czwartek, 12 lipca 2018

KSIĄŻKA #3. A zapowiadało się tak dobrze, czyli Lorena Franco "Ona to wie" (wyd. Albatros)




Przez pierwszą połowę byłam przekonana, że "Ona to wie" dostanie ode mnie 4,5 gwiazdki (albo nawet 5). Nawiązania do "Cienia wiatru" (który, owszem, odznacza się bardzo zróżnicowanym poziomem literackim w zależności od momentu), niepokojąca atmosfera przedmieść, główna bohaterka staczająca się w spiralę środków uspokajających i alkoholu spędzająca nieszczęśliwe życie małżeńskie na podglądaniu sąsiadów i rozpamiętywaniu czasów, gdy mąż jeszcze ją kochał. Do tego literackie zakusy bohaterki-pisarki dawały bardzo duże pole do popisu na eksplorowanie wątku szaleństwa, doprowadzania do niego i pogrążania się w nim, plus na kameralną, ale poruszającą historię z przeszłości, która właśnie dogania bohaterkę. I to wszystko w atmosferze hiszpańskiej prowincji, z paellami, tortillami i aromatyczną kawą. Przyznaję też, że całość czytało się wręcz wybitnie lekko i szybko, i mimo kilku niezgrabności (na 480 stronach) trzeba przyznać, że tłumaczka (Elżbieta Sosnowska) naprawdę wykonała świetną robotę.

Im dalej w las, tym jednak - i szczerze tego żałuję - gorzej. Zwroty akcji, podawane nam jako zaskakujące, niesamowite, NIEPRZEWIDYWALNE są wiadome właściwie od momentu, w którym dana postać jest wprowadzona; może bez szczegółów, ale wzajemne powiązania między postaciami są widoczne od początku, mimo że autorka niby próbuje je ukryć. Pierwszy taki "zwrot" następuje w połowie książki, i niestety oprócz swojej przewidywalności jest dość idiotyczny (SPOILER NA DOLE*). Drugi - po kolejnych gdzieś 100 stronach - również wiadomy jest właściwie od momentu rozpoczęcia tego wątku**. Trzeci, czyli wyjawienie osoba zabójcy, to niestety klisza nad kliszami***.

SPOILERY W TYM AKAPICIE TAK BARDZO (POMIŃ CAŁY AKAPIT)!!! Niestety przewidywalność nie jest jedyną złą cechą książki; końcówka (ostatnie 50-60 stron, czyli punkt kulminacyjny, uspokojenie i "dramatyczny epilog") porażają brakiem logiki, patosem i wręcz idiotyzmem. Zabójca, który jest na wolności, zamiast przyjść i po prostu zabić, straszy swoją ofiarę, przebierając się za diabła z "Cienia wiatru" i wielokrotnie przychodząc pod jej dom. Trup (kobieta zgrabna i wysoka, więc ważąca pewnie te 65 kilogramów) w ciągu 5 minut znika, nie ma też żadnej krwi. Wciąż udajemy, że nasza bohaterka żyje w oddaleniu od jakichkolwiek dzieł kultury, więc gdy czyta list od osoby, która naprawdę dobrze jej życzy, mówiący "Proszę, uciekaj teraz, jesteś w niebezpieczeństwie, proszę, uciekaj", zamiast uciekać, stoi jak głupia kwoka i dalej czyta ("nie, za rogiem na pewno nie stoi morderca, który prześladował mnie od iluś miesięcy"). Bohaterka zamiast od razu nacisnąć pistolet, który ma pod ręką, bezwolnie idzie z mordercą; morderca oczywiście jej nie przeszukuje i zostawia jej pistolet pod ręką. Bohaterka strzela trzykrotnie w mordercę, on oczywiście przeżywa (jasne, wiadomo, że z trzema kulami w piersi dopiero zaczyna się impreza). Następnie jest "wzruszający" moment pełen patosu, gdy bohaterka niby jest bezpieczna, uratowała kogoś dobrego i dziecko, i znikąd, zadowolona z siebie, rzuca "We wszystkich matkach budzi się instynkt macierzyński, kiedy trzymają dziecko w ramionach" (str. 469; Lol. Nie. Polecam poczytać o depresji poporodowej). Bohaterka po piekle, które przeżyła, radośnie stwierdza, że nie wyjedzie, nie ucieknie (mimo że morderca jest na wolności i będzie chciał się mścić), tylko wraca do Barcelony, hehe, będzie spoko, na pewno nic się nie stanie, co oczywiście skutkuje "dramatycznym" epilogiem (podczas którego mamy już tak strasznie dosyć, że nawet za bardzo nas nie obchodzi, czy bohaterka przeżyje). KONIEC SPOILERÓW W TYM AKAPICIE

Problemem z tą książką jest też brak sympatii wobec bohaterów. Ta historia miała naprawdę bardzo duży potencjał, zwłaszcza wątki, które potem się rozpłynęły, typu sąsiad codziennie wyrzucający worki na śmieci (której to czynności wytłumaczenie nie poraża logiką, ale na pewnym stopniu akceptowalności). O ile jeszcze naszą bohaterkę można w miarę polubić jako osobę z problemami (i to bardzo poważnymi, kwalifikującymi się do terapii uzależnień), a pozostałe kobiety z powieści zaakceptować, o tyle każdy jeden mężczyzna występujący w historii jest gorszy od drugiego. Nie liczcie tutaj jednak na pogłębioną charakterystykę albo chociaż minimalne wytłumaczenie zła - oni wszyscy są źli, bo są źli, I JUŻ, CO SIĘ CZEPIASZ, GŁUPI CZYTELNIKU.

Na koniec powiem tak: zazwyczaj kryminałów "wakacyjnych" się tak strasznie nie czepiam. Ot, niewymagające czytadła na wieczór po męczącym, słonecznym dniu, coś, nad czym nie muszę jakoś strasznie się skupiać, co łatwo się czyta i co jest po prostu okej. Jednak ostatnio przeczytane przeze mnie świetne "Stillhouse Lake" oraz znakomity "Czarny dom" Petera Maya postawiły poprzeczkę nieco wyżej. I o ile jestem w stanie wiele wybaczyć, to braku logiki i nagłego przeskoku stylistycznego (naprawdę, końcówka w szpitalu brzmi tak, jakby pisał ją ktoś inny, albo autorka, ale na wczorajszy deadline) nie mogę. I bardzo mi szkoda, bo te 480 stron mogło być super czytadłem na wakacje, nietypowym dla mnie chociażby z racji pochodzenia autorki; Lorena Franco zresztą napisała podobno jeszcze kolejne powieści, wtedy byłabym bardzo zachęcona do ich stopniowego odkrywania. Tymczasem okazało się lekką stratą czasu. Szkoda.

PS Bardzo dziwi mnie poziom wydawnictwa Albatros - czasem wydają perły rynku literackiego typu "Nocny film" Marishy Pessl (geniusz kryminału!), a czasem (i wtedy zazwyczaj dają im większy marketing) takie buble. Szkoda.

PS 2 Ta okładka - jak i sama autorka - są jednak przepiękne, i to muszę im oddać.

PS 3 I mimo wszystko możliwe, że - jeżeli kolejne książki autorki będą przetłumaczone przez tę samą tłumaczkę - również po nie sięgnę, z (być może naiwną) nadzieją, że to zakończenie to tylko wypadek przy pracy, a kolejne książki będą zawierać mniej wyeksploatowanych i oczywistych wątków, a więcej m.in. bardzo sympatycznych nawiązań do literatury.





SPOILERY SPOILERY SPOILERY SPOILERY SPOILERY SPOILERY niżej

* - Maria jest siostrą Clary; po zabójstwie Clary udała się do chirurgów plastycznych, gdzie nie do poznania zmieniła sobie twarz. Mhm...
** - dziwnie zachowujący się mąż, który po amnezji bohaterki wywozi ją gdzieś daleko, nie jest jej prawdziwym mężem, tylko jego wybitnie podobnym do niego bratem (którego zresztą bohaterka wcześniej znała)
*** - jeżeli mąż Cię nie kocha i jest toksyczny, to znaczy, że jest zabójcą. ZAWSZE. (Z drugiej strony może takie wątki akurat będą dobrze oddziaływać społecznie, typu uświadomią komuś, że lepiej rzucić toksyka czym prędzej, bo może zrobić coś naprawdę dziwnego, wtedy odebrane zostałoby mi moralne prawo do krytykowania takiego wątku).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz