czwartek, 20 lipca 2017

KSIĄŻKA: Niebezpieczny związek, czyli Deborah Levy "Gorące mleko" (wyd. Znak)




Z okazji wakacji kontynuuję nadrabianie zaległości. Dzisiaj na Nerwie Słowa książka, która wywołała dość spore poruszenie - historia (toksycznej?) relacji matki i córki, wstępowania w dorosłość, szukania własnego miejsca na ziemi. Zapraszam!




Andaluzja. Idylliczne plaże, kłębiące się emocje. Dla Sofii i jej matki to podróż ostatniej szansy – Rose cierpi na trudny do zdiagnozowania paraliż. Gomez – lokalny lekarz, podejmuje próbę leczenia. Uśpiony bunt, lęk przed wolnością, chęć odnalezienia własnej drogi buzują w Sofii, przywiązanej do wózka inwalidzkiego matki. Czy cudowne uzdrowienie może oznaczać zerwanie więzi? [opis wydawcy]

Po poszczególne książki sięgam z różnych powodów. Jedne mają mnie odstresować, inne wywołać refleksję, jeszcze kolejne są moją formą dokształcania się. W tej ostatniej grupie mieści się Gorące mleko - jako książka w 2016 roku nominowana do nagrody Bookera (znalazła się nawet na tzw. shortliście, czyli wśród sześciu książek mających największą szansę na wygraną). Po lekturze mogę powiedzieć jedno: jest to typowa książka nagrodowa (tak jak niektóre filmy są typowo festiwalowe), i jeżeli nie lubi się takich ciężkich, ale jednocześnie minimalistycznych klimatów, charakterystycznego, albo wręcz postmodernistycznego (jakby zblazowanego) sposobu pisania, to będzie się niezadowolonym już na starcie. A szkoda, bo Deborah Levy porusza (choć nie robi tego jako pierwsza) ważne i pełne emocji tematy.





Główna bohaterka, mimo skończonych studiów antropologicznych, znajduje się wciąż u progu. U progu dorosłości, u progu niezależności, u progu życia. Sofia nie wie jeszcze, kim jest: na razie spędza czas jako opiekunka i towarzyszka swojej matki, wspólnie z nią pogrążając się w toksycznej atmosferze tego związku, i nie wiedząc, jak ma wyglądać jej dorosłe życie. W ramach układania sobie wszystkiego w głowie angażuje się w nietypowe, nieśmiałe, a jednocześnie zblazowane właśnie relacje; jedzie też poznać nową rodzinę swojego ojca, który porzucił ją, gdy była nastolatką. Wszystko to robi jednak bez przekonania, z dystansem, jakby była oddzielona barierą - od życia, ale też od samej siebie, od własnych uczuć i emocji. W rezultacie Sofia snuje się po swoim życiu, obijając się o własne oczekiwania i niezdecydowanie.

Jeżeli chcecie jednoznacznego werdyktu, czy sięgnąć po tę książkę, czy jednak ją sobie odpuścić, u mnie go nie znajdziecie. Z jednej strony bowiem jest to książka właśnie nagrodowa - niepokojąca, ale minimalistyczna, przepełniona symboliką (meduzy, tani zegarek, zapominanie słów z dzieciństwa, okresowy paraliż), a z drugiej to, jak będziemy ją odbierać, zależy bardzo od naszych własnych doświadczeń. Jeżeli przeraża Was proza nieoczywista, bez łatwych rozwiązań, nie będzie to pozycja dla Was. Jeżeli natomiast lubicie czytanie niespieszne, spokojne, w których większość treści wnioskujecie albo dopowiadacie sobie sami, Gorące mleko będzie dla Was czymś idealnym.




Za egzemplarz recenzencki książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.







2 komentarze:

  1. Mało jest książek o takiej tematyce, a szkoda.

    Pozdrawiam.
    Kasia z Ebookowych recenzji
    http://ebookowe-recenzje.blogspot.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja znam niedoścignioną "Pianistkę" Elfriede Jellinek - również o toksycznym związku matki i córki, ale poważniej, mroczniej, bardziej naturalistycznie. I mimo że czytałam ją dość dawno, to dla mnie żadne "Moja miłość do matki tnie mnie niczym topór" nie da rady jej dorównać. :-)

      Usuń