niedziela, 20 maja 2018

KSIĄŻKA #2. Wakacyjna miłość, czyli Andre Aciman "Call me by your name"




Pewnie słyszeliście o (wybitnym!) filmie na podstawie tej powieści. Film został nominowany do Oscarów w czterech kategoriach, z czego zdobył jedną nagrodę za scenariusz adaptowany (zasłużenie!). Osobiście bardzo chętnie zobaczyłabym statuetkę w dłoniach Timothee Chalameta (jejku, jaki on jest cudowny!), ale konkurencja w postaci Gary'ego Oldmana okazała się odrobinę za mocna (zwłaszcza połączona z niechęcią Akademii do podejmowania ryzykownych kroków).
Film warto jest obejrzeć z kilku powodów - m.in. właśnie dla Chalameta, dla genialnej muzyki, dla sennej, rozleniwionej atmosfery włoskiego miasteczka podczas wakacji, dla aury intelektualności tworzonej przez bohatera i jego rodziców (profesorów, w których domu panuje atmosfera multikulturowości), dla prostej, ale pięknej i wzruszającej historii o młodzieńczej miłości siedemnastolatka do o siedem lat starszego gościa rodziców.

Po filmie (którym - jest na to ogromna szansa - się zachwycicie) warto natomiast przeczytać książkę. 

Jedną rzecz zastrzegam - jeżeli znacie angielski (myślę, że poziom B2 będzie okej), to sięgnijcie po tę książkę w oryginale. Nie czytałam co prawda tej książki po polsku, ale kilka stron przejrzałam w księgarni i... polskie tłumaczenie brzmi niestety po prostu średnio, tracąc aurę poetyckości, romantyczności i nostalgii osoby przypominającej sobie tę sytuację po latach. (W oryginale możecie zamówić na BookDepository, które bardzo polecam, gdzie kosztuje ok. 30 złotych, w to wliczona jest dostawa - aczkolwiek czeka się ok. 3 tygodni).

Po co jednak, zapytacie pewnie, mam czytać książkę, skoro już poznałem historię? Spieszę wyjaśnić: po pierwsze twórcy filmu spisali się na medal i przenieśli książkę na ekran z uwzględnieniem środków wyrazu typowych dla filmu (a więc pominęli środki typowe dla literatury). Książka oferuje więc nieco inne tempo historii, o wiele większy nacisk na przeżycia bohatera, które co prawda są zagrane i wygrane (raz jeszcze powtarzam: Timothee jest w tej roli wybitny!), ale chyba lepiej można je zrozumieć, czytając je czarno na białym. 

Po drugie: film został - z konieczności - nieco ukrócony, tzn. twórcy obcięli ostatnie 10-15 stron. Taka decyzja absolutnie nie pogorszyła historii, ale zdecydowanie zmieniła jej odbiór, i warto moim zdaniem przekonać się, która wersja opowieści bardziej nam pasuje.

Po trzecie: ta książka idealnie oddaje młodzieńczą fascynację - naiwną, nieopierzoną, absolutną. Przypomnijcie sobie Waszą pierwszą miłość - ta książka to pewien sposób na powrót do tamtych czasów. 

Po czwarte: jeżeli kochacie Włochy, to nie ma nad czym się zastanawiać.

Po piąte: pięknie to jest napisane. Jeżeli chcecie (jak ja) mieć kontakt z pisanym angielskim, a nie tylko cały czas oglądać seriale (nawet jeśli oglądacie z napisami angielskimi albo w ogóle bez nich), to właśnie młodzieńczy, nieco naiwny, wręcz "natchniony" język używany do opowiedzenia pięknej historii sprawdzi się w tej roli idealnie.

Po szóste: to jest po prostu piękna historia miłosna. I tak, przy zakończeniu się wzruszycie.

Raz jeszcze: po prostu polecam. Zwłaszcza na wakacje.

2 komentarze: