poniedziałek, 23 listopada 2015

TEATR: "Dużo kobiet, bo aż trzy"


23 listopada, godzina 19 - ciemno, mokro, zimno. Ale nie w Sali koncertowej Radia RAM, w której tego dnia odbył się spektakl "Dużo kobiet, bo aż trzy". A w obsadzie? Artur Andrus, Maria Czubaszek, Magda Umer i Hanna Śleszyńska. I o ile już samo zestawienie takich nazwisk może przyprawić o zawrót kiszek i skręt głowy, o tyle tym, co naprawdę wywołało dreszcz pozytywnych emocji, było - rzecz jasna - samo widowisko.


Grande valse frotѐe

 
Na scenie artyści pojawiali się w różnej kolejności i w różnych konfiguracjach. Artur Andrus - choć również śpiewał, i to jak! (spragnionych dalszych wrażeń zachęcam do odszukania utworu Cyniczne Córy Zurychu), pełnił funkcję konferansjera rozmawiającego z kobietami, z których każda prezentowała swoje - najróżniejsze - przemyślenia, co pewien czas pokazując również akcent (lub nawet cały program) muzyczny.  


W moim życiu były trzy kobiety...


Jak to można się domyślić, obok muzyki nie zabrakło i humoru. Humoru najwyższej próby, który z jednej strony rozrywa brzuch i przeponę, a z drugiej wywołuje w człowieku chęć powrotu do domu i przeczytania naraz najbardziej ambitnych książek, jakie się posiada, by chociaż odrobinę zbliżyć się do poziomu artystów. Przyznaję, że ze dwa albo nawet i trzy razy popłakałam się ze śmiechu, szczególnie podczas występu Hanny Śleszyńskiej, która na żywo brzmi niesamowicie - aktorka operuje głosem w najróżniejszych skalach i tonacjach, w jednej chwili stając się krwiożerczą naczelniczką więzienia, by w drugiej zostać wrażliwą kobietą z ziemi wzdychającą do lotnika. A jej impresja Ewy Demarczyk... Ach, cóż to były za wrażenia! (Wpis na Bucket List: pójść na koncert Śleszyńskiej, i to jak najszybciej).


...opiekunki pięknych piosenek


Magda Umer z kolei zaprezentowała repertuar bardziej nostalgiczny, refleksyjny, idealny na listopadowy wieczór. Podczas jej występów łezka w oku również się pojawiła, tym razem jednak z zupełnie innych powodów niż u Śleszyńskiej. Utwory między innymi Agnieszki Osieckiej nawet po wielu latach są aktualne, a w takim wykonaniu jeszcze bardziej chwytają za serce. 


...mówiące optymistycznie o miłości


Nie wolno również zapomnieć o Marii Czubaszek, która po prostu... była sobą. I to właśnie sprawiało, że praktycznie za każdym razem, gdy otwierała usta, z sali dobiegała salwa śmiechu. (Tak, tutaj zdarzył się ten trzeci płacz). Cięty dowcip, celne puenty, wielki dystans do życia i do tego mina niewiniątka łączą się w ucieleśnienie (często czarnego) inteligentnego dowcipu.


...i wspierane przez mężczyzn


Spektakl nie udałby się bez genialnych muzyków, z których na pierwszy plan wysunął się wybitny pianista Wojciech Kaleta. Jego solówki na fortepianie powodowały przysłowiowe opadnięcie szczęki, a w połączeniu z kontrabasem dostarczały niesamowitych wrażeń. 


Mężczyzna na lotni to człowiek samotny...

 

...dobrze więc, że artyści dzisiejszego widowiska pozostali na ziemi, by czarować widzów swoimi umiejętnościami. Albowiem robią to doskonale, inspirując, wywołując refleksję, ale również powodując wręcz spazmatyczny śmiech.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz