Kto by pomyślał, że po lipcowych perturbacjach literackich, które poskutkowały przeczytaniem dużej liczby złych książek, sierpień będzie miesiącem tak udanym literacko. Na pierwszy ogień (no, razem z równie dobrym, ale o wiele mniej przystępnym Na wodach Północy) poszło dzieło katalońskiego Mistrza i mojego literackiego idola. Panie i Panowie, oto Agonia dźwięków!
Kto by pomyślał, że już po roku wrócę do twórczości Cabrego. Jeżeli czytacie Nerw Słowa dosyć regularnie, możecie pamiętać mój bezbrzeżny zachwyt jego pierwszą przeczytaną przeze mnie książką (wydaną w Polsce przed Agonią dźwięków), czyli Cieniem eunucha. W swojej recenzji starałam się uwypuklić, że oznaką geniuszu jest dla mnie u tego autora połączenie jego erudycji i maestrii językowej z czymś, co czyta się po prostu świetnie nawet komuś, kto o historii Katalonii, języku czy tamtejszej kulturze nie wie zbyt wiele. Nie ma tutaj jakiegoś okropnego silenia się na symbole, żeby dostać jakąś nagrodę, nie ma przekombinowania, nie ma niby-ambitnych-dłużyzn-które-każdy-pomija. Jest za to bardzo dobrze skonstruowana fabuła, idealnie splatające się wątki i po prostu kawałek Świetnej Literatury.
Kto by pomyślał, że historia mnicha z początku XX wieku, który nie zgadza się z poglądami matki przełożonej, wciągnie mnie bardziej niż większość kryminałów czy thrillerów, które ostatnio przeczytałam, i które czytam nałogowo. (Jeżeli mi nie wierzysz, to zapraszam do lipcowego podsumowania miesiąca). W porównaniu do Cienia eunucha ta książka jest o wiele bardziej kameralna, dzieje się raczej w dość zamkniętym środowisku, i to w raczej krótkim czasie, a nie na przestrzeni wielu lat z wydarzeniami historycznymi w tle. Dzięki temu - mam wrażenie - jest nieco łatwiejsza w odbiorze, i może nadawać się na początek przygody z tym autorem, jako takie lekkie wprowadzenie do twórczości zostawiające posmak geniuszu.
Kto by pomyślał, że można tak genialnie przetłumaczyć książkę na język polski. Oczywiście - nie znam katalońskiego, nie jestem też specjalistką od przekładu (choć zdarza mi się robić tłumaczenia z i na angielski). Ale to, jak dobrze pani Anna Sawicka opisuje świat według Cabrego, może zauważyć nawet laik - język jest plastyczny, piękny, wycyzelowany, ma melodię świetnie brzmiącą również po polsku. Wszystkie nagrody są zasłużone, a wstęp napisany przez tłumaczkę świetnie wyjaśnia, rozjaśnia i układa niektóre wątki. (Gdyby pani Sawicka chciała kiedyś napisać całą książkę z omówieniem twórczości Cabrego, to bym ją zamówiła w przedpremierze, czego nigdy nie robię). I zauważmy też, proszę, na koniec, jeszcze jedną rzecz - inaczej tłumaczy się jakiś tam thriller, w którym występuje może jedno zdanie złożone na cała stronę, a inaczej wysmakowaną prozę takiego autora jak Cabre. Tym bardziej - ogromne brawa!
Kto by pomyślał, że nowy Cabre będzie tak ładnie wydany, że postawiony obok mojego Cienia eunucha będzie robił wrażenie jednej z najlepszych książek w mojej biblioteczce. Bardzo klasyczna, i przy tym estetyczna oprawa w połączeniu z naprawdę piękną okładką jest po prostu idealna. (I wytrzymała - z powodzeniem przeszła Test Damskiej Torebki). Mój zachwyt nad tłumaczeniem nie może też przyćmić faktu, że i korekta, i redakcja są wykonane bardzo starannie. Przyznaję też, że mi - krótkowidzce - bardzo dobrze czyta się książki napisane dość dużą czcionką i z porządnymi marginesami (nomen omen), bo dzięki nim nie męczą się oczy.
I kto by pomyślał, że książkę o mnichu i jego krótkiej historii będę ze śpiewem na ustach zachwalać i znajomym, i przyjaciołom, i rodzinie, i czytelnikom na blogu. Wielka, niewysilona, piękna literatura. Dla mnie 5/5 i 10/10. Polecam!
Znajdź mnie też:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz