piątek, 22 kwietnia 2016

KSIĄŻKA: Prostota urzeka najbardziej, czyli "Małe kobietki" Louisa May Alcott (Wydawnictwo MG)





Niektóre książki są bezapelacyjnymi klasykami - wiadomo, że trzeba je przeczytać, i już, bo różnorakie do nich nawiązania przewijają się w kulturze i jakoś tak głupio ich nie znać. Do tych fundamentów kultury należy m.in. książka Louisy May Alcott wydana przez Wydawnictwo MG pod tytułem Małe kobietki. Napisana w XIX wieku, choć dziś momentami już zdaje się nieco archaiczna, wciąż pozostaje literaturą wzruszającą, ciepłą i podnoszącą na duchu. Dlaczego? Zapraszam do recenzji!


Wszystkie obrazki pochodzą z filmu Małe kobietki (1994).


Książka przedstawia historię czterech sióstr z domu March - Meg, Jo, Beth oraz Amy. Poznajemy dziewczęta tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia, i śledzimy ich losy przez cały kolejny rok. Siostry mieszkają razem ze swoją mamą (ojciec wyjechał na dwanaście miesięcy, aby służyć w wojsku), i wspólnie znoszą trudy życia codziennego, niejednokrotnie dając upust swoim całkowicie odmiennym charakterom i przejawiając różne zdolności oraz temperamenty. Ich specyficznemu czarowi poddaje się ich całe otoczenie - łącznie z Lauriem, samotnym chłopcem z sąsiedniego domu, i jego tajemniczym, bogatym dziadkiem. 



I choć właściwie trudno powiedzieć, co dokładnie się dzieje w książce, bez zdradzania zbyt wielu informacji na jej temat - opowieść to raczej zbiór pojedynczych historii o dziewczętach niż powieść z jednym, konkretnym morałem - to bardzo wiele można powiedzieć o tym, jak się ją odbiera. A jest to odbiór bardzo specyficzny - pisana była ona bowiem w latach 60. XIX wieku (pierwsze wydanie w 1868 roku) i dzisiaj widać w niej cechy, które znacząco odróżniają ją od wszystkich współczesnych powieści. Jedną z nich jest jej język - kunsztowny, ale w tym samym czasie delikatny, szczególnie w kwestiach wypowiadanych przez dzieci. Tłumaczka, Anna Bańkowska, zapewne dostosowała język do współczesnego odbiorcy, bo nie uświadczy się w Małych kobietkach zbyt wielu archaizmów, ale jednocześnie podczas lektury ma się poczucie, że dzisiaj dzieci w ten uroczy przecież sposób już nie mówią (a szkoda...). Z drugiej strony sposób wysławiania się sióstr bardzo, bardzo przypominał mi wszelkie anglojęzyczne filmy traktujące o XIX wieku (moja ukochana Duma i uprzedzenie!), w których widoczny jest taki sam sposób formułowania myśli, z jednej strony odrobinę dziś egzaltowany, z drugiej wyszukany i wykazujący odgórny ład wypowiedzi (naprawdę - kto dziś zwraca uwagę na to, co mówi? zwłaszcza podczas rozmowy z najbliższymi?).



Dzisiejsze książki różnią się od Małych kobietek również tematyką. Oczywiście zależy to od rodzaju literatury, którą czytamy, ale nawet porównanie tej książki dla dziewcząt z dzisiejszymi opowieściami dla dzieci daje ciekawe wnioski. Bo kto dzisiaj pisze tak po prostu, że warto być dobrym człowiekiem, że nie powinno się być próżnym, że należy pracować nad własnym charakterem i starać się być lepszym człowiekiem? Że praca (jakakolwiek) jest lepsza od nicnierobienia? Że, choć jest to ciężkie, trzeba próbować wyzbyć się własnych słabości, i próbować jak najwięcej robić dla innych? I że szczęście dają nam nie kupowanie miliona nowych ubrań (choć owszem, taki zakup może ucieszyć na pewien czas), a otaczanie się dobrymi ludźmi, którzy będą nas wspierać i kochać niezależnie od wszystkiego, ale jednocześnie pomagać nam przełamywać własne ograniczenia?  I że bieda to nie hańba? Tak po prostu, bez sztucznego zawoalowania w niesamowite konstrukcje psychologiczne.



Jednocześnie są Małe kobietki jak na swoje czasy publikacją unikalną - nie dość, że pisane przez kobietę, mówią jeszcze wyraźnie, że w życiu nie jest najważniejsze znalezienie męża. I choć oczywiście nie znajdziemy tu radykalnie ujętego programu feministycznego, widzimy, że autorka nie zgadzała się z ówczesną mentalnością określającą wartość kobiety przez pryzmat jej partnera życiowego. I choć pewnie część powie teraz, że coś takiego dzisiaj na pewno już nie występuje, ja, jako dwudziestolatka, mówię: występuje, i to w ilościach masowych, we wszystkich środowiskach, a niezwykle często jest podświadomie pielęgnowane. Jest to kolejny powód, dzięki któremu opowieść Louisy May Alcott wciąż jest dzisiaj aktualna. 

Bardzo podoba mi się również w książce konstrukcja postaci: wyraźne zarysowanie wszystkich charakterów, wyposażenie ich w kilka jasno sprecyzowanych cech. I choć zazwyczaj gderam na wszelkie uproszczenia, tutaj one nie rażą, a nawet wprost przeciwnie - są pożądane (szczególnie że nie są to uproszczenia z niektórych filmów na zasadzie on jest brzydki/głupi/sfrustrowany/wesoły, tylko uproszczenia pokazujące jakąś cechę czy ich zestaw jako dominujący). Dzięki nim bowiem bardzo wyraźna staje się ogromna przemiana, której wraz z upływem jednego roku ulegają bohaterowie, a która w pewnym sensie staje się meritum całej opowieści.



Napiszę krótko: Małe kobietki urzekły mnie klimatem i wewnętrznym ciepłem, faktem, że mogłam się przy nich wzruszyć i zaśmiać, a także powrócić do rozmyśleń o zupełnie podstawowych wartościach. I choć można dziś cynicznie powiedzieć, że książka już się zestarzała, to ja powiem coś zupełnie przeciwnego: opowieść ta jest dzisiaj jeszcze bardziej aktualna. I naprawdę, rzadko zdarza się, że nie mogę się oderwać od książek, przy których istnieje tak duża bariera realiów i czasów (w tym miejscu chwalę też tłumaczkę, która opatrzyła wszystkie niejasności odpowiednim komentarzem), a jeszcze rzadziej - że ronię przy nich łezkę, siedząc w tramwaju. Polecam każdemu, kto chce na trochę zanurzyć się w innym (może nieco prostszym?) świecie i wzruszyć się tak, jak nie wzruszy się przy powieściach współczesnych. A sama ruszam na poszukiwanie kolejnych części, bo Louisa May Alcott stworzyła bohaterów, których absolutnie nie chce się porzucić wraz z ostatnim słowem.

P.S. Zazwyczaj nie rozwodzę się nad pracą tłumaczy, ale tutaj podkreślę jeszcze tylko, że genialne są tłumaczenia poezji, rytmiczne i niezawierające niezręczności słownych. Brawo!

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG.








2 komentarze: