sobota, 21 kwietnia 2018

FILM #1 (po przerwie): Polska rodzina, czyli "Cicha noc" (reż. Piotr Domalewski)



Ze względu na miliard obowiązków życiowych walczący z potrzebą dzielenia się dobrymi tekstami kultury wracam do pisania recenzji po paromiesięcznej przerwie. Tym razem jednak moje opinie pojawiać się będą głównie krótkich notek (zamieszczanych i na blogu, i na fejsiku), i dotyczyć będą i filmów, i seriali (których ostatnio oglądam o wiele więcej), i oczywiście książek.

Na pierwszy ogień film z końcówki zeszłego roku - "Cicha noc", którą można kupić teraz wraz z tygodnikiem Polityka za trzydzieści kilka złotych.
Powiem krótko: moim zdaniem warto poświęcić na seans te nieco ponad półtorej godziny, i to nawet jeśli domyślnie jesteście w (niesłusznym moim zdaniem) trybie "ale ja nie oglądam polskich filmów, bo są beeeeeeeeeznadziejne!". Cóż - ten nie jest, powiedziałabym wręcz, że jest wybitny. Profesjonalni recenzenci najwyraźniej się ze mną zgadzają, bo film ten zdobył właściwie wszystkie możliwe nagrody, przede wszystkim na festiwalu w Gdyni (w tym tę za najlepszego aktora pierwszoplanowego, która poszła do Dawida Ogrodnika). Moim zdaniem - słusznie.

Ale co właściwie przesądza o fenomenie tego filmu? Po pierwsze: scenariusz i fabuła, która zaczyna się dość prosto. Syn pracujący za granicą jedzie na Wigilię do swojego rodzinnego domu na wieczerzę. W miarę rozwijania się akcji okazuje się, że jego motywacją nie jest jedynie chęć integrowania się z najbliższymi, tylko stoi za tym ukryty motyw. Scenariusz jest napisany świetnie - dialogi są naturalne i jednocześnie zaskakująco błyskotliwe, atmosfera filmu i zachowania bohaterów są takie, jakie znamy z własnych polskich domów. Świetnie pokazano też relacje między bohaterami - pełne powtarzania wzorców, wieloletniego czy wielomiesięcznego nawarstwiania się pretensji, niezrozumienia i szaleńczego pędu za konwenansem, żalu spowodowanego nieobecnością innych (męża, ojca, syna) w kluczowych momentach życia. Dla mnie osobiście bardzo ważny jest tutaj też wątek nakręcania się, żeby "choć raz w Święta było normalnie", żeby wszystko wyszło, żeby wszystko było zgodnie z tradycją i zaharowywania się zamiast odpuszczenia sobie i spędzenia miłego czasu z najbliższymi tak, jak wszyscy lubimy, bez napinki i uszczęśliwiania się na siłę (to z kolei bardzo widoczne jest po stronie kobiet w rodzinie, które, podenerwowane, że nie jest idealnie, się nakręcają, powodując u męskiej części rodziny nakręcenie, co zamienia się w spiralę sprzężeń zwrotnych). 

Scenariusz jednak mógłby polec, gdyby nie było tak świetnych aktorów. Przede wszystkim zachwycił mnie Dawid Ogrodnik - przyznaję, że widziałam go pierwszy raz od czasu "Ostatniej rodziny" - oraz grająca matkę Agnieszka Suchora. Zaznaczam jednak, że jednocześnie jest to film, w której nagrody należą się całej obsadzie jako całości, bo absolutnie nikt tutaj nie odstaje.

Niesamowite dla mnie jest, jak często podczas seansu chciałam krzyknąć do telewizora "Tak, tak, właśnie tak to wygląda, tak ludzie robią!" - trochę tak, jakby ktoś wszedł z kamerą do pierwszego polskiego domu i zaczął kręcić. Jednocześnie nie jest to przedstawienie karykaturalne - wiadomo, że nie wszystkie wątki będą pojawiać się w każdej rodzinie (i życzę każdemu, żeby zjawiska typu alkoholizm czy przemoc domowa miały miejsce jak najrzadziej), ale np. wkurzająca ciocia cały czas głośno narzekająca albo pęd do tego, żeby wszystko było idealnie zna chyba większość z nas. 

Jeżeli lubicie takie dość kameralne filmy - tzn. bez pościgów, wybuchów i wielkiej akcji - ale idealnie napisane pod kątem dialogów, psychologicznym i po prostu wciągające, idźcie i oglądajcie. Jako studium relacji, jako film niedający oczywistych rozwiązań, jako coś po prostu poruszającego. Obiecuję, że nie pożałujecie :-)

P.S. Jeśli chcecie kupić ten film, to dostępny jest sam za chyba 35 złotych, albo w zestawie z tygodnikiem "Polityka" (jeśli ją czytujecie). I uwierzcie mi, ze warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz