środa, 23 listopada 2016

KRYMINALNY WEEKEND (GROZY) W ŚRODĘ #13. Stephen King "Joyland" (wyd. Prószyński i S-ka)




Nazwisko Stephena Kinga zna chyba każdy, kto kiedykolwiek świadomie był w księgarni. Ten już prawie siedemdziesięciolatek do tej pory wydał pod własnym nazwiskiem ok. 51 powieści (plus liczne opowiadania, książki non-fiction i wiele innych), a ja... jeszcze nigdy go nie czytałam. Był to wybór świadomy: po prostu nie lubię się bać (między innymi nie oglądam horrorów). Od pewnego czasu jednak bardzo mnie do Kinga ciągnęło (dokładnie od momentu, w którym w osiedlowej Biedronce przeczytałam kawałek Dziewczyny, która pokochała Toma Gordona), i tak trafiłam na Joyland (z 2013 roku). I powiem, że nawet mimo iż ta książka nie wywołała mojego bezgranicznego zachwytu, to była po prostu niezwykle sympatyczna (i dlatego dzisiaj jestem już mniej więcej w połowie jak na razie znacznie lepszego Dallas '63).


Devin Jones, student college’u, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Tam jednak zmuszony jest zmierzyć się z czymś dużo straszniejszym: brutalnym morderstwem sprzed lat, losem umierającego dziecka i mrocznymi prawdami o życiu i tym, co po nim następuje. Wszystko to sprawi, że jego świat już nigdy nie będzie taki sam? Życie nie zawsze jest ustawioną grą. Czasem nagrody są prawdziwe. Bywają też cenne. [opis wydawcy]

Joyland mogę najbardziej polecić jako znakomite czytadło. Na wieczory, w które jesteśmy zmęczeni, a chętnie porobilibyśmy coś pożytecznego, bo jest za wcześnie, żeby z czystym sumieniem iść spać. Albo gdy zawijamy się w kocyk i chcemy odpocząć po zapracowanym dniu. Ewentualnie - co mi cały czas się teraz zdarza - gdy po dwunastu godzinach na uczelni jedziemy do domu i nie chcemy tych czterdziestu minut spędzić bezproduktywnie. Ta książka Kinga bowiem to po prostu bardzo przyjemna literatura rozrywkowa - taka bez głębszych refleksji, bez konieczności nadmiernego skupienia się na akcji, z ciekawą fabułą (której wątek paranormalny tylko dodaje pikanterii), bohaterami, których lubimy, i zagadką kryminalną w tle. Jestem zachwycona też tym, że praktycznie w ogóle się przy niej nie bałam (choć nie jestem pewna, czy Król Horroru uznałby to za komplement) - bo w ten sposób dostałam książkę, która z jednej strony mnie zaciekawiła, a z drugiej nie wywołała u mnie koszmarów.


Cóż powiedzieć - trzeba oddać Kingowi, że mimo iż Joylandu nie można zaliczyć do prozy wybitnej, to jest to proza bardzo sprawna (nad którą prawdopodobnie pracował cały sztab ludzi, ale to inna kwestia). Nie ma tutaj dłużyzn, zdania są krótkie, akcja biegnie w odpowiednim tempie i ma odpowiednią strukturę (z zawiązaniem, rozwinięciem, kulminacją i epilogiem); pomaga też podział tekstu na dość krótkie akapity. Sceneria (wesołe miasteczko czy też park rozrywki) jest na tyle egzotyczna, by zainteresować czytelnika, a jednocześnie na tyle zakorzeniona w kulturze (no bo kto właściwie w Europie i Stanach nie widział/nie był w takim miejscu choć raz w życiu?), że można się do niej odnieść i nie uważać jej tylko za abstrakcję. Bohaterowie są tak napisani, że właściwie nie da się ich nie lubić (dwudziestolatek rzucony przez dziewczynę, bardzo chory, ale niesamowicie dojrzały chłopiec, matka tegoż, która dla niego poświęciła praktycznie całe swoje życie) czy też im nie kibicować. To wszystko - w połączeniu z pomysłem na fabułę, wspomnianym już wątkiem paranormalnym i narracją z perspektywy człowieka o wiele starszego, tylko wspominającego te wydarzenia - sprawia, że Joyland czyta się po prostu miło i szybko. (Choć ja przez dość długi czas miałam wrażenie pisania pod publiczkę). 

Jestem zachwycona też ogromną plastycznością większości scen. Joyland przeczytałam już stosunkowo dawno (można znaleźć o tym informację w którymś ze Słownych Galimatiasów, czyli moich autorskich podsumowań każdego miesiąca), a dalej świetnie pamiętam niektóre momenty - na przykład pierwszą przejażdżkę głównego bohatera kolejką czy pierwszą przechadzkę po plaży, albo moment, w którym pojechał do szpitala. Za to bardzo duży szacunek. (Choć dalej utrzymuję, że jest to zasługa nie tyle samego autora, co sprawnie działającej machiny wydawniczej).




Jednak, choć ta książka mi się bardzo podobała w kontekście spędzania czasu wolnego (świadomie wybierałam jej lekturę zamiast np. siedzenia w nieskończoność na fejsbuku, bo po prostu mnie zainteresowała), nie jestem przekonana co do jej konstrukcji. Choć rozwiązanie zagadki jest bardzo udane i go nie przewidziałam, to zdaje mi się, że King wprowadza kilka elementów, bez których powieść mogłaby się obejść, i które od pewnego momentu leżą niewykorzystane tak, jakby pisarz o nich zapomniał. Pozytywne wrażenia mam natomiast w stosunku do korekty, tłumaczenia (cudne rymowanki!) i okładki (może nieco melodramatycznej, ale ładnie wyglądającej z innymi tomami z serii), nie ukrywam też, że tego Kinga kupiłam (wydanie kieszonkowe) za dziesięć złotych, co wydaje się ceną jak najbardziej adekwatną. (I sprawia, że bez wyrzutów sumienia mogłam wrzucić tę książkę do torebki i wyciągnąć w tramwaju).

Joyland to książka, którą po prostu dobrze się czyta (zwłaszcza w sytuacjach, gdy np. jesteśmy zmęczeni i nie mamy siły na wgłębianie się w wydumane refleksje prozy ambitnej), ale której do wybitności dość sporo brakuje. Czy raczej: można w niej wskazać kilka wad, które sprawiają, że w żadnym razie nie jest ona literackim fenomenem. Co jednak ciekawe, Joyland bardzo zachęcił mnie do dalszego zgłębiania prozy Kinga - bo jako sprawne czytadło, które (nareszcie!) nie obraża naszej inteligencji, jest po prostu idealne. Czas przeznaczony na lekturę nie jest czasem straconym - a jeżeli potem sięgniemy jeszcze po inne, chyba nieco bardziej udane powieści (jak pisałam wyżej - właśnie doszłam do Dallas '63 i jestem nim z każdą stroną coraz bardziej zachwycona), to można się tylko cieszyć.:-)


P.S. Półnagi Tom Hiddleston, czyli połączenie teatralno-filmowe, musi jeszcze troszkę poczekać na publikację, ale na pewno będzie.;-)

P.S. 2 Tak, wiem, że dzisiaj jest środa, ale przyznam, że miałam pewne problemy z innymi wpisami, a dobry kryminał nie jest zły, szczególnie w okolicach środowego kryzysu, gdy absolutnie nic nam się nie chce.;-)

P.S. 3 Jeżeli chcecie przeczytać coś napisanego przez Kinga, a tak jak ja nie mieliście jeszcze z tym autorem styczności, Joyland będzie chyba dobrym początkiem, natomiast raz jeszcze powtórzę, że najwyraźniej nie jest to najlepsza książka w dorobku Króla, warto więc (zwłaszcza jeśli kupujecie w pełnej cenie okładkowej) zastanowić się, czy bardziej znane tytuły nie ucieszą nas bardziej.

A co Wy myślicie o Kingu? Czytaliście? Lubicie? Polecacie? Dzielcie się opiniami w komentarzach;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz