niedziela, 29 kwietnia 2018

SERIAL #1. "Mozart in the Jungle", sezony 1-4 (dostępne na Amazon Prime Video)





W gąszczu produkcji popularnych (zarówno tych genialnych, jak i tych trochę mniej) niektóre, bardziej kameralne seriale, ulegają zapomnieniu. Jednym z najlepszych (i chyba, niestety, najsmutniejszych) przykładów tego zjawiska jest genialny "Mozart in the Jungle".

Prawie trzydziestominutowe odcinki (dziesięć w jednym sezonie, więc idealna ilość do binge-watchingu), które skupiają się na losach nieco podupadłej nowojorskiej orkiestry symfonicznej. Ożywić ma ją Maestro Rodrigo DeSousa, jeden z najlepszych dyrygentów na świecie, jednocześnie (typowo dla artystów?) ekscentryczny. Kolejne sezony śledzą losy orkiestry i jej członków, nierzadko zabierając nas z Nowego Jorku w inne, egzotyczne lokacje (przepiękna jest pod tym względem pierwsza połowa trzeciego sezonu, w której dość dużą rolę ma przepiękna i świetnie grająca Monica Bellucci).

"Losy orkiestry symfonicznej" być może nie brzmią najbardziej zachęcająco na świecie, ale "Mozart in the Jungle" nie miał nic wspólnego z frakami, sztywnością, niezbyt dobrymi dowcipami i wkładaniem pereł droższych niż przyjaciółka, z którą idziemy, żeby pokazać, że jesteśmy bogatsze niż ona. Był to serial, którego twórcy po prostu kochali muzykę - nie tylko klasyczną - i chcieli pokazywać jej piękno we wszystkich jej wydaniach. (Swoją drogą, w serialu wielokrotnie pojawiają się najbardziej znane osobistości tego świata, jak Placido Domingo czy Joshua Bell). W połączeniu z autentyczną sympatią do bohaterów i lekkim (pozytywnym!) wariactwem wprowadzanym przez postacie (na czele z wyśmienitym Gaelem Garcią Bernalem w roli DeSousy) ten kameralny serial emanował wewnętrznym ciepłem. Bohaterowie byli sympatyczni, a ich problemy - które na początku mogły wydawać się abstrakcyjne ("no bo jak to, przecież ja nie mam słuchu, to co ja zrozumiem z serialu o orkiestrze symfonicznej"), po kilku odcinkach zaczynały nas obchodzić. Początkująca oboistka, która ma wielkie marzenia, ale cały czas życie rzuca jej kłody pod nogi, dyrektorka artystyczna filharmonii kochająca muzykę, ale musząca użerać się z wkurzonym zarządem czy cyniczna wiolonczelistka - do wszystkiego tego można było się odnieść. 

Czwarty sezon, którego premiera odbyła się dość niedawno, dla mnie był kontynuacją tej tradycji, i przyznaję, że bardzo na niego czekałam, a gdy włączyłam go niedawno, nie zawiodłam się. Wprost przeciwnie - obejrzałam dziewięć odcinków, zarywając parę godzin snu. (Pierwszy raz od dłuższego czasu zdarzyło mi się, że po prostu nie byłam w stanie wyłączyć serialu). Niektóre sceny są mistrzowskie, jeżeli idzie o zamysł (pierwsza scena na sali baletowej), inne, jeżeli chodzi o scenariusz i to, jak bardzo te problemy są życiowe (scena rozmowy Hailey z ojcem), inne po prostu śmieszą, a przy jeszcze następnych można się wzruszyć. Ten serial, który nie zapunktuje efektami specjalnymi, smokami, podróżami w czasie ani bitwami orków z elfami, nadrabia wręcz domowym ciepłem, miłością do sztuki, historią, sympatycznymi bohaterami i niekiedy zabawami z formą, które sprawiają, że moim zdaniem jest to jedna z najlepszych produkcji ostatnich kilku lat.

I przez to wszystko tak bardzo uderzyła we mnie informacja o anulowaniu czwartego sezonu. Mam wrażenie, że twórcy nie powiedzieli tego wszystkiego, co chcieli, że nie dokończyli jeszcze historii pewnego dyrygenta, oboistki, wiolonczelistki i światka muzycznego - mimo że z zakończenia ostatniego odcinka doskonale widać, że chcieli to zrobić, i że mogliby spokojnie zrobić jeszcze co najmniej jeden sezon. I przyznaję, że ogromna szkoda, że ludzie w Amazonie nie podjęli decyzji o wyłożeniu pieniędzy na chociaż jeden odcinek "spinający", i że więcej ludzi nie widziało tego serialu (zwłaszcza, że również dla nich jest to bardzo duża strata).

Jeżeli na majówce będziecie potrzebować lekkiego serialu na wieczór, albo jeśli jak ja bardzo, bardzo potrzebujecie robić w ramach odpoczynku od obowiązków robić listy rzeczy, którymi zajmiecie się w wakacje, zapamiętajcie, że "Mozart in the Jungle" może być bardzo dobrym wyborem. (Również pod kątem finansowym - Amazon Prime Video ma bezpłatne pierwsze 7 dni, plus kosztuje jedynie 3 euro za miesiąc, czyli ok. 13 zł, przez pierwsze pół roku). Bo po takie perełki naprawdę warto sięgać - między innymi w ramach odpoczynku od smoków. ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz