poniedziałek, 15 maja 2017

KRYMINALNY WEEKEND #18. Lekki kryminał zaskakująco feministyczny, czyli Paula Hawkins "Zapisane w wodzie" (wyd. Świat Książki)





Czy jest ktoś zainteresowany literaturą, kto nie słyszał o Pauli Hawkins? Autorka Dziewczyny z pociągu swego czasu pojawiała się wszędzie - a wraz z nią jej książka. Moim zdaniem - bardzo dobrze, bo pierwsza powieść Hawkins była po prostu dobra (i nie za bardzo obchodzi mnie, że środowisko czytelników po jej książce wyraźnie się podzieliło na kilka grup przekrzykujących się nawzajem). Zapisane w wodzie na pewno jest nieco inne - choć z tego, co widzę w pięć dni po premierze, ono też wywołuje niemałe spory. Ja akurat zaliczam się do grupy, której druga powieść autorki również bardzo się podoba - choć przyznaję, że ma ona kilka wad. Ale zacznijmy od początku.


„Alec, obudź się. Obudź się! Nel Abbott nie żyje. Znaleźli ją w wodzie. Skoczyła“. „Julio, to ja. Musisz oddzwonić. Oddzwoń. Proszę. To ważne. Oddzwoń, jak tylko będziesz mogła, dobrze? Chcę… To ważne“.  Kilka dni przed śmiercią Nel Abbott dzwoni do swojej siostry. Jules nie odbiera, ignorując jej prośbę o pomoc. Nel umiera. Mieszkańcy miasteczka mówią, że „skoczyła“. A Jules musi wrócić do miejsca, z którego kiedyś uciekła – miała nadzieję, że na dobre – aby zaopiekować się swoją piętnastoletnią siostrzenicą. Julia się boi. Tak bardzo się boi. Dawno pogrzebanych wspomnień, starego młyna, świadomości, że Nel nigdy by tego nie zrobiła. A najbardziej boi się wody i zakola rzeki, które miejscowi nazywają Topieliskiem. [opis wydawcy]

Od razu zaznaczam: jestem bardzo dużą fanką (acz nie  fanatyczną wyznawczynią) Dziewczyny z pociągu. Pierwszą książkę Hawkins uważam za naprawdę dobry, wciągający kryminał psychologiczny, z nietypową intrygą, kilkoma interesującymi wątkami pobocznymi (chodzi mi głównie o historię dziecka jednej z trzech pań) i (przez kreację pisarki) "nieogarniętą życiowo" narratorką. Zakończenie w tej książce - myślę - jest  po prostu świetne. Przyznaję też, że: a) absolutnie się go nie spodziewałam podczas lektury, że b) dość długo we mnie siedziało (dalej - po prawie półtora roku od lektury - pamiętam je ze wszystkimi szczegółami), i że c) aby je spokojnie przeczytać do końca, oznajmiłam koleżankom siedzącym obok mnie w przerwie między wykładami, żeby "teraz do mnie nie mówiły".



Zapisane w wodzie, moim zdaniem, pod względem kryminalnym stoi nieco (tylko nieco - nie bardzo) niżej niż Dziewczyna z pociągu (nadrabia jednak wątkiem feministycznym, o którym za moment) - zauważcie jednak raz jeszcze, że mi pierwsza książka naprawdę bardzo mi się podobała i myślę, że dość trudno do niej dobić. (A zresztą z tego, co widzę w innych recenzjach, ci, którzy Dziewczynę... znienawidzili, Zapisane w wodzie teraz hołubią). Dlaczego jednak uważam, że druga powieść autorki jest nieco (tylko nieco, nie: bardzo) gorsza?


W kilku momentach Hawkins - zwłaszcza pisząc z perspektywy bohaterów młodszych - potrafi być nieco pretensjonalna (ach, ta narracja z punktu widzenia Leny...). Rozdrobnienie narracji na wielu bohaterów, mimo że pozwala poznać wiele różnych wątków, sprawia też, że nie jesteśmy w stanie zidentyfikować się z nimi tak bardzo, jak na przykład tylko z trzema mówiącymi postaciami. Zakończenie, acz bardzo misterne i ładnie kończące wszystkie wątki, nie do końca przyprawiło mnie o dreszcze - bo właśnie nie wszystkie osoby tragedii wywołały u mnie jakiekolwiek współczucie (raczej - zwłaszcza osoby okazujące się tymi złymi - wzbudziły raczej reakcję w rodzaju "Ale z ciebie idiota, mógłbyś się ogarnąć"). Zastrzeżenia mam też do wątku Jules (tak dokładnie do pewnej kwestii, którą wypowiada jej siostra, a która ma duży wpływ na jej życie) - dla mnie od początku rozwiązanie tego fragmentu fabuły było oczywiste, nie mogłam więc zrozumieć, dlaczego jestem prowadzona w inną stronę.

