Kocham te momenty, w których po serii narzekania na poziom ostatnio przeczytanych książek trafiam nagle na coś, co jest po prostu genialne. Tak właśnie miałam ze Światem równoległym - o którym słyszałam przed lekturą mnóstwo zachwytów od osób dla mnie ważnych (również jako autorytety w sprawach literackich), a nad którym sama się po lekturze zachwyciłam. Bardzo polecam - dla mnie jest to 10/10. Pod każdym względem.
Pakistan. Mówi się, że muzułmanie to terroryści. Jednocześnie 80% ofiar wszystkich zamachów terrorystycznych to wyznawcy islamu. Polska. Żołnierze polskich sił specjalnych to światowa elita, ale gdy kończą czterdzieści lat, nasze społeczeństwo wyrzuca ich na śmietnik. USA. Czujemy się bezpiecznie, gdy więzienia są pełne przestępców, bo żyjemy w nieświadomości, że najgroźniejsze gangi są kontrolowane zza krat. Każda kolejna podróż utwierdza mnie w przekonaniu, że istnieją równoległe światy. Jeden – który wszyscy mamy w głowach, wdrukowany nam przez media. Drugi – ten rzeczywisty. Z ich zderzeń powstała niniejsza książka: zbiór ośmiu reportaży z różnych kontynentów. Wszystkie o ludziach i miejscach, które wydaje nam się, że znamy. Wydaje nam się.
Każdy z ośmiu reportaży opowiada zupełnie inną historię - a jednak po bliższym przyjrzeniu się wszystkie łączy to, że dzieją się one Gdzieś Indziej, właśnie w tytułowej dalekiej rzeczywistości (mimo że jeden reportaż opowiada o Polsce), z której istnienia nie zdajemy sobie sprawy. Albo o której po prostu nie chcemy myśleć, bo jest to dla nas niewygodne. Bo lepiej przenieść sobie przekaz medialny o wycinku kraju na wszystkich jego mieszkańców. Albo stwierdzić, że przecież dany problem nie jest mój, że przecież to państwo powinno się nim zająć, a nie ja osobiście. Albo że - i to uczucie przy pisaniu Michniewicza występuje częściej - nawet jeśli spróbuję się nim zająć, to i tak nic nie wskóram, bo do tego potrzebne byłoby poświęcenie całego życia, a tym - do rozdania - nie dysponuję.
Jest tutaj tak, jak sam autor pisze w przedmowie - to nie są reportaże jednoznaczne. (O, największa pułapko współczesnych autorów non-fiction!). Michniewicz stara się nie osądzać niczego, co widzi. Jest jednak tylko człowiekiem, i czasem mu to nie wychodzi; lecz za każdym razem, co zresztą sam podkreśla, po chwili przekonuje się, że jego sądy nie są całkowicie prawidłowe. Bo i pisze Michniewicz o rzeczach, które trudno osądzić. Zwłaszcza przychodząc z zewnątrz, nie będąc członkiem danej społeczności na co dzień. I to jest najmocniejsza strona tej książki - że zgodnie z zapowiedziami autora po prostu nie wiadomo, co myśleć. Nie ma tu łatwych odpowiedzi, prostych rozwiązań. Jest ogromny ładunek emocjonalny.
Co jednak dla mnie najważniejsze w zalewie nagrodowych nowości - proza Michniewicza nie jest wysilona. Nie jest to pisarstwo kogoś, kto bardzo chciałby dostać jakąś nagrodę, więc w swoje postmodernistyczne, minimalistyczne, niepokojące zdania wrzuca symbolikę zaczerpniętą z dziewiętnastowiecznego traktatu filozoficznego napisaną wczesnośredniowiecznym sanskrytem jako trawestację mitu intelektualisty we współczesnej kulturze obrazu. Michniewicz jako autor jest po prostu człowiekiem - inteligentnym i spostrzegawczym facetem, z którym miło byłoby się napić piwa, słuchając jego (tych bardziej anegdotycznych i lekkich) opowieści z podróży. Albo wzruszyć się czy mieć emocjonalny galimatias po którejś z tych cięższych historii. A o to, cholera, chodzi w Wielkiej Literaturze - żeby była wielka nie tylko dlatego, że ktoś po prywatnych szkołach, mieszkający w dobrej dzielnicy i sporo zarabiający bardzo by tego chciał. A za ostatnie zdanie czy w ogóle całą ostatnią myśl pan Michniewicz dostaje ode mnie ogromne recenzenckie serducho i obietnicę, że mogę mu robić za groupie na spotkaniach autorskich. (Preferuję Wrocław, ale o innych miastach mogę pomyśleć).
Cudowne jest też wydanie książki. Okładka (na którą można patrzeć normalnie i do góry nogami) jest genialna, świetne są też takie zwykłe rzeczy jak czcionka czy szata graficzna. Widać, że ktoś rzeczywiście przysiadł nad tekstem i zajął się i korektą, i redakcją (jak będę pisać już niedługo, to wcale nie jest takie oczywiste). Cudowne są także zdjęcia - jedynie nie obraziłabym się, gdyby autor każdego z nich był podany tuż przy nim, a nie zbiorczo na początku książki (wszystko byłoby wtedy bardziej czytelne).
Na koniec ujmę to tak: w lipcu przeczytałam 14 książek. Ta jest bezapelacyjnie najlepszą i najważniejszą z nich. Jeżeli jeszcze po nią nie sięgnęliście, zmieńcie to jak najszybciej. Naprawdę warto czasem rozszerzyć sobie horyzonty, nawet jeśli zazwyczaj sięgamy po kryminały albo romanse. Zwłaszcza że Michniewicz pisze dla każdego, nie tylko dla zmanierowanych pseudointelektualistów. I za to dla tego pana ogromne brawa.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Księgarni Megaksiążki. (Która swoją drogą ma najlepszą cenę za Świat równoległy, jaką znalazłam w ofertach osiemnastu największych księgarni internetowych. Jeżeli chcesz wydać te dwadzieścia złotych na jedną z najlepszych książek, jakie przeczytasz w tym roku, kliknij).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz