Dziś Nerw Słowa przychodzi do Was z zupełną nowością kryminalną, która najpierw dostała ogromny marketing (swojego czasu ta książka była po prostu wszędzie!), a potem absolutnie zachwyciła blogerów. I chociaż moja ocena nie będzie nieskrępowanym pianiem z zachwytu (które u mnie zarezerwowane jest chyba tylko dla Literatury Nierozrywkowej i Wielkiej), nie mogę nie przyznać, że Lokatorka to po prostu świetny thriller, po który warto sięgnąć zwłaszcza w wakacje, gdy chcemy się zrelaksować.
Dziś za ilustracje służą minimalistyczne kompozycje - tak, żeby poczuć świetny klimat książki |
Emma już nie mieszka przy Folger Street 1, na jej miejsce wprowadza się Jane. Obie lokatorki, obecna i była, są do siebie bardzo podobne: kolor włosów, rysy twarzy, pragnienie rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Ultranowoczesne mieszkanie wymaga dostosowania się do surowych reguł narzuconych przez właściciela, ale wydaje się idealne do porządkowania życiowego chaosu. Kobiety łączy coś jeszcze – enigmatyczna więź z właścicielem apartamentu. Jednak po pewnym czasie obok pożądania pojawia się niepewność i niepokój. Co różni Emmę i Jane? Emma już nie żyje, Jane jeszcze tak. [opis wydawcy]
Z bestsellerami trzeba być ostrożnym: bo można dostać perełkę, ale też niesamowicie się naciąć. Lokatorka - choć pewnie teraz mi nie wierzycie i nie uwierzycie, aż sami jej nie przeczytacie (a potem, mam nadzieję, wrócicie do tej recenzji i pomyślicie, że, kurczę, Nerw Słowa miał rację) - zalicza się do perełek, jeżeli chodzi o thriller psychologiczny. J P Delaney (to pseudonim, za którym podobno kryje się Brytyjczyk Tony Strong) konstruuje historię złożoną z dwóch relacji, z przedtem (Emmy) i z teraz (Jane). Obie relacje korespondują ze sobą, pokazując nam zarówno odmienności, jak i (ogromne!) podobieństwa, i napawając - zamierzonym - niepokojem. (Odruchowo zaczynamy się zastanawiać: a co, jeżeli moje życie jest tylko kopią jakiegoś innego?). Między poszczególnymi częściami autor umieszcza natomiast (genialny w swojej prostocie zabieg!) pytania do kwestionariusza, który wypełnić musi każdy przyszły lokator inteligentnego domu Monkforda, wybitnego architekta wyznającego minimalizm. Kwestionariusza, który - zanim się spostrzeżemy - sami zaczniemy wypełniać. Tak, jakbyśmy to my mieli zamieszkać w domu jako następni.
Książka trochę przywodzi na myśl świetny scenariusz tuż przed rozpoczęciem filmowania. Mamy tutaj bardzo zapadające w pamięć pojedyncze sceny, dynamiczne również przez ciągłe zmiany narratorek. Lokatorka to typowy page-turner - ja skończyłam ją w mniej więcej trzy godziny, z wypiekami na twarzy. Zresztą bardzo usatysfakcjonowana zakończeniem: nie do końca się go spodziewałam (albo raczej: w ogóle go w takiej formie nie przewidziałam; choć moja pierwsza myśl brzmiała, że żeby ten horrorystyczny obraz był kompletny, kobieta powinna była wybrać drugą opcję). Bardzo duży filmowy potencjał historii zauważyło też Hollywood: na podstawie książki powstanie film w reżyserii Rona Howarda (tak, dobrze kojarzycie - to ten pan od Pięknego umysłu).
Lokatorkę najbardziej spośród miliona innych thrillerów wyróżniają dwie rzeczy: sprawność techniczno-konstrukcyjna (o której wyżej), z której wynika to specyficzne wciągnięcie czytelnika, oraz poruszany przez nią temat. Nie zrozumcie mnie źle: inteligentne domy, którymi sterować można aplikacją zainstalowaną na telefonie, od dość dawna pokazywane są w różnych filmach. Tak samo groźny milioner z mroczną przeszłością - to chyba jedna z najbardziej powszechnych postaci złola. Jednak w literaturze te dwa tematy, a zwłaszcza ich połączenie, funkcjonują bardzo rzadko - a szkoda, bo, jak udowadnia Delaney, naprawdę mają potencjał. (A ten pierwszy wątek potrafi wywołać bardzo niepokojącą refleksję). Oczywiście można zarzucić autorowi, że nieco przerysował całą ideę minimalizmu - no ale hej, to jest amerykański thriller, a nie publikacja naukowa; ta książka ma wciągnąć, bawić, przestraszyć i ogólnie być remedium na problemy codziennego życia, a to udaje jej się znakomicie.
Gdybym miała coś tej książce zarzucić, prawdopodobnie byłoby to mimo wszystko dość idealistyczne (ale zaskakujące!) zakończenie (ach, jakże by tutaj pasowała ta druga opcja!). Nie jestem też przekonana do poprowadzenia w jednym momencie wątku Jane (po którym zresztą zauważyłam, że autorem musi być mężczyzna) - w takiej sytuacji porodowej jak ona ogromna większość kobiet by walczyła do ostatniej kropli krwi (tak, to zdanie jest bardzo niejasne, ale ci, którzy już czytali, zrozumieją). Po prostu. Nie za bardzo mogę natomiast mówić o wydaniu, ponieważ blogerzy dostali specjalne wersje. Na pewno świetne (bardzo żywe) jest tłumaczenie, do korekty i do redakcji też nie mam uwag.
Na koniec: jeżeli szukacie dobrego thrillera psychologicznego, to myślę, że przynajmniej na jakiś czas możecie zawiesić poszukiwania. Lokatorka intryguje, wciąga, zwodzi; na koniec zostawia z lekkim książkowym kacem (Ja chcę jeszcze jeeeeden taki thriiiiiiiler, nooooo). Książka idealna na piknik albo inne sprzyjające okoliczności przyrody.
Znajdź mnie też:
Za egzemplarz recenzencki książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz