sobota, 12 maja 2018

FILM #5. Nie wiem, o co im wszystkim chodzi, czyli "Tomb Raider"




Film, na który - jako fanka gier, na podstawie których powstał - czekałam, a po wielu negatywnych recenzjach jednak zrezygnowałam z seansu zaraz po premierze. Wiadomo jednak, że życie układa się różnie - i kiedy musiałam czekać prawie cztery godziny na następne zajęcia, przemogłam się i poszłam do sali kinowej (w której, nawiasem mówiąc, siedziałam sama, mimo że może się w niej zmieścić prawie 240 osób). 
Dla niekojarzących tematu spieszę wyjaśnić: istnieje seria gier komputerowych o Larze Croft, seksownej pani archeolog odkrywającej starożytne sekrety, ratującej świat i tak dalej, i tym samym kontynuującej tradycję zapoczątkowaną przez tragicznie zmarłego ojca (również archeologa). Seria gier po dziewięciu coraz bardziej bad-assowych odsłonach przeżyła reboot albo - jak wolę to określać - renesans, który "zresetował" tę postać i powrócił do postaci Lary jako młodej, nieporadnej jeszcze dziewczyny, która ma większą odwagę niż umiejętności (zresztą bardzo udany). Film z Alicią Vikander w roli głównej również wymazuje dwa średnio udane filmy o Larze (w których główną rolę grała Angelina Jolie), i rozgrywa się właściwie równolegle do wydarzeń z pierwszej "nowej" gry (gra numer trzy pojawi się we wrześniu tego roku).

Od razu mówię jedną rzecz: to nie jest kino ambitne, niesamowite, poruszające, zapadające w pamięć. Jednakowoż jest to kino po prostu całkiem przyjemne, ot, takie na niedzielę albo właśnie na trzy godziny czekania, którego nie analizuje się pod kątem logicznym, tylko ma się euforię z ładnie nakręconych scen. Alicia jest absolutnie piękna, ma genialny brytyjski akcent (mimo że technicznie jest Szwedką), niezwykle zwinnie i sprawnie się rusza i po prostu bardzo pasuje do roli Lary. Widoczny jest też tutaj duch "nowych" gier - wielokrotnie Larze nie wychodzą widowiskowe kombinacje, upada, coś ją boli (chociaż ominięto chyba najbardziej poruszającą scenę wypalania rany w brzuchu), płacze, gdy musi pierwszy raz kogoś zabić i czasem nie za bardzo przemyśli to, co chce zrobić dalej. 

Muszę też zauważyć, że o ile w najnowsze gry gra się przyjemnie pod kątem biegania, zbierania, strzelania itd., o tyle są one niestety momentami na katastrofalnym wręcz poziomie, jeżeli chodzi o scenariusz (za który odpowiada krewna Terry'ego Pratchetta Rhianna Pratchett). Okej, rozumiem, że nie każdy musi mieć wyższe wykształcenie historyczne, ale żeby pani archeolog (!!!!) była zdziwiona (!), że w Rosji prowadzone były obozy pracy (!!!), w których ludzie byli traktowani w sposób niehumanitarny (!!!), i komentowała to słowami "Ojej, jakie to straszne!", jest po prostu porażką i obrażaniem inteligencji odbiorcy (już nie wspominając o drewnianych dialogach). Scenariusz filmu natomiast, choć miejscami bardzo kiczowaty i odrobinę niezbudowany lub wręcz nielogiczny ("Poznałem Cię dziesięć minut temu, to teraz zaryzykuję życie, żeby Cię uratować"), potrafi momentami cieszyć.

Z tego powodu polecam film nie tylko nerdom lubiącym serię gier, ale wszystkim, którzy szukają filmu "takiego o", niezbyt mądrego, niezbyt zostającego w pamięci, ale świetnie zrealizowany (ta scena burzy na morzu!), z akcją i piękną aktorką. Mimo wad bardzo chętnie pójdę na drugą część.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz