. Ze względu na to, że korzystam teraz z abonamentu Legimi (o którym niedługo będzie cały tekst), właściwie przestałam sama kupować książki. (Nie martwcie się, zmieni się to w sierpniu). Book Haul składałby się w takim razie z dwóch książek recenzenckich, które już na blogu opisałam, stwierdziłam więc, że w lipcu po prostu go pominę. W tym miesiącu przeczytałam natomiast aż czternaście (!!!) książek, jednak myślę, że nie będę recenzować wszystkich w osobnych postach - z tego powodu dzisiaj skupiam się na mini-recenzjach, żebyście wiedzieli, na co zwrócić uwagę, a na co niekoniecznie. Zapraszam!


Książki opisuję w kolejności ich czytania. Jeżeli recenzja pojawiła się na Nerwie Słowa, kliknij w tytuł książki, aby ją przeczytać. Te mini-recenzje nie mają na celu wytłumaczenia fabuły - są one raczej zapisem moich wrażeń. Dlatego też na koniec każdego opisu znajduje się rubryka jednym zdaniem: bardzo krótkie podsumowanie książki z nieco bardziej obiektywnego punktu widzenia.




1. Mats Strandberg Przeklęty prom (wyd. Marginesy; egzemplarz recenzencki)

Zapowiadało się taaaaaak dobrze, a wyszło taaaaaaak bardzo źle. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Nie kupować, nie pożyczać, nie czytać, nie mówić o tej książce, tylko skazać ją na zapomnienie. I już. A jeżeli ktoś bardzo chce poczytać, jak się nad nią pastwię, niech kliknie w tytuł i przeczyta moją recenzję, w której punktuję większość idiotyzmów pojawiających się w tej książce. 

(Dla bardzo zainteresowanych - jest tu skandynawski prom, na którym pojawia się wampir chcący przejąć władzę nad światem. Ludzie panikują, a on po kolei morduje prawie wszystkich. Koniec fabuły). 

Jednym zdaniem: NIE.




2. Neil Gaiman Amerykańscy bogowie (wyd. Mag)

O Gaimanie słyszałam mnóstwo dobrych rzeczy, to samo mówiono mi o serialu na podstawie tej książki. Jeżeli chodzi o samą opowieść - jest oryginalna, świeża, zajmująca, a do tego przegenialnie wydana. Co prawda pojawia się kilka słabszych momentów, w których trzeba się nieco bardziej skupić, żeby zrozumieć autora, ale bardzo, bardzo warto po nią sięgnąć dla specyficznej atmosfery. Nie obwołam jej Absolutnym Geniuszem, bo właśnie minimalnie czegoś jej aż do takiego poziomu zabrakło, ale muszę się przyznać, że po jej lekturze usilnie poszukuję funduszy na resztę książek autora, a to bardzo dobrze świadczy o jego pisarstwie. Choć, co ciekawe - nie mam na razie zdania o tym, jak Gaiman pisze technicznie. Świetnie snuje opowieść, ale styl jest raczej na drugim planie, i zastanawia mnie to, czy inne jego książki będą wyglądać podobnie. 

Jednym zdaniem: dla fanów czegoś świeżego z domieszką zwariowanej psychodelii i dość mroczną historią.



3. Anne Rice Wywiad z Wampirem (Dom Wydawniczy REBIS; przeczytane w abonamencie Legimi)

Znowu: coś, co dobrze się zapowiadało gdzieś do połowy, a potem okazało się dla mnie nieco nawiedzonym bełkotem. W pierwszej części książki świetna jest toksyczna chemia między Lestatem a Luisem - ich relacja sprawia, że warto po tę książkę sięgnąć. Pojawienie się Claudii również uatrakcyjnia całość, a potem... a potem jest coraz gorzej, z pseudointelektualnymi refleksjami na temat życia i śmierci, patosem i sztuczną podniosłością. Jeżeli lubicie takie klimaty albo chcecie poznać materiał źródłowy całego - jakże dziś popularnego - popkulturowego ruchu wampirocentrycznego, możecie po tę pozycję sięgnąć, ale jeżeli szukacie czegoś rzeczywiście dobrego, to nie ma co marnować na to czasu.

Jednym zdaniem: tylko z miłości do wampirów albo w ramach badań nad popkulturą, inaczej - odpuścić.




4. Deborah Levy Gorące mleko (wyd. Znak; egzemplarz recenzencki)

Książka, której napisałam dość pozytywną recenzję zaraz po przeczytaniu, a która po dwutygodniowych przemyśleniach jednak mnie rozczarowała. Widać, że autorka bardzo chciała dostać jakąś nagrodę literacką - więc naszpikowała cały tekst symbolami, zdania skróciła do minimum, wzięła też temat Trudny i Trochę Tabu, Ale Nie Za Bardzo. No i mimo że ta proza rzeczywiście może wywołać jakiś niepokój, to czuć, że jest ona nieco wysilona, pisana przez intelektualistkę. Levy udało się spełnić własne zamierzenia - książka została nominowana do Bookera - ale dla przeciętnego czytelnika, który właśnie szuka dobrze opowiedzianej historii, nie ma tu zbyt wiele. (Zawsze powtarzam, że dobra książka składa się z trzech elementów: czegoś, o czym warto opowiadać, dobrego sposobu opowiadania oraz tego czegoś, co sprawia, że chce się to czytać - tutaj zabrakło tego trzeciego składnika).

Jednym zdaniem: będzie okej, jeżeli uwielbiasz prozę festiwalową. W innym wypadku raczej nie warto.



5. Caroline Eriksson Zniknięcie (wyd. Marginesy; egzemplarz recenzencki)

Całkiem udany kryminał ze skandynawską atmosferą - i właściwie tyle mogę o tej książce powiedzieć. Jest stosunkowo krótka, więc starczy prawdopodobnie na jeden wieczór albo dwa, ale bardzo wciąga i pozwala się oderwać. Mi nie podobał się fakt, że operuje ona w gruncie rzeczy dość często wykorzystywanym motywem, którego różne ujęcia czytałam już dwadzieścia razy. I tak jednak czytało się bardzo dobrze, i chyba o to chodzi - choć absolutnie nie jest to geniusz kryminalny.


Jednym zdaniem: można się wciągnąć, ale nie jest to nic  wybitnie oryginalnego. Głównie dla fanów kryminałów skandynawskich.




6. Tarryn Fisher Bad Mommy (wyd. Sine Qua Non; przeczytane w abonamencie Legimi)

Kolejna książka z lipcowego zestawu, w stosunku do której mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony nastawiałam się na coś genialnego - wszędzie czytałam świetne recenzje, entuzjastyczne komentarze i opinie. A wyszedł... no, thriller psychologiczny, i już. Z drugiej strony jednak autorka rzeczywiście miała dość ciekawy pomysł, i świetnie wykreowała bardzo antypatycznych bohaterów, a chyba o to właśnie chodziło. (Choć niektóre emocjonalne fragmenty są nieznośne stylistycznie). Na Goodreads napisałam, że polecam, po czym dałam 3 gwiazdki - i tak chyba właśnie jest z tą książką; warto po nią sięgnąć w wolny wieczór, gdy chcemy się rozerwać, ale jakiejś Nowej Jakości tutaj nie uświadczymy. A jeżeli chcemy być na bieżąco, to w ogóle jest to mus, bo mnóstwo osób jest nią zachwyconych, więc prawdopodobnie będzie pojawiać się we wszystkich zestawieniach książek z całego roku.

Jednym zdaniem: jak wyżej - choć po tym ogromnym hypie dużo osób będzie zawiedzionych.




7. Tomek Michniewicz Świat równoległy (wyd. Otwarte; egzemplarz recenzencki od księgarni MegaKsiążki)

NAJLEPSZA KSIĄŻKA LIPCA, i - być może - całego roku w kategorii non-fiction. Moje peany na jej temat znajdują się w recenzji (kliknij w tytuł, aby ją przeczytać) - jest po prostu świetna, genialna, niewysilona, przejmująca, skłaniająca do refleksji, a po jej lekturze coś w sercu zostaje. Na długo. Ja jestem zachwycona tymi ośmioma reportażami, w których nie ma łatwych odpowiedzi - zapraszam do recenzji, a potem do przeczytania książki.

Jednym zdaniem: TAK, TAK, TAK! Non-fiction dla każdego.



8. Remigiusz Mróz Czarna Madonna (wyd. Czwarta Strona; przeczytane w abonamencie Legimi)

Gdybym miała najnowszą powieść Mroza podsumować jednym słowem, byłoby to Meh. Ani mnie to ziębi, ani grzeje, zwłaszcza że motyw, który miał być super-niesamowicie-zaskakujący, został już przez autora wykorzystany w Chórze zapomnianych głosów. Jeżeli kochacie Mroza, to możecie sięgnąć po Czarną Madonnę, ale w innym wypadku będzie to chyba strata czasu. Chociaż okładka jest przepiękna i jak zwykle u Mroza można czegoś się przy okazji dowiedzieć - tutaj na temat np. obrządków kościelnych. Co nie zmienia faktu, że jednak wiele mi zabrakło do bycia zachwyconą, i że mam wrażenie, że dużo wątków jest nieskończonych. Jeżeli jednak jak ja bardzo Mroza lubicie, to się nie bójcie - już niebawem na Nerwie Słowa będzie recenzja absolutnie cudownego Wotum nieufności.

Jednym zdaniem: niekoniecznie, zwłaszcza jeśli nie lubicie tematów religijnych. 



9. Arturo Perez-Reverte Szachownica flamandzka (wyd. Muza; przeczytane w abonamencie Legimi)

Bardzo dobre, erudycyjne snucie powolnej opowieści o intelektualistach zajmujących się sztuką, w życie których wkracza zbrodnia. Jeżeli lubicie przegadane powieści, to jest to coś dla Was. Pełnokrwiści bohaterowie, logika i dopracowane wątki - Reverte w najlepszej formie. Choć uczciwie przyznaję, że książkę tę na parę tygodni porzuciłam i dopiero za drugim razem się z nią polubiłam. (Taką Misją: Encyklopedią byłam zachwycona po parunastu czy parudziesięciu pierwszych stronach, tak samo dawno już czytanym przeze mnie Mężczyzną, który tańczył tango). Dużo jest tutaj odniesień i smaczków kulturowych, więc dla każdego miłośnika sztuki to będzie chyba czysta poezja. Bardzo podoba mi się też kameralność tej historii - z tych odrobinę sensacyjno-awanturniczych wątków naprawdę łatwo byłoby zrobić rozbuchaną opowieść skupioną na akcji, co chyba źle odbiłoby się na książce. Co ciekawe: zakończenie jest dosyć... z jednej strony nieprzewidywalne, a z drugiej strony podobne było już wiele razy. Ale tutaj jesteśmy tak związani z bohaterami - dzięki świetnej kreacji Reverte - że w ogóle nie odczuwamy tego podobieństwa, tylko siedzimy osłupieni. Brawo!

Jednym zdaniem: jeżeli nie potrzebujecie do szczęścia przysłowiowych pościgów i wybuchów, tylko erudycji i kameralnej opowieści, będziecie zachwyceni.




10. B.A. Paris Za zamkniętymi drzwiami (wyd. Albatros; przeczytane w abonamencie Legimi)

Kolejny thriller psychologiczny. Przyznaję, że pierwszy raz spotkałam się z takim ujęciem przemocy psychicznej w literaturze, i to jest ogromny plus (naprawdę, przy liczbie kryminałów, jakie czytam regularnie czy jakie już przeczytałam, zaskoczyć mnie nietypowym ujęciem tematu to jest wyczyn) - tak samo jak to, że czyta się to szybko i w odpowiednim napięciu. Dużą wadą jest jednak końcówka: która jest właśnie nieco zbyt szybka i za mało rozbudowana. I tak jednak dla mnie jest to chyba najlepszy thriller/kryminał przeczytany w tym miesiącu, i chyba zasłużone są jego tak wysokie pozycje we wszystkich księgarniach.

Jednym zdaniem: z tą książką spędzicie wciągający wieczór z thrillerowatym posmakiem, ale nie oczekujcie fajerwerków.




11. Paulo Coelho Być jak płynąca rzeka (wyd. Świat Książki)

Książka przeczytana w ramach poszerzania literackich horyzontów. I - przyznam - mimo tego, że powieści Coelho nie lubię, ta książka całkiem przypadła mi do gustu. Widać po niej, że autor jest dobrym człowiekiem, który zamiast całymi dniami filozofować i pisać uniwersyteckie teoretyczne rozprawy o dobrym postępowaniu, rzeczywiście sprawia, że świat jest nieco lepszym miejscem. Bez osądzania, fanatyzmu czy usilnego wtłaczania swojej ideologii - za to z prostymi tłumaczeniami i otwartością na życie. Być jak płynąca rzeka bardzo dobrze sprawdza się też jako zbiór ciekawych i miłych anegdotek. Mi podoba się też jako wyraz mojej ulubionej, Chłopskiej Filozofii - w której nie chodzi właśnie o traktaty filozoficzne pisane trudnym językiem, tylko o bycie porządnym człowiekiem. Niby proste, a dzisiaj mnóstwo osób o tym zapomina.

Jednym zdaniem: dobry zbiór dobrze czytających się anegdot z morałem. Są fragmenty odrobinę grafomańskie, ale przesłanie jest dobre, a Coelho jest właśnie kimś porządnym - i dlatego moim zdaniem należy mu się szczególny szacunek.




12. Wojciech Eichelberger Kobieta bez winy i wstydu (wyd. Drzewo Babel)

Książeczka jednego z najbardziej znanych polskich psychologów i psychoterapeutów podejmująca temat kobiety - w kulturze i w życiu. Lektura nie zajmie dużo czasu, a warto po nią sięgnąć, żeby uświadomić sobie kilka rzeczy (np. to, jak krzywdzące jest standardowe rozumienie historii o Adamie i Ewie). Albo po prostu poczytać rozważania mądrego człowieka - bo tych nigdy za dużo. I zastanowić się, czy na pewno nasze odruchowe reakcje (O matko, jaki ona ma dekolt!) są dobre.

Jednym zdaniem: dla każdego, kto lubi teksty skłaniające do refleksji.




13. Tarryn Fisher Margo (wyd. Sine Qua Non; przeczytane w abonamencie Legimi)

Pierwsza (chronologicznie) książka autorki Bad Mommy. I... nie wiem, czy nie lepsza, choć zdecydowanie mniej popkulturowa i łatwa w odbiorze. Fisher świetnie kreuje atmosferę zła panującą w zapomnianym przez wszystkich mieście, gdzie człowieka nie może spotkać nic dobrego. Zakończenie (albo raczej: główny plot twist, po którym jest jeszcze dość sporo do przeczytania) zaskakuje (mimo że ten motyw również ileś razy się już w kulturze pojawił), ale... nie satysfakcjonuje, a przynajmniej nie do końca. I znów - dosyć tej książce szkodzi ogromny hype, jaki na nią panuje, bo przez niego oczekujemy Czegoś Wielkiego i Niesamowitego, a dostajemy tylko dość udany thriller. A szkoda - bo bez tego medialnego szumu byłoby warto poświęcić tej książce te kilka godzin.

Jednym zdaniem: lektura bardzo okej, dla miłośników nietypowych książek thrillerowoobyczajowych będzie idealna, choć zakończenie może rozczarować.




14. Alek Rogoziński Do trzech razy śmierć (wyd. Filia)


Stosunkowo krótka komedia kryminalna. Na początku byłam nieprzekonana - nieco sztywne dialogi i trochę wchodzenia w stereotypy na temat płci po prostu mnie denerwowało. A po chwili... okazało się, że podczas lektury cały czas się uśmiecham. Prosta intryga, trochę zwariowania (choć nie tak cudownie uroczego, jak w powieściach Magdaleny Knedler o komisarz Annie Lindholm) i pisarskie środowisko (nieco - khem - podrasowane wyobraźnią autora), i jest przepis na bestseller. Czyta się to miło i przyjemnie, i chce się więcej - idealna książka na wakacje.

Jednym zdaniem: lekka, miła, przyjemna, do uśmiechnięcia się i zachichotania od czasu do czasu.



Znajdź mnie też:
Nerw Słowa na Facebooku
Nerw Słowa na Instagramie
Nerw Słowa na Goodreads
Nerw Słowa na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz