wtorek, 8 sierpnia 2017

KSIĄŻKA: Mężczyźni i wieloryb, czyli Ian McGuire "Na Wodach Północy" (wyd. Prószyński i S-ka)




W wakacje czytam głównie książki lekkie, mniej wymagające. Przynajmniej do momentu, w którym taki intelektualny marazm nie zacznie mnie mierzić. Wtedy sięgam po Coś Dobrego, licząc na to, że szumne zapowiedzi nie okażą się (znowu) marketingowym przekrętem. Na Wodach Północy było właśnie taką przerwą od książek lekkich i przyjemnych. Dodam: bardzo udaną przerwą.




W tym miejscu prawie zawsze wrzucam opis fabuły dostarczony przez wydawcę książki, ale moim zdaniem blurb zdradza zdecydowanie zbyt dużo jak na dość powoli toczącą się akcję. (I błagam, pod żadnym pozorem NIE czytajcie opisu na LubimyCzytać). Na Wodach Północy to finalista Man Booker Prize 2016, i przyznaję, że to właśnie dlatego ja się nim zainteresowałam. (Dodatkowym argumentem były też wszędzie widziane przeze mnie bardzo entuzjastyczne recenzje tej opowieści). Jeżeli chcecie poznać fabułę, to skrótowo wygląda ona następująco: rok 1859, statek wielorybniczy, do którego załogi dołącza Patrick Sumner, były lekarz wojskowy. Wyprawa na wieloryby nie przebiega jednak tak spokojnie, jak powinna, co prowadzi do jej nieoczekiwanego finału.


Przyznaję: na początku nie umiałam się w powieść wciągnąć. McGuire trochę pogmatwał, zwłaszcza wstęp jest odrobinę chaotyczny - musiałam czytać go dwa razy, żeby jakoś się w nim odnaleźć. Dopiero od momentu, gdy mężczyźni trafili na statek, coś zaczęło się we mnie przełamywać. A gdy na tymże statku doszło do pewnego dramatycznego wydarzenia (piszę bez spoilerów) gdzieś w jednej trzeciej książki, połknęłam całą resztę opowieści za jednym posiedzeniem. (Choć, rzecz jasna, odbyło się to dopiero po kilku bluzgach właśnie na ten niepasujący mi wstęp).


Świetna jest w Na Wodach Północy zolowska wręcz atmosfera. (Przypis - Emil Zola był jednym z najważniejszych twórców naturalizmu, znanym np. z genialnego Germinala czy świetnej Nany. Ten prąd literacki skupiał się na przedstawianiu świata takim, jaki jest, bez upiększania, z dostrzeżeniem między innymi faktu, że człowiek jest podobny do zwierzęcia - kieruje się instynktem, nie posiada wyższych pobudek, walczy o przetrwanie). McGuire - wzorem największych przedstawicieli tego prądu - nie upiększa, nie koloryzuje. Wprost przeciwnie, opisuje nam wszystkie wrzody, wydzieliny, płyny ustrojowe, traktując je jako normalny element brudnej rzeczywistości bandy mężczyzn, która jest zamknięta ze sobą w małej przestrzeni przez długi czas. (Jakby nie patrzeć - takie sprawy są elementem rzeczywistości każdego z nas, bez względu na płeć, tylko w opisywanym wypadku występują w większym stężeniu). To sprawia, że świat przedstawiony jest mięsisty, a obrazy, które pojawiają nam się w głowie podczas lektury, bardzo sugestywne. Jednocześnie nie mamy wrażenia, że ktoś tutaj coś podkolorował na potrzeby powieści - jest bardzo prawdopodobne, że właśnie tak to wszystko ongiś wyglądało.






W realistycznym opisie nie chodzi jednak tylko o scenerię, przyrodę czy właśnie płyny ustrojowe. McGuire świetnie bowiem opisuje także ludzkie zachowania. Prymitywne, zwierzęce, niewyszukane i dla kogoś patrzącego z zewnątrz nierzadko bezsensowne. Nie ma tutaj konfliktu dobro-zło, nie ma kogoś, kto jest tylko ofiarą, przeciwstawionego komuś, kto byłby tylko agresorem - nawet postaci na dalszym planie na każdą dobrą cechę posiadają dwie złe. I tak, dotyczy to nawet głównego bohatera - nie będzie więc tutaj Tego Złego Świata i Wybranego, Aby Go Naprawić. I dobrze, bo taki obraz jest o wiele bardziej prawdziwy niż to, co najczęściej spotykamy w literaturze.



Tą powieścią trudno się bezgranicznie zachwycić; o wiele łatwiej jest ją docenić. Drażni, niepokoi, porusza struny, o których raczej nie chcemy myśleć. Robi to jednak w niepretensjonalny sposób (co nie udało się innej finalistce Bookera, Deborah Levy) i sprawia, że - nawet mimo trudnych początków - chce się ją czytać. Jeżeli chcecie być na bieżąco, jeżeli szukacie dobrego kawałka prozy, jeżeli potrzebujecie czegoś mocniejszego niż bezduszna papka z taśmowo wymyślanych morderstw lub romansów (w sumie od jednego do drugiego niedaleko), to jest to coś dla Was.



Znajdź mnie też:



Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Księgarni Internetowej Woblink.com






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz