Jeżeli ktoś jeszcze się nie zorientował z lektury mojego bloga, że uwielbiam kryminały, to spieszę go o tym zapewnić. Książek z tego gatunku czytam mnóstwo, mam więc rozeznanie w tej gałęzi rynku wydawniczego. Co sprawia też, że niestety trudno jest mnie jeszcze czymś zaskoczyć - poznałam tylu detektywów obu płci, dziennikarzy śledczych, komisarzy, intryg z przeszłości, zazdrosnych mężów, knowań finansowych i oszustw na wielką skalę, że kolejne na czytanych przeze mnie kartkach nieślubne dziecko, które dowiaduje się o swojej przeszłości i zabija swoją rodzinę, już mnie nie rusza. To znaczy - o ile powieść nie ma mi do zaoferowania jeszcze czegoś. Wyobraźcie sobie więc moją radość, gdy okazało się, że książka, na którą po opisie miałam bardzo dużą ochotę, ma mnóstwo do zaoferowania. I że - co chyba najlepsze - od razu mogłam przeczytać jej drugą część. Czyli dzisiaj opisuję swój zachwyt nad książkami Jenny Rogneby. Zapraszam!
Naga, zakrwawiona dziewczynka wchodzi w biały dzień do banku w centrum Sztokholmu i wychodzi z kilkoma milionami koron. Ten niezwykły napad, który budzi ogromne zainteresowanie mediów, ląduje na biurku śledczej Leony Lindberg. Biorąc pod uwagę jej wieloletnie doświadczenie i predyspozycje, to idealne rozwiązanie. Leona jest niezdolna do odczuwania emocji. Działa w sposób zimny i rozważny. I jest skuteczna. Także dlatego, że nie waha się sięgać po niekonwencjonalne metody, o ile pomogą jej osiągnąć cel. Leona ma także kilka problemów i uzależnienie od hazardu można uznać za najmniej uciążliwy. Śledztwo robi się coraz bardziej zagadkowe, a ślady prowadzą w nieoczekiwanym kierunku. Kto stał za tak brawurowym, a jednocześnie bezczelnym przestępstwem? Kim jest dziewczynka? [opis wydawcy dot. części pierwszej]
Tak, jak napisałam we wstępie - kryminał, który będzie mi się podobać, oprócz bycia obiektywnie dobrym kryminałem musi mieć w sobie coś więcej. Ale zanim zbierzemy się na analizę tej finezji, musimy przez chwilę pochylić się nad całą podstawą. U Rogneby fundament jest solidny - mamy tutaj dobrze rozpisaną intrygę, która w odpowiednich dawkach trzyma w napięciu, i która ma dobrze rozpisane punkty kulminacyjne i zwroty akcji. Język jest żywy i nieprzeszkadzający w poznawaniu historii Leony (a to w kryminałach bardzo ważne).
No właśnie - Leona, czyli moja nowa (anty)idolka. Wiadomo, że najbardziej lubimy bohaterów w jakiś sposób ułomnych, i Leona taka jest. Przy czym postać ta nie opiera się na prostej dychotomii świetna śledcza przeciwko uzależnieniu od alkoholu. (Uwaga, teraz będą - lekkie, bo takie, które pojawiają się gdzieś po stu stronach - SPOILERY!!!). Leona jest bardzo rozsądną policjantką, owszem, uzależnioną, ale od hazardu, ale do tego... sama steruje przestępstwami, wykorzystując swoją znajomość policyjnych procedur i kryminalistycznych technik. To sprawia, że nacisk, który zazwyczaj położony jest na rozwiązywanie intrygi i gorączkowe szukanie sprawców (najczęściej połączone z elementami obyczajowymi jak opisy stosunków rodzinnych), tutaj spoczywa bardziej na zachowywaniu delikatnej równowagi między pościgiem a ucieczką. Albo raczej: lawirowaniem między rodziną, znajomymi i współpracownikami w taki sposób, żeby nikt się nie zorientował. To właśnie sprawia - choć na wirtualnym papierze nie brzmi zbyt finezyjnie - że Leona ma w sobie pewien powiew świeżości w stosunku do innych skandynawskich kryminałów. I za to cześć mu i chwała. (KONIEC SPOILERÓW)
Wydanie Marginesów jest typowe dla tego wydawnictwa - moje ukochane skrzydełka i świetna graficznie okładka (choć średnio wytrzymała - grzbiet łatwo się wygina). Bardzo podoba mi się także tłumaczenie (choć literówki mogłyby z tekstu zniknąć). I czy możemy tylko poświęcić chwilę na docenienie tego, jak piękną kobietą jest autorka? (Od razu zwracam uwagę - oczywiście piękno i umiejętności pisarskie nie są od siebie w żaden sposób zależne, i absolutnie żadnego nie przekładam na drugie, ale po prostu musiałam odnieść się do obu).
Na koniec: Leona nie jest może dziełem wybitnym, które na zawsze zmieni Wasz sposób myślenia o kryminałach. Ale... czy naprawdę chcemy, żeby takie było? Ja, sięgając po tę serię, chciałam po prostu jakiegoś bardzo dobrego skandynawskiego kryminału. I nie zawiodłam się - dostałam kilkanaście godzin świetnej rozrywki i bardzo dużą sympatię do wreszcie nie-nieskazitelnej bohaterki. Zdecydowanie polecam każdemu, kto szuka tego, co ja, a przytłacza go zalew powieści, które mają być sensacją, a kończą się rozczarowaniem. Bo Leoną się nie zawiedziecie.
Nerw Słowa na Facebooku
Nerw Słowa na Instagramie
Nerw Słowa na Goodreads
Nerw Słowa na LubimyCzytac.pl
Za egzemplarze recenzenckie serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz