piątek, 23 czerwca 2017

KSIĄŻKA: Poświęcić życie, czyli Bea Uusma "Ekspedycja. Historia mojej miłości" (wyd. Marginesy)



Dzisiaj za oknami ochłodzenie - wpis również będzie bardziej zimowy. A dokładniej: z okolic bieguna północnego. Panie i Panowie, przed Państwem historia jednej z najdziwniejszych ekspedycji w dziejach. Ale, proszę Państwa - jakie to jest dobre.





Jest 11 lipca 1897 roku. Trzej członkowie wyprawy polarnej ze Sztokholmu: Salomon August Andrée, Knut Frænkel i najmłodszy – dwudziestoczteroletni, Nils Strindberg, odlatują wypełnionym wodorem balonem o nazwie „Orzeł” w stronę bieguna północnego. Trzydzieści trzy lata później zupełnym przypadkiem inna wyprawa natrafia na resztki ich ostatniego obozowiska na lodowcowej wyspie. W dziennikach można przeczytać, że po kilku dniach w balonie musieli awaryjnie lądować pośrodku wielkiej kry i przez kolejne miesiące próbowali wrócić na stały ląd. Trzech mężczyzn o minimalnej wiedzy na temat Arktyki znalazło się w środku koszmaru. Nie przebyli nawet jednej trzeciej odległości do bieguna, nie udało im się nawet dotrzeć najdalej na północ – oni wylądowali na 82° 56’, przed nimi norwescy polarnicy dotarli już dalej. Członkowie wyprawy byli tego świadomi. Wobec innych wypraw, które kończyły się sukcesem, ta w ogóle nie powinna była się odbyć. Na początku każdy z nich miał ciągnąć sanie o wadze 200 kilogramów, ale ostatecznie przepakowali je i zostawili dużą część wyposażenia. Ale po co ciągnęli ze sobą do końca kilka tomów encyklopedii, spinacze, krawaty, szalik z różowego jedwabiu, obrus? Zapisują: „Tu każdy dzień mija jak inny. Ciągniemy sanie, jemy i śpimy”. Żaden z członków wyprawy nie wiedział, jak utrzymać się przy życiu w warunkach arktycznych. Przez niemal sto lat badacze Arktyki, dziennikarze i lekarze próbowali rozwiązać zagadkę: co tak naprawdę wydarzyło się na wyspie? Co spowodowało śmierć trzech członków ekspedycji? Mieli przecież dużo pożywienia, ciepłe ubrania, skrzynie z amunicją i broń. Wszystko to znaleziono obok ich ciał w obozowisku. A także inne pamiątki, które mogły powiedzieć coś więcej o uczestnikach: medalik ze zdjęciem i puklem włosów narzeczonej Strindberga, Anny Charlier, rolki filmowe ze zdjęciami wykonanymi podczas wyprawy. [opis wydawcy]





Najbardziej pasjonujący w Ekspedycji jest dualizm opowiadanej historii. Z jednej strony idziemy po śladach oryginalnych podróżników, mężczyzn z końca XIX wieku, a z drugiej - poznajemy postać autorki, kobiety ponad wiek później próbującej odkryć, co w wyprawie poszło nie tak. Podtytuł Historia mojej miłości nie jest zwykłym chwytem marketingowym - autorka zawiesiła właściwie całe swoje życie, aby dowiedzieć się, co zaszło w 1898 roku na Wyspie Białej; ta chęć (obsesja?) była też (co sama przyznaje) jednym z ważniejszych powodów studiowania medycyny (!) i zostania lekarką (mimo wcześniejszej pracy jako ilustratorka). W książce genialnie widać czas, który autorka musiała poświęcić, aby zgłębić ten temat - godziny, dnie, miesiące, lata. Sto lat później (czy za późno?) autorka próbuje znaleźć coś, co wszystkim podążającym śladami ekspedycji do tej pory umknęło. A my, zahipnotyzowani, idziemy za nią, kartka po kartce, chorzy na syndrom O, jeszcze jeden rozdział... Jak to, już ostatnia strona? Bo, szanowni Państwo, historia tej miłości to opowieść, od której - na skutek zupełnie egzotycznego tematu połączonego ze świetnym stylem Uusmy - nie można się oderwać.


Nie oczekujcie jednak po Ekspedycji łatwych odpowiedzi - nie o to tutaj chodzi. Mimo całej fascynacji, jaką autorka żywi w stosunku do wyprawy (a może właśnie dzięki niej) nie będzie tu wyrzutów (Dlaczego nie lądowaliście?), buńczucznych tez uważanych za prawdę objawioną (Trudno uważać, że przyczyną śmierci było coś innego niż...) ani zmyślania (Odkryłam kość i wtedy wszystko stało się jasne!). Uusma, choć wielokrotnie wątpiąca w sens swojej fascynacji, i napotykająca kolejne niepowodzenia, opisuje wszystko rzetelnie i bardzo analitycznie, porządkując wszystkie dane tak, żeby każdy był w stanie je zrozumieć, w odpowiednich momentach dodatkowo tłumacząc pewne konteksty kulturowe czy zjawiska przyrodnicze.




Książka Uusmy jednak nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia, gdyby nie jeszcze jej jeden element, idealnie zespolony ze świetną treścią. Jest nim oczywiście absolutnie genialne wydanie - z mnóstwem zdjęć, archiwalnych i współczesnych - pokazujące dwie narracje (tę dziewiętnastowieczną i tę obecną), pełne rysunków, schematów i rycin. Gdyby wszyscy wydawali w taki sposób teksty popularnonaukowe, to nasze społeczeństwo miałoby o wiele większą wiedzę - bo z książką, którą ktoś przygotował z taką miłością, genialnie się obcuje. Ta cecha sprawia też, że Ekspedycja będzie świetnym prezentem dla wszystkich lubiących książki o tematyce podróżniczej, albo po prostu świetne reportaże. 

No i cóż - wygląda na to, że przed końcem pierwszego półrocza 2017 udało mi się znaleźć kolejną perełkę. Niech nie zwiedzie Was, że nie pieję z zachwytu - w tym wypadku każdy musi w tę podróż wybrać się samodzielnie. Bo nawet jeżeli będzie się przez godzinę opowiadać, o czym ta książka jest, to tak długo, jak nie bezpośrednio nie przeczyta się relacji Uusmy, nie będzie się wiedziało, skąd takie zachwyty. A ja tylko zasugeruję, że 5/5 na Goodreads i 10/10 na LubimyCzytac ode mnie może być dość dobrą podpowiedzią, na co się nastawiać. Polecam.


Za egzemplarz recenzencki książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.


2 komentarze:

  1. Uprzejmie zauważam, że w notce o książce brakuje nazwiska tłumaczki.
    Proszę o uzupełnienie.
    Z poważaniem
    Justyna Czechowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna Pani, nie uwzględniłam nazwiska tłumaczki/Pani nazwiska, ponieważ niniejszy wpis nie jest notką o książce, jaką znaleźć możemy np. na portalu lubimyczytac, tak samo jak nie podaję np. liczby stron, dokładnej daty wydania czy numeru ISBN. Moje rozważania są tylko formą luźnej refleksji nad książką. :-)

      Usuń