czwartek, 18 maja 2017

KSIĄŻKA: Współczesne rendez-vous Dickensa i Zoli, czyli Michel Faber "Szkarłatny płatek i biały" (Wydawnictwo W.A.B.)








Gdybym miała książkę tę zrecenzować jednym zdaniem, byłoby to: Po prostu przeczytaj. Gdy piszę te słowa, jest marzec, Anno Domini 2017 (dopisek - ta recenzja musiała trochę odleżeć przed publikacją), a ja wiem, że prawdopodobnie będzie to jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku (co nie wynika tylko z faktu, że czytam teraz o wiele mniej, niż wypada kulturalnemu i oświeconemu człowiekowi). Szkarłatny płatek i biały wymagać będzie od Was czasu - najpierw na znalezienie egzemplarza (w całym Wrocławiu jest tylko kilka w bibliotekach, poukrywanych po kątach), potem na przeczytanie (blisko 850 stron), a potem na refleksję poczytelniczą - ale każda minuta się zwróci. Z nawiązką.



Książkę Fabera poleciła mi znajoma psychoterapeutka - kobieta mądra, wrażliwa i piękna nie tylko zewnętrznie - jako książkę bardzo dobrą literacko i stosunkowo odkrywczą. I rzeczywiście - książką trafiła idealnie w mój gust. Wstęp do opowieści jest jednym z najlepszych wstępów, jakie przeczytałam (ale nie powiem już o nim nic bardziej konkretnego, żeby go przypadkiem nie zepsuć), a potem... a potem będzie już tylko lepiej.

Całość dzieje się w wiktoriańskim Londynie. Nie jest to jednak Londyn piękna i postępu, należący do klasy wyższej, każdego wieczora chodzącej na beztroskie przyjęcia, tylko Londyn brudny, śmierdzący, w którym każdego można okraść albo pobić bez praktycznie żadnych konsekwencji. I przede wszystkim: Londyn pełen samotności. Czasem zagłuszanej przez rozrywki mniej lub bardziej kulturalne, ale o wiele częściej - zwłaszcza wśród męskiej części populacji - przez chodzenie do kolejnych burdeli. To jest właśnie punkt wyjścia narracji; dlatego na samym początku poznajemy Caroline (która przedstawi nas kolejnym postaciom, wystarczy za nią podążać...), prostytutkę z ubogiej dzielnicy. Ale to nie ona będzie naszą główną bohaterką: jako taką określimy Sugar, inteligentną, niekonwencjonalnie piękną i dość niewinną, albo raczej: z powodzeniem sprawiającą takie wrażenie (mimo profesji - Sugar również uprawia najstarszy zawód świata), co nieodmiennie zapewnia jej powodzenie u najróżniejszych mężczyzn. Jednym z nich będzie William Rackham, potomek jednego z najbogatszych londyńskich przedsiębiorców, wahający się, czy przejąć rodzinną fortunę.



I choć powyższy opis fabuły (ponownie: specjalnie uproszczony, aby absolutnie nic nikomu nie zepsuć) może wydać się średnio interesujący, zapewniam, że ta 850-stronicowa powieść potrafi wciągnąć tak, że skończy się ją w niecały tydzień. (Z wypiekami na policzkach). Bohaterowie - których jest o wiele więcej niż ci opisani w poprzednim akapicie - są wyraziści, ale nieprzerysowani. A przede wszystkim: niejednoznaczni. Sugar mimo swojej delikatności i inteligencji potrafi nienawidzić i knuć mroczne plany. (Z drugiej strony: ach, to zakończenie!). William, najpierw czuły wybawiciel, ulega swoim zachciankom bez względu na uczucia i potrzeby innych. Agnes, naiwna i oderwana od świata, odrzuca własne dziecko (z drugiej strony - czy przy takim traktowaniu, a potem leczeniu, jakie jej zafundowano, można ją winić?). Autor nie moralizuje, jest jednak dość surowy, szczególnie wobec własnej płci: mężczyźni mają władzę, ale nie posiadają intelektu, którym mogliby sobie z nią poradzić; kobiety za to przy odrobinie wysiłku z łatwością mogą mężczyzn obsługiwać - w końcu skoro same nie posiadają władzy, muszą sobie z życiem radzić, jak tylko mogą.

Jednocześnie Faber genialnie ukazuje hipokryzję epoki: w której nikt nie mówi głośno o uczuciach, a potem pozostają tylko stracone szanse i pytanie Co by było, gdyby... W której okres jest oznaką nieczystości, a kobiety nie wiedzą, że mają macicę. W której nie można głośno powiedzieć słowa pochwa, ale mężczyźni co drugi wieczór spędzają w burdelu, pieprząc prostytutki za pieniądze. W której dziewczynki z wyższych sfer od trzeciego roku życia przyucza się do roli damy, zatrudniając guwernantki mówiące w kilku językach, a nie powie się im, na czym polega seks (ani że - o zgrozo - mogą z niego czerpać przyjemność). Faber snuje swoją opowieść z uprzywilejowanej pozycji kogoś zaznajomionego ze współczesną techniką i przyzwyczajonego do współczesnej moralności: coś, co w powieści napisanej za czasów Dickensa spowodowałoby całkowite wykluczenie autora z kręgów społecznych za nadmierną wywrotowość i nieprzyzwoitość (a może nawet wtrąciłoby go do więzienia za obrazę moralności), dzisiaj może być zauważone, opisane i opublikowane (a potem: dyskutowane).



Naturalizm Fabera jest wręcz zolowski: pokazywane obrazy potrafią zniesmaczyć, obrzydzić czy wręcz zszokować (szczególnie na końcu). To jednak po pierwsze czyni całą opowieść wyraźniejszą, a po drugie dodatkowo odczarowuje obraz Londynu, który zazwyczaj mamy zakorzeniony przez popkulturę. Nie mówiąc już o kameralnych, ale niesamowicie zapisujących się w pamięci scenach, jak ukrywanie menstruacji (w obawie, że to choroba) przed mężem czy najbardziej chyba drastyczna scena porodu.

Trudno mi  mówić o wydaniu: mój biblioteczny egzemplarz był nieco zużyty, ale jako że książka opublikowana została w Polsce w 2006 roku, nie mogę się temu dziwić. Na pewno widziałam ślady zanikającej kultury wydawniczej, czyli na 850 stronach nie znalazłam żadnego błędu ortograficznego. Książka w tym momencie - jak pisałam wyżej - jest jednak dostępna albo na Allegro w zaledwie kilku egzemplarzach (w dość - khem - niecodziennych cenach), albo właśnie w bibliotekach; e-book czy wydanie papierowe nie są obecne w księgarniach (ani, gwoli ścisłości, w antykwariatach). Jeżeli jednak kiedyś Wydawnictwo W.A.B. zdecydowałoby się na drugie wydanie, to na pewno książkę kupię i uzupełnię ten akapit.


Nie lubię pisać recenzji, w których mówię tylko o dobrych stronach książki, ale przy Faberze jestem po prostu całością zachwycona. Niesamowity język (brawa za tłumaczenie!), sposób narracji i kompozycja, bohaterowie, sama fabuła - to wszystko jest tak dobrze napisane, że można jedynie piać z zachwytu. Podkreślę więc jeszcze raz: jeżeli nawet zdobycie lub przeczytanie tej książki zajmie Wam duuużo czasu (nie oszukujmy się - 850 stron to taka mała cegiełka), to zapewniam, że będzie warto.

P.S. Książka została przeniesiona na ekran w postaci podobno równie genialnego mini-serialu BBC. Dostępny jest w Internecie, wystarczy poszukać. 

P.S. 2 Kontynuacja losów bohaterów zawarta jest w wydanym po latach zbiorze opowiadań pt. Jabłko. Dostępny we wrocławskim Dedalusie (na Świdnickiej), czeka na lepsze czasy (tzn. wakacje), i na pewno też zostanie zrecenzowany.


Znajdziesz mnie także w następujących miejscach:
Facebook: KLIK
Instagram: KLIK
Goodreads: KLIK
LubimyCzytac.pl: KLIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz