Wakacje były dla mnie czasem pewnego przystopowania z lekturami. Nie chodzi o to, że czytałam mniej - bo ze względu na większą ilość wolnego czasu wreszcie mogłam nadrabiać zaległości, które nagromadziły się podczas roku akademickiego. Raczej po prostu dałam sobie wewnętrzne przyzwolenie na to, by czytać również książki niekoniecznie bardzo ambitne czy poważne. W ten sposób zainteresowałam się nurtem powieści młodzieżowej z posmakiem fantastycznym, która ostatnio jest bardzo popularna na rynku. I choć byłam przekonana, że to, co przeczytam, wywoła u mnie tylko nieprzekonane Meh (na zasadzie miło się czytało, ale nie zostawiło to we mnie żadnej ważniejszej treści), to okazało się, że książki Alwyn Hamilton są jedną z najlepszych niespodzianek tych wakacji.
Główną bohaterką książek jest Amani, nastolatka mieszkająca na pustyni w zabitej dechami osadzie Dustwalk. Podczas zawodów strzeleckich, na które udaje się w tajemnicy, dziewczyna marząca o wyrwaniu się z miasteczka poznaje cudzoziemca Jina, który może pomóc jej w realizacji planów. Pewna jej decyzja sprawi następnie, że oboje będą zmuszeni uciekać przed armią Sułtana, zagłębiając się w kraj targany wojną domową. A to tylko początek.
Przed sięgnięciem po obie książki słyszałam i czytałam mnóstwo bardzo pozytywnych opinii - głównie od blogerów wszelkiego wieku i płci. Gdy jednak sama zaczęłam czytać Buntowniczkę..., nie byłam zachwycona - pierwsze sto stron wydało mi się z jednej strony "płaskie", z drugiej dość przewidywalne. I - tak szczerze - myślałam, że taki stan utrzyma się do końca. Po czym (parę godzin później) złapałam się na jak najszybszym przewracaniu kartek. I autentycznym żalu, że ta część przygody już za mną.
Bo, moi Drodzy, książki Hamilton mają to do siebie, że po prostu wciągają. A to jest absolutnie najważniejsza rzecz w każdej powieści rozrywkowej - musi ona nas zainteresować, musimy chętnie do niej wracać, i cieszyć się, że tramwaj stoi w korku, bo dzięki temu możemy trochę dłużej sobie poczytać. Mimo trudności z początkiem pierwszej części przy jej końcu byłam niesamowicie zadowolona; drugą przeczytałam w parę godzin, rzucając wszystko w kąt, żeby tylko poznać dalszą część historii Amani. (Myślę, że druga jest też minimalnie lepsza, bo nieco bardziej oryginalna i właśnie wciągająca). Zaznaczę też w tym miejscu, że w drugiej części jest pewien zwrot akcji, którego... nie przewidziałam (co - uwierzcie - zdarza mi się teraz już naprawdę bardzo rzadko), bo byłam zbyt pochłonięta całokształtem opowieści.
Muszę w tym miejscu zauważyć jedno: moje oczekiwania co do konceptu powieści młodzieżowej nieco się przy tej książce rozwiały (a potem zawyżyły). Spodziewałam się typowej historii, w której dziewczyna niby jest wyjątkowa i potężna, ale tak naprawdę chce tylko znaleźć sobie mężczyznę, który będzie silny i przystojny, i który będzie cały czas ją ratował z opresji. Hamilton jednak nie ulega schematom (no, może trochę na początku historii, gdy nas do niej wprowadza i zawiązuje właściwą akcję) - jeżeli przeanalizuje się bardziej agresywne momenty książki, okaże się, że Amani zawsze radzi sobie sama. (Co, rzecz jasna, nie przeszkadza jej w zakochaniu się czy korzystaniu ze wsparcia innych, co brzmi dobrze i rozsądnie). I wiecie co? Myślę, że to jest bardzo, bardzo, bardzo dobry motyw dla młodych dziewczyn (jakieś 15-16 lat), które mają być głównymi odbiorcami tej książki. Jasne, nie jest to rozprawa uniwersytecka o feminizmie, ale taki popfeminizm może chyba zrobić o wiele więcej dobrego, niż się nam wydaje. Zwłaszcza że jest tutaj poprowadzony mądrze i podkreślony paroma wątkami (np. zastanawianiem się nad tym, dlaczego kobiety muszą być na czyimś utrzymaniu itd.), a mimo to nienachalny.
Muszę też powiedzieć o niesamowitej wyobraźni autorki i umiejętności łączenia przez nią wielu motywów kulturowych. Świat przez nią przedstawiony jest jak z Baśni tysiąca i jednej nocy - piasek pustyni szeleści między kartkami, pustynny wiatr owiewa nasze uszy, a wyobrażenie sułtana, jego potęgi i budowanej przez niego architektury (w tym haremów) sprawia, że mentalnie znajdujemy się w Arabii i okolicach. Wprowadzone w powieść dżiny dzięki temu są... naturalnym elementem historii. Tak samo jak nietypowe talenty bohaterów. Świetne jest też połączenie magii i metalu, sił pradawnych i przemysłu. To wszystko kreuje naprawdę niepowtarzalną atmosferę, której próżno szukać w innych opowieściach.
Co do wydania - jest ono absolutnie piękne z zewnątrz. Okładki, jedna niebieska, a druga różowa, ze złotymi elementami idealnie pasują do nastroju. Zaznaczam też, że książki są zaskakująco wytrzymałe i odporne na urazy mechaniczne. Muszę jednak ponarzekać na korektę - jest tutaj naprawdę bardzo dużo błędów np. interpunkcyjnych, które sprawiają, że całość czyta się o wiele trudniej (i że - jeżeli sami wykonujemy korekty - nasz korektorski zmysł cierpi).
Jeżeli mój opis Was zachęcił, myślę, że nie ma na co czekać - to jest naprawdę zaskakująco dobra książka. Nieważne, czy macie lat 15, 21 czy 30 lub 40+ - jeżeli lubicie klimaty arabskie, magię i dobrze prowadzone powieści przygodowe, to Buntowniczka z pustyni jest czymś, czym warto się zainteresować. Jeżeli natomiast macie w rodzinie nastolatkę, która lubi takie klimaty, a jeszcze o Alwyn Hamilton nie słyszała, to twórczość tej autorki prawdopodobnie będzie idealnym wyborem. Polecam!
Nerw Słowa na Facebooku
Nerw Słowa na Instagramie
Nerw Słowa na Goodreads
Nerw Słowa na LubimyCzytac.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz