wtorek, 10 października 2017

KSIĄŻKA: Urok galanterii, czyli Amor Towles "Dżentelmen w Moskwie" (wyd. Znak)




Niektóre książki czytamy dla szybkiej akcji, napięcia i dreszczyku emocji. Inne - by zrelaksować się przy czymś niewymagającym myślenia. Jest też trzecia grupa, chyba moja ulubiona - sentymentalne opowieści, w której to nie akcja i zwroty fabuły są najważniejsze; w których chodzi o niepowtarzalną atmosferę, pewną nostalgię oraz dostarczenie sposobności do przemyśleń. Do tej ostatniej kategorii zalicza się Dżentelmen w Moskwie Amora Towlesa, książka, która absolutnie podbiła moje sentymentalne serce. I którą teraz polecam Wam - nieważne, ile macie lat, w jakim żyjecie kraju albo jakie macie życiowe doświadczenia.



Wszystko zmienił jeden wiersz… To przez niego hrabia Rostow musiał zamienić przestronny apartament w Metropolu, najbardziej ekskluzywnym hotelu Moskwy, na mikroskopijny pokój na poddaszu, z oknem wielkości szachownicy. Dożywotnio. Taki wyrok wydał bolszewicki sąd. Rostow wie, że jeśli człowiek nie jest panem swojego losu, to z pewnością stanie się jego sługą. Pozbawiony majątku, wizyt w operze, wykwintnych kolacji i wszystkiego, co dotychczas definiowało jego status, stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Z pomocą zaprzyjaźnionego kucharza, pięknej aktorki i niezwykłej dziewczynki na nowo buduje swój świat. Gdy za murami hotelu rozgrywają się największe tragedie dwudziestego wieku, hrabia udowadnia, że bez względu na okoliczności warto być przyzwoitym. A największego bogactwa nikt nam nie odbierze, bo nosimy je w sobie. [opis wydawcy]


Uwielbiam literaturę rosyjską - głównie Dostojewskiego i Akunina - za jej bardzo specyficzny, sentymentalno-emocjonalny charakter. Towles jest oczywiście pisarzem amerykańskim, co widać w powieści, ale trzeba mu oddać, że jego proza wyśmienicie łączy rosyjskiego ducha z elementami amerykańskiego blichtru (wcale nie tak dalekiego od mentalności naszych wschodnich pobratymców). Jeżeli nie czytaliście nigdy literatury rosyjskiej, trudno będzie to wytłumaczyć, jeżeli zaś taki Mistrz i Małgorzata pojawili się w Waszym spisie lektur, chyba nie muszę nic więcej mówić - ta sama atmosfera sentymentalności, odrobiny humoru, a także świadomość, że pewne czasy już nie wrócą (z jednoczesną akceptacją i gotowością na nowe) obecna jest też tutaj. Jeden moment, niby niepozorny, jedna z pozoru błaha decyzja mogą zmienić wszystko - nie zawsze na gorsze, mimo że często właśnie takie na początku się wydaje.






Towles w Dżentelmenie w Moskwie pokazuje, jak doskonały ma warsztat - między innymi znakomicie kreuje postacie. Tytułowy dżentelmen, czyli hrabia Rostow, jest postacią, której nie da rady nie kibicować. W każdej sytuacji zachowujący przytomność umysłu, doskonałe maniery oraz etykę dżentelmena były arystokrata udowadnia, że czasem to, co niewygodne, okazuje się najważniejsze. Postacie drugoplanowe - a na ich czele Nina oraz pewna znana aktorka - napędzają fabułę, wprowadzając zaskakujące (jak na tak statyczną powieść) i intrygujące zwroty akcji. Kompozycja, język (brawo dla tłumaczki), napięcie - to wszystko tutaj gra harmonijnie jak smyczki w najpiękniejszych koncertach Czajkowskiego. 



Trudno jest mi określić dokładnie, na czym polega magia tej powieści, skupiającej się na promykach światła mimo szaroburej rzeczywistości. Widzę tutaj podobieństwa do Wesa Andersona i jego Grand Budapest Hotel, widzę wspomnianą już atmosferę i świetny warsztat. Nie mogły umknąć mi również piękne refleksje kogoś już obeznanego z życiem i nieoczywistymi torami, jakie ono najczęściej przybiera. A Towles idzie jeszcze o krok dalej, sprawiając, że jego książkę po prostu chce się czytać. Nawet jeżeli jest stosunkowo gruba i opowiada o zamierzchłych czasach. Muszę też przyznać, że podkreślany w większości recenzji aspekt pt. Dżentelmen pokazuje, że nawet w najgorszych czasach trzeba zachować się porządnie dla mnie był tylko aspektem pobocznym - całą powieść traktuję (o dziwo!) bardziej jak powieść... przygodową połączoną z trafną życiową refleksją. Albo przynajmniej: bardzo statyczną wariację na jej temat. Taka gra z czytelniczymi oczekiwaniami i emocjami, a także zabawa gatunkowa są tym, co mnie, jako ogromną fankę autorskiego (tzn. zawierającego charakterystyczne cechy twórcy) kina i literatury bardzo w tej książce pociąga.





Na koniec - jak zwykle - uwagi na temat wydania. Będzie krótko, bo jest ono absolutnie przepiękne i sprawia, że ta książka będzie idealnym prezentem dla wszystkich marzycieli i wielbicieli literatury z powyżej przedstawionymi motywami.  Mimo dość sporej objętości książkę czyta się stosunkowo szybko (raz jeszcze pokłony dla tłumaczki), z rozkoszowaniem się językiem i atmosferą.

Na koniec napiszę tak: zdecydowanie tę książkę polecam. Nie tylko kochającym Tołstoja czy w ogóle kochającym sztukę (ci na pewno będą zachwyceni); również (a może przede wszystkim?) tym, którzy szukają w literaturze czegoś więcej, niż zobaczyć można w pozycjach z list bestsellerów. Zmierzch arystokracji pokazany z zupełnie innej strony, zakończenie pewnej epoki, wysublimowany humor, pokazanie, jak dżentelmen odnaleźć może się nawet w niesprzyjających czasach, a także piękna, kameralna historia rodzinno-miłosna - to coś, za co Dżentelmen w Moskwie może okazać się jedną z najlepszych książek roku. Dla mnie to jest 10/10.



Znajdź mnie też:


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.


2 komentarze:

  1. Ależ mam teraz ochotę na tego Dżentelmena! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo polecam! :-) Zwłaszcza że dżentelmenów w życiu nigdy zbyt wielu :-)

      Usuń