I - tak właściwie - to tyle wad. Bo w książkę Hawkins w sumie łatwo się wciągnąć, przeczytać w jeden wieczór, upajając się atmosferą małego miasteczka i tajemniczego jeziora, zagłębiając się w tajemnice z przeszłości (tak tworzone są najlepsze kryminały - z dawną intrygą, która rozwikłuje się dopiero w teraźniejszości po jakimś morderstwie). Nie będę oczywiście argumentować, że jest to Absolutnie Genialny Kryminał Zagraniczny (bo na to miano zasługują prawie jedynie książki Ahnhema i może niektóre autorstwa Jo Nesbo), ale skłamałabym, mówiąc, że nie mogłam się przy tej książce w miarę odprężyć po całym ciężkim dniu. (Bo rzeczywiście musiałam mieć dość podwyższoną uwagę, by łączyć wszystkie wątki). A w sumie chyba właśnie tego oczekuję od kryminału. (Nie mówiąc już o tym, że o wiele bardziej podoba mi się obraz toksycznych relacji w małym miasteczku przedstawiony tutaj niż w - wydaje się - sztandarowym już "Trafnym wyborze" J.K. Rowling).

Powiem w tym miejscu o jeszcze jednej kwestii, o której nikt do tej pory w czytanych przeze mnie recenzjach nie wspomniał. Hawkins podnosi tutaj głośno wątek kobiecy - głównie wątek (nastoletniego) gwałtu (Przecież nie powiedziałaś Nie, czyli Cię nie zgwałciłem). Ma też kilka bardzo trafnych spostrzeżeń (dlaczego, gdy mąż zdradza żonę, obwiniana jest kochanka, skoro to mąż przysięgał przed ołtarzem - lub w Urzędzie Stanu Cywilnego - że "aż do śmierci, w zdrowiu i w chorobie"?) powiązanych właśnie z sytuacją kobiet. Oczywiście w tym wydaniu jest to bardziej popfeminizm aniżeli rozwinięta refleksja na temat roli kobiety w społeczeństwie (ale, przypominam, czytamy kryminał Hawkins, a nie powieść Atwood, Woolf czy Lessing), ale trzeba przyznać, że książka ta dzięki nazwisku autorki na pewno trafi do mnóstwa osób, w tym młodych dziewczyn, które będą mogły zapoznać się z takimi poglądami (być może nowymi dla nich) i - może - stwierdzić, że wcale nie są one bez racji. Za to propagowanie dobrych wzorców dodałam jedną gwiazdkę (no, tak właściwie to tylko pół, bo całą powieść oceniłabym na 3,5, ale skala Goodreads jest nieubłagana).


Jeżeli idzie o wydanie: samo w sobie jest bardzo ładne (ach, ta okładka! Spróbujcie odwrócić ją do góry nogami). Również tłumaczenie jest wykonane na medal. Jedyne uwagi mam do niektórych form (dosłownie kilku przez całe 363 strony), które, choć poprawne językowo, brzmią nienaturalnie w ustach nastolatki - która powiedziałaby prędzej Używam snapchata aniżeli Używam snapchatu. Bardzo podoba mi się trwałość okładki - spokojnie można książkę wrzucić do torebki wraz ze zwyczajowym milionem innych rzeczy, i nie bać się, że od razu się uszkodzi. 

Podsumuję: książka Hawkins nie jest Wielką Literaturą. Ale, kurczę, czy naprawdę oczekujemy od kryminału, że nią będzie? A autorce trzeba oddać, że mimo kilku niedociągnięć kreuje bardzo poruszającą historię kłopotliwych kobiet, których można się pozbyć w tajemniczym Topielisku. Tych młodszych i tych starszych, tych niedawno narodzonych i tych dawno zapomnianych. Jest to też opowieść o miejscu kobiet - (zazwyczaj) fizycznie słabszych, ale (być może) mocniejszych psychicznie, potrafiących się mścić za doznane krzywdy nawet po wielu latach. (Albo nawet zza grobu, jak sugeruje to wątek Nickie). Atmosfera zaszczucia, tajemnic z przeszłości i bardzo trudnych relacji między osobami, które powinny być sobie najbliższe, wyziera tutaj właściwie z każdej strony. I za to Pauli Hawkins należą się brawa. A ja czekam na kolejną książkę autorki. Niecierpliwie.

Znajdziesz mnie także w następujących miejscach:
Facebook: KLIK
Instagram: KLIK
Goodreads: KLIK
LubimyCzytac.pl: KLIK

4 komentarze:

  1. Przeczytałam "Zapisane w wodzie" i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Warto dać Pauli Hawkins drugą szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No rozumiem tych pomyj wylewanych na nią za "Dziewczynę z pociągu". Moim zdaniem, nie była to powieść wysokich lotów i zakończenie znałam już w połowie, ale żeby określać ja jakimś strasznym gniotem? Jak dla mnie przesada, taki ot, kryminał do poczytania. I pewnie w związku z tym za jakiś czas tez sięgnę po "zapisane w wodzie" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się zgodzić (nawet jeżeli mi "Dziewdczyna..." się podobała). Wydaje się mnóstwo kryminałów, które stoją na o wiele gorszym poziomie literackim, a które są powszechnie hołubione. Taki duży "hejt" wynika w dużej części - paradoksalnie - z ogromnej popularności książki. A "Zapisane w wodzie" - jako czytadło - ponownie polecam. :-)

      Usuń