sobota, 24 grudnia 2016

KOŃCOWOROCZNY GALIMATIAS: Książki przeczytane w 2016, które wymknęły się z harmonogramu recenzji




Dzisiejszy post jest (nietypowo) dosłownym rozwinięciem tego, co napisałam w tytule. Jak wiecie (albo się domyślacie) pierwszeństwo w byciu recenzowanym należy do egzemplarzy nomen omen recenzenckich, dość często opisuję też różne nowości wydawnicze, które po prostu muszę mieć i jak najszybciej przeczytać, bo mam taką potrzebę serca. W połączeniu z rozmaitymi pozablogowymi obowiązkami często okazuje się jednak, że naprawdę dobre i wartościowe książki czekają na swoją kolej przez kilka miesięcy, aż w ogóle zacznę je opisywać - wtedy zazwyczaj widzę też, że moje wrażenia są o wiele bardziej zatarte w pamięci niż zaraz po lekturze. Jednocześnie takie nieopisane książki jakoś tak leżą mi na sumieniu, a ja podskórnie denerwuję się, kiedy zdążę je opisać (kiedyś takie mini-recenzje pojawiały się w Słownych Galimatiasach, ale potem jakoś zarzuciłam tę praktykę). Dzisiaj postanowiłam rozwiązać ten dylemat: zebrać je na tej oto liście i przy każdej naszkicować jej ogólny zarys. Będą kryminały, będzie zbiór esejów, będzie reportaż, a także inne pozycje - ale przede wszystkim będzie cudownie. Zapraszam!

(Książki opisuję mniej więcej w kolejności ich czytania.)


 

Marta Abramowicz Zakonnice odchodzą po cichu, wyd. Krytyki Politycznej

Pierwszy reportaż, jaki przeczytałam w tym roku. (I chyba w ogóle pierwszy reportaż książkowy niebędący biografią, jaki przeczytałam kiedykolwiek). Autorka opisuje kilka historii polskich zakonnic, które odeszły z klasztorów - historii, które niby nie są pełne drastycznych czy okrutnych scen, ale które szokują i po których dość długo nie mogłam się pozbierać. Bo jak, tak czysto logicznie, można uważać, że ludzie poniżający innych działają w imieniu i na rachunek Boga? I to niezależnie od przekonań religijnych czy światopoglądowych. A tu okazuje się, że zakony - które z założenia powinny być jakąś ostoją, ale też miejscami, w których zakonnice mogą rozwijać się i duchowo, i intelektualnie - są po prostu przechowalniami, w których kobiety się zaszczuwa, wmawiając im, że ważniejsze niż pomoc potrzebującym jest odpowiednie trzymanie dłoni, albo że bycie ofiarą molestowania to ich wina (przy tych fragmentach nóż mi się otwierał w kieszeni). Zwłaszcza przez księdza, który przecież jest mężczyzną i ma swoje potrzeby, więc kobiety nie mają absolutnie żadnych środków ochrony przed takimi sytuacjami.

Nie ma też możliwości zakwestionowania reguł - nie można zapytać, dlaczego księdzu gotują kotlety, a same mają żyć na kaszy, nie można sprzeciwić się matce przełożonej. Nic dziwnego, że do tych kobiet tak trudno dotrzeć - po takim piekle niesamowite, że którakolwiek w ogóle zgodziła się na rozmowę - ale po lekturze pozostaje jedynie zdziwienie, że jakieś polskie kobiety w ogóle chcą być zakonnicami (choć liczba powołań systematycznie - o dziwo - spada).

Treść książki bardzo otwiera oczy (nie mylić z podobno genialnymi reportażami Justyny Kopińskiej, które czekają na swoją kolej), i dlatego warto ją przeczytać. Jeżeli idzie o warstwę reporterską - mam wrażenie, że można było to zrobić nieco lepiej, np. nie podoba mi się, że autorka kilka historii pominęła, bo wolałabym przeczytać wszystkie. Chwalę natomiast za korektę, za język mówiony (który jest idealny do reportażu), za konwersję do e-booka i za to, że całość rzeczywiście zostaje w nas długo po lekturze.



Tomas Halik Hurra, nie jestem Bogiem!, wyd. Agora

Po relacji Abramowicz potrzebowałam książki mówiącej o religii w sposób mądry i wyważony. Nie chodzi tutaj nawet o poglądy religijne (bo one są każdego prywatną sprawą), tylko po prostu o konieczność otrzymania jakiejś przeciwwagi. A tutaj sprawdziło się to świetnie: Halik jest bowiem po prostu mądrym człowiekiem i prawdziwym Humanistą oraz erudytą. Książka krótka, ale dość trudna, wymagająca skupienia, i do osobistego przemyślenia. Jeżeli chcecie przeczytać coś bardziej wymagającego niż kolejny kryminał, to bardzo polecam.



Remigiusz Mróz Przewieszenie, wyd. Filia Mroczna Strona

...a jeżeli jednak wolicie kryminały, to wychodzę Wam naprzeciw. Część druga górskiej trylogii Mroza to właściwie bardziej powieść sensacyjna, mniej skupiona na intrygach, a bardziej na pościgu. Jest tu wszystko to, co u Mroza lubimy najbardziej: szybka akcja, wyraziści bohaterowie (w tym Forst z jego naprawdę widocznymi problemami), wstawki wskazujące na prawnicze wykształcenie autora i - po raz pierwszy w serii - bardzo widoczne budowanie scenerii, czyli osadzenie akcji w rzeczywistym i zaludnionym (nawet jeśli tylko sezonowo) miejscu. Podoba mi się też, że Mróz jako jeden z pierwszych polskich autorów traktuje mordercę jak inteligentnego (choć oczywiście okrutnego) człowieka, a nie jak debila z kiepskiej powieści psychologicznej. Nie uświadczymy więc sztucznych, melodramatycznych, napisanych w pierwszej momentów, na które mam alergię (Muszę go zabić. Musi ponieść karę. Nie może dłużej żyć. To moje przeznaczenie i moja powinność, no wrrrr!) - bo te fragmenty, tzn. napisane w pierwszej osobie z punktu widzenia mordercy, są po prostu logiczne, konkretne i porządnie napisane. 

Czytałam całość przed genialnym Behawiorystą (KLIK) (ale już po świetnym Immunitecie) i bardzo mi się podobało, natomiast teraz - mimo genialnego zakończenia (choć przyznaję, że nieco się go domyślałam) - cierpię na mrozowego kaca i muszę chyba trochę jeszcze odczekać przed sięgnięciem po kolejną książkę autora. Nie planuję więc na razie lektury Trawersu, ale jeżeli jesteście jeszcze przed Behawiorystą, to, kupując lub wypożyczając Przewieszenie kupcie czy wypożyczcie również Trawers, bo od razu będziecie chcieli po niego sięgnąć, gwarantuję.


Stefan Ahnhem Dziewiąty grób, wydawnictwo Marginesy

Czyli prequel (tak, na lubimyczytac.pl jest błąd - zgłosiłam go, ale nikt się tym nie przejął;-)) genialnej Ofiary bez twarzy (KLIK), która dostała ode mnie ocenę - jako chyba jedyny kryminał w tym roku - 10/10. 

Dziewiąty grób to natomiast bardzo solidna dziewiątka: czyli wytłumaczenie, co właściwie stało się, zanim Fabian Risk wrócił do swojego rodzinnego miasta. I mimo że ja już wiedziałam, co się później w życiu osobistym Fabiana zdarzy, na przemian się na niego denerwowałam oraz cieszyłam się z jego sukcesów. Urzekły mnie też małe szczególiki sugerujące, co wydarzy się dalej, absolutnie uwiodła mnie też absolutnie genialna intryga. Czytam naprawdę mnóstwo kryminałów (co widać w Kryminalnych Weekendach) i rzadko kiedy umiem je opowiedzieć od początku do końca po trzech miesiącach czytania - nawet z tą genialną przecież Ofiarą bez twarzy mam pewne problemy, muszę bazować na pewnych wyrazistych sytuacjach, które szczególnie zapadły mi w pamięć. Tutaj natomiast wyjaśnienie okazało się tak logiczne i tak w gruncie rzeczy proste, ale też prawdziwe, że na myśl o głównym wątku mam ciarki - po prostu wciąż widzę go przed oczami. Ogromny, ogromny szacunek i kolejny dowód na to, że wydawnictwo Marginesy ma naprawdę solidne podstawy do triumfów na rynku wydawniczym.

A dla tych, którzy jak ja tę sagę uwielbiają (albo będą uwielbiać), mam cudowną wiadomość: tak, będzie trzecia część. <3

Jonas Jonasson Analfabetka, która potrafiła liczyć, wydawnictwo W.A.B.

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął jest dla mnie jedną z najbardziej sympatycznych książek 2015 roku, takim typowym feel-goodem, po który warto sięgnąć w czasie kolejnego zimowego przeziębienia (zaznaczam: po książkę; film jest tragedią, o której nawet nie chcę myśleć, robiącą z inteligentnego i komicznego bohatera po prostu debila i w ten sposób niszczącą całe piękno prozy Jonassona). Analfabetka... to pod względem stylistycznym, humorystycznym czy konstrukcyjnym (Jonasson jest mistrzem konstrukcji i łączenia poszczególnych elementów książki, tutaj nic nie pozostaje samo sobie) równy majstersztyk - przy czym mi było nieco łatwiej odnieść się do głównej bohaterki ze względu na jej płeć i wiek. Jeżeli nie czytaliście nic Jonassona, to warto to nadrobić - bo jego książki dostarczają mnóstwo rozrywki, a jednocześnie niosą ze sobą jakieś (nawet jeśli proste) przesłanie. 




Na zakończenie powiem jeszcze, że na przyszły rok czekają jeszcze cztery pozycje: obie właściwe części Dziennika Bridget Jones Helen Fielding (istnienia trzeciej i czwartej nie dopuszczam), Love, Rosie Cecelii Ahern, cudowne Dallas '63 Stephena Kinga oraz cała seria Pana Lodowego Ogrodu - ale one będą opisane w osobnych postach, które pojawią się w odpowiednim momencie. Już teraz szepnę, że w przyszłym roku planuję nieco więcej wydarzeń związanych z kalendarzem i różnymi świętami, ale na razie cicho, sza!:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz