piątek, 2 grudnia 2016

KSIĄŻKA: Gdzie indziej są artyści, czyli Michael Schulman "Meryl Streep. Znowu ona!" (wyd. Marginesy)






Książki non-fiction - między innymi reportaże i biografie - w mojej biblioteczce na dobrą sprawę goszczą dopiero od niedawna. Jednak bardzo dobrze, że w końcu na nie się otworzyłam - bo okazuje się, że akurat ta literatura, jeżeli oczywiście jest dobrze napisana, potrafi zupełnie zmienić moje spojrzenie na świat (albo raczej: na jego wyraźnie oddzieloną od innych część) i wywołać całkowicie inne emocje niż te, które noszę w sobie po lekturze powieści. Kiedy więc zobaczyłam, że wydawnictwo Marginesy wydało biografię jednej z moich ulubionych aktorek (albo, jak wolą inni: jednej z najlepszych aktorek wszech czasów), musiałam po nią sięgnąć. To więc uczyniłam - i się nie zawiodłam. Bo książka Michaela Schulmana to pozycja, która zadowoli nawet najbardziej krytycznego czytelnika oraz kinomana.



Kiedy w 1975 roku skończyła szkołę aktorską, była jak dziesiątki innych młodych aktorek tamtych lat – spała do późna, dużo rozmawiała o aktorstwie, jeździła na rowerze, prowadziła dziennik. Wyróżniała się jednak niezwykłym talentem. Meryl Streep od razu zwróciła na siebie uwagę. Dostawała role na Broadwayu i w adaptacjach Szekspira na deskach teatru w Central Parku. Otrzymała nominację do Nagrody Tony, chwilę później nominacje do Oscara i Złotego Globu za Łowcę jeleni, a po roku obie statuetki za Sprawę Kramerów. Miała niespełna trzydzieści lat. Michael Schulman opowiada o rosnącej sławie Meryl Streep, jej namiętnym, choć mającym tragiczny finał związku z Johnem Cazale’em, o małżeństwie z Donem Gummerem, o mozolnym wchodzeniu na szczyt i trudnych relacjach nie tylko z Robertem de Niro, Woodym Allenem czy Dustinem Hoffmanem, ale z całym męskim światem kinematografii. A przede wszystkim opowiada o jej ewolucji – o kobiecie, która walczyła ze stereotypami i nierównym traktowaniem. [opis wydawcy]

Od razu zastrzegam: książka Schulmana (nieco wbrew powyższemu opisowi) skupia się na wczesnych latach Meryl, od jej dzieciństwa aż do pierwszego Oscara (w 1980 roku za Sprawę Kramerów; potem była jeszcze wielokrotnie nominowana, przy czym zdobyła kolejne dwie statuetki - za Wybór Zofii oraz Żelazną damę; w moim odczuciu powinna otrzymać też w tym roku kolejną za Boską Florence, ale cóż - pożyjemy, zobaczymy). Wbrew moim pierwotnym obawom jest to świetny zabieg - bo okazuje się, że o tym okresie z życia aktorki wiemy najmniej, podczas gdy to on właściwie ją ukształtował. Obfitował też w rozmaite wydarzenia - szkołę aktorską, castingi, spektakle, próby, filmy, nagrody, recenzje (mniej i bardziej przychylne) - więc rzeczywiście jest i o czym pisać, i o czym czytać. I co idealnie pokazuje, że Meryl właściwie od zawsze była genialną aktorką, która umie rozświetlić każdą produkcję (pamiętacie zeszłoroczne Tajemnice lasu?).


Schulman stara się zwracać uwagę na wątki feministyczne w życiu Meryl, albo raczej: na mentalność czasów, w których przyszło aktorce się wychowywać i szukać swojej drogi, a w których, jakby nie patrzeć, kobietom było trudniej, bo w końcu porządna kobieta powinna siedzieć w domu i dzieci rodzić, a nie się zajmować bzdurami (to akurat cytat współczesny, ale chyba dobrze tutaj pasuje). Zestawienie tych faktów tworzy intrygujący obraz życia aktorki - natomiast przyznaję, że kilkukrotnie zastanawiałam się, czy nie byłoby lepiej, gdyby niektóre takie momenty stworzone zostały przez jakąś pisarkę, czyli w domyśle kogoś, kto na własnej skórze poczuł jakieś formy dyskryminacji (która, choć jest już o wiele lepiej, dzisiaj wciąż się pojawia). Nie żeby pisarstwo Schulmana było złe/nieprawdopodobne/nieprzemyślane - jednak w dosłownie dwóch czy trzech momentach jego i moje odbieranie pewnych zjawisk dotyczących płci jest zupełnie inne.



Trzeba jednak przyznać Schulmanowi, że jak mało kto buduje klimat czasów, o których mówi biografia. I że w czasie lektury za Kunderą stwierdzamy, że Życie jest gdzie indziej - wśród bohemy artystycznej, wśród ludzi kreatywnych, młodych (niekoniecznie wiekiem, również duchem), innowacyjnych. I że można poświęcić całe swoje życie sztuce - ot tak, bo jest to czyjaś pasja (a w przypadku Meryl: dodatkowo ogromny talent). I że daleko (a może właśnie bliżej, niż nam się wydaje?) są osoby, które właśnie to robią - bez względu na wszelkie przeciwności sięgają po coś, co chcą robić.


Meryl Streep. Znowu ona! wygrywa za to u mnie swoją poczytnością. Całe tomiszcze - trzysta bogatych w treść stron - zabrało mi kilka godzin (co prawda rozłożonych na kilka dni, ale prawdopodobnie gdybym nie miała innych obowiązków, nie uchowałaby się dłużej niż przez jedno popołudnie) dzięki bardzo prostemu, mówionemu budowaniu zdań. Charakterystyczne dla wielu książek non-fiction, sprawia, że z książki robi się Opowieść, prawie taka jak opowiadana przez dziadków przy kominku (a wiadomo, że właśnie te są najlepsze).

Idą Święta, czas na obdarowywanie znajomych i rodziny - więc powiem, że jeżeli macie wśród bliskich fanów kina czy Meryl Streep (choć nie wiem, jak można być jednym bez drugiego), ta książka będzie idealnym dla nich prezentem. Pięknie wydana (te zdjęcia są cudowne!), treściwa, dobrze napisana, mająca na siebie konkretny pomysł, pełna zabawnych anegdotek, ale też smutnych epizodów z życia pewnej kobiety, która zmieniła świat filmu. Czyta się tę książę dobrze, o niej i jej bohaterce myśli dużo i - a to chyba najważniejsze - po lekturze właściwie wszystkie filmy aktorki zaczynają mieć dla nas dodatkowe znaczenia. W oczekiwaniu na Oscara za Boską Florence (w ogóle ten film był cudowny, jeśli jeszcze go nie widzieliście, to jak najszybciej nadróbcie zaległości) lektura obowiązkowa.


Za egzemplarz recenzencki książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz