sobota, 17 czerwca 2017

GOŚCINNIE #1. Nieuchronność zmian i apoteoza prostoty (Robert M. Wysocki)




Niebawem lato (a raczej: wyczekiwany koniec egzaminów) - szykują się więc duże zmiany i w życiu, i na Nerwie Słowa. Jedną z nich jest nowy cykl, Gościnnie, w ramach którego po raz pierwszy ukażą się teksty nienapisane przeze mnie (ale często - mam nadzieję - będące pewnym uzupełnieniem czy też polemiką z tekstami, które ja napisałam). Takie inne spojrzenie, mam nadzieję, pozwoli jeszcze łatwiej wybrać książki, po które warto sięgnąć. Na pierwszy ogień: znakomite Całe życie Roberta Seethalera (kliknięcie w tytuł przeniesie Cię do recenzji mojego autorstwa).




Snucie opowieści może się wydawać prostym sposobem na życie, ale wystarczy chociaż raz spróbować, aby przekonać się, że wcale nie jest to takie łatwe. Pozornie ta sama metoda literacka --przedstawianie codzienności - może być zrealizowana na wiele różnych sposobów z grubsza zaliczających się do dwóch kategorii: udanych i nietrafionych.

Nazwisko Roberta Seethalera nie było mi wcześniej znane, więc nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać po powieści “Całe życie”, chociaż pewną wskazówką było to, że została ona zarekomendowana przez Jakuba Żulczyka, którego cenię. Okazało się, że zdecydowanie warto było sięgnąć po tę pozycję, gdyż autor należy, bez dwóch zdań, do grona tych, którzy potrafią w udany, wciągający oraz - co chyba najważniejsze - poruszający sposób snuć stworzoną przez siebie historię.

Opowieść przedstawia nam - a jakże - całe życie Adreasa, którego poznajemy, gdy nadludzkim wysiłkiem ryzykuje swój dobrostan, aby ocalić niezbyt dobrze mu znanego i do tego niespecjalnie mocno pragnącego jego wsparcia człowieka. Nasz bohater jest jednak osobą prostą, więc spieszenie innym z pomocą jest dla niego czymś oczywistym. Na co dzień wiedzie on jednak nieskomplikowany, ale pełen dramatycznych zmian, żywot.

I właściwie dokładnie te dwa elementy - nieuchronność zmian oraz apoteoza prostoty - są głównymi liniami, po których porusza się świetnie prowadzona fabuła. Autor zgrabnie przeplata wątki a retrospekcje serwuje w na tyle zręczny sposób, że nie wzbudzają one żadnej irytacji, a powrót do głównego wątku nie nastręcza po nich najmniejszych trudności.

Nie jest to książka, od której łatwo się oderwać; każda sesja z nią pozostawia niedosyt, chociaż nie zawiera ona żadnych rewolucyjnych treści. Lekturę tę czyta się w takim sam sposób, w jaki wygląda żywot głównego bohatera - prosto, z pewną dozą stoicyzmu ale też jednocześnie swoistego niewzruszonego wzruszenia; wraz z zagłębianiem się w fabułę udziela się czytającemu spokój Andreasa, który wie, że co ma być, to będzie. Zmiany są dla niego po prostu częścią życia, jakkolwiek mocno przełamujące jego egzystencję one nie są. On natomiast trwa - a my trwamy wraz z nim i obserwujemy świat jego oczyma w trakcie dostrzegając, że w prostym życiu nie ma niczego złego, a być może nawet ma ono pewne zdecydowane zalety nad nieustannym biegiem po coraz więcej i więcej.

Nie należy także zapominać o niezwykle ciekawym aspekcie historycznym tej książki - wydarzenia całego życia Andreasa umiejscowione są w pewnym konkretnym kontekście historyczno-geograficznym, a koleje losu bohatera umożliwiają czytelnikowi prześledzenie rozwoju cywilizacji u początków dwudziestego wieku. Z pewnym zaskoczeniem obserwować można przeistaczanie się postaw ludzi względem przyrody, czego doświadcza także główna postać powieści.

Autor nie skąpi także dojmujących opisów stosunku “zwykłych” ludzi do tych, którzy odbiegają w jakikolwiek sposób od społecznie zasadzonej (czy może wręcz: zasiedziałej) normy. Ze zrozumieniem i pewnym żalem czytelnik dostrzega, że przywiązanie do prostoty oraz bezpośredniość skutkują ostracyzmem, który jednak - choć odrobinę kłuje - nie wpływa w ogromny sposób na Andreasa. Bohater czerpie energię z wewnątrz, chociaż oczywiście jego przeżycia stanowią dla niego czasami powód do rozpaczy. Pomimo tego, co by się nie działo, przez stronice książki przenika do trzymającej ją osoby spokój.


Dobrymi książkami warto się delektować, bo wiadomo, że kiedyś dotrze się do ich końca. “Całe życie” nie należy do tej kategorii; wraz ze zbliżaniem się do - co fabuła czyni oczywistym - śmierci Andreasa, wcale nie zwalnia się tempa. Po lekturze - co jest dosyć zaskakujące, ale tylko na pierwszy rzut oka - nie czuje się tego swoistego żalu wywołanego zakończeniem dobrej powieści. Ale to jest - ni mniej, ni więcej - kolejny dowód na niezwykłą zręczność autora i na piękno przekazywanych treści; czytelnik dostaje prezent od Andreasa w postaci spełnienia wywołanego spokojem, niewzruszonego wzruszenia. Tę książkę już przeczytałem; będzie, co ma być.


Jeżeli spodobał Ci się ten tekst, szepnę, że Robert (autor recenzji) pisuje także teksty o innej tematyce.

Znajdź mnie też:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